poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 21 ''Ten, kto nie jest kocha­ny, zaw­sze jest sa­mot­ny wśród tłumu''

  Wyszłam z bazy. Szłam spokojnym krokiem, lecz usłyszałam wołanie. Odwróciłam się i zobaczyłam Piotrka.
- Martyna!
- Tak? - Zapytałam.
- Możemy porozmawiać?
- No dobrze... - Westchnęłam. - Gdzie?
- U mnie.
Po chwili skierowaliśmy się w stronę auta chłopaka. Miałam dość tego, że ciągle się kłócimy. Bardzo mi go brakowało. Zgodziłam się z nim pogadać. Chcę mu dać drugą szansę, bo nikogo jeszcze takiego nie spotkałam. Piotrek już od ponad miesiąca nie odpuszcza. Kocham go i nie potrafię przestać.

***
- Piotruś tylko nie zmarnujmy tej szansy... - Po tych słowach mężczyzna ją przytulił. Znów mogła poczuć się kochana.
- To co... Wprowadzisz się do mnie? - Zapytał z uśmiechem.
- Tak! - Martyna rzuciła mu się na szyję i namiętnie go pocałowała.
- Wiesz, jak się za tobą stęskniłem?
- Ja za tobą też. - Lekko podniosła kąciki ust wtulając się mocniej w Piotrka.

***
  Tak się cieszę, że Martyna dała mi drugą szansę. Kocham ją najmocniej na świecie. Głupio mi teraz ukrywać, co się działo, gdy nie byliśmy razem. Najpierw ta cała sytuacja z Renatą, później wypadek... Nie mogę jej na razie tego powiedzieć, nie teraz. Boję się, co będzie dalej. Boję się, że znów stracę Martynę.

  Nigdy nie doświadczyłem takiego czegoś, nigdy nie poczułem tego, gdy ją spotkałem. Poznaliśmy się w pracy. Pamiętam jeszcze, jak była z Rafałem... Gdy się jej oświadczył, a później ją zdradził... Gdy ja byłem z Martą... To wszystko już na szczęście nie wróci. Przeżywaliśmy okres w którym obu było nam ciężko. Najtrudniej było, jak dowiedziałem się, że Martyna była ze mną w ciąży, a później była sparaliżowana. Martwiłem się o nią, że sobie z tym wszystkim nie poradzi, że nie wytrzyma tej presji, lecz dała radę.

Następnego dnia mogliśmy w końcu razem iść do pracy. Gdy weszliśmy do bazy, wszyscy spojrzeli się na nas.
- To już koniec kłótni? - Zapytał Adam.
- Na to wygląda. - Powiedziała Martyna patrząc mi w oczy. Po chwili poszła do szatni, a do mnie podszedł Wszołek.
- Powiedziałeś jej o Paulinie?
- Nie... Nie umiem się przełamać, nie potrafię tego z siebie wydusić. - Odrzekłem.
- Stary, musisz! Jeśli będziesz z tym dłużej zwlekał to znów ją stracisz. Wtedy nie odzyskasz jej tak łatwo.
- Wiem... Po pracy jej powiem...

  Dyżur zleciał mi bardzo szybko. Pierwszy raz od wielu lat nie chciałem, by się kończył. Boję się, jak Martyna na to zareaguje.

- Kochanie... Poczekaj. Może usiądziemy? - Spytałem niepewnie.
- Ok. A o co chodzi?
- Chciałem ci powiedzieć... Bo dużo rzeczy działo się przez ten miesiąc, gdy nie byliśmy razem.
- Tak?
- Chodzi o to, że pewnego dnia rano potrąciłem człowieka... Właściwie kobietę w ciąży...
- Słucham?! - Martyna była bardzo zaskoczona i nie wiedziała, co ma teraz powiedzieć.
- Na szczęście wszystko już jest dobrze. Paulina jest już w domu, urodziła zdrowego chłopca.
- Piotrek, może nie powinieneś tak się nią interesować? Ona może wykorzystać to przeciwko tobie.
- Martynka, razem ustaliliśmy, że zostawimy to w spokoju. Ten wypadek był nie tylko z mojej winy. Może byśmy ją odwiedzili? Bo tak szczerze to nawet się polubiliśmy.
- Nie mam ochoty, to zły pomysł. - Odpowiedziała Martyna. W sumie miała rację.
- Faktycznie, przepraszam. - Objąłem ją swoim ramieniem i skierowaliśmy się w stronę domu.

***
- Chcesz herbatę? - Zapytał Piotr.
- Tak, poproszę. - Odparła zmęczona Martyna. - Piotruś...
- No?
- A co z dzieckiem tej Pauliny?
- Urodziło się zdrowe, ale kilka tygodni przez terminem. Wiesz jak ma na imię?
- Jak?
- Piotrek.
- Naprawdę? To... Świetnie. A może nie powinieneś tak wnikać w ich życie prywatne?
- Martynka, między nami wszystko jest wyjaśnione. Paula nie złoży żadnej skargi, bo była to wina obojga z nas. A jak już mówiłem nawet oboje potrafimy się dogadać.
- To dobrze. - Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.

  Para usłyszała dzwonek telefonu Piotra. Gdy ten poszedł odebrać od razu zaniemówił.
- To mam być ja?! - Zapytał ze zdziwieniem...

*Martyna*
  Usłyszałam duży szok w głosie Piotrka. Ciekawe, kto to był i co przede wszystkim chciał. Tak bardzo się cieszę, że znów jesteśmy razem. Trochę się obawiam, że nasza miłość może być jeszcze raz wystawiona na próbę, ale co ma być to będzie.
- Kto dzwonił? - Zapytałam.
- Paulina chce... żebym został ojcem chrzestnym małego. - Sama nie wiedziałam, co mam na to odpowiedzieć.
- Zgodziłeś się?
- Pod warunkiem, że ty zostaniesz matką chrzestną. - To co usłyszałam jeszcze bardziej mnie zszokowało.
- Ale Paulina mnie w ogóle nie zna...
- Możemy ją do nas zaprosić, albo do niej przyjść. Chrzest będzie za dwa tygodnie. Zgadzasz się?
- Sama nie wiem...
- Kochanie, Paula nikogo nie ma. Zrobilibyśmy jej ogromną przyjemność.
- No dobrze. - Uśmiechnęłam się i pocałowałam Piotrka. - Tatusiu chrzestny...

niedziela, 24 maja 2015

10 000 wyświetleń!

  Bardzo Wam dziękuję za aż 10 000 wyświetleń! Przy okazji przepraszam, że nie pojawiła się nowa część opowiadania w poprzednią niedzielę jak mówiłam. Zmieniły mi się trochę plany, przyjechałam późno, a następnego dnia znów wyjeżdżałam. Niedawno wróciłam i już opowiadanie jest w trakcie pisania :) Pojawi się jutro, w poniedziałek.
  Co do wyświetleń na moim blogu - jeszcze raz serdecznie Wam dziękuję za to, że czytacie moje opowiadania i jeszcze Wam się nie znudziły! :)
Pozdrawiam Was serdecznie! 
 

środa, 6 maja 2015

Rozdział 20 ''Trudno jest żyć z ludźmi, bo takie trudne jest milczenie''

  Patrzyłem na salę za którą leżała ta kobieta z wypadku. Podobno wszystko poszło dobrze. Biłem się z myślami, czy mam tam wejść. Wziąłem głęboki wdech i otworzyłem szklane drzwi.
- Mogę?
- Tak... - Widziałem zaskoczenie dziewczyny. Chyba nie wiedziała kim jestem. - Właściwie co pan tutaj robi?
- To ja panią potrąciłem. Jest mi strasznie głupio, że tu jestem. Nie patrzyłem gdzie jadę, zamyśliłem się...
- A więc to pan... Wina leży również po mojej stronie. Od rana źle się czułam, a wtedy przy jezdni zakręciło mi się w głowie i nie spojrzałam, czy ktoś jedzie. Najważniejsze jest to, że operacja się udała i Piotruś urodził się zdrowy.
Podszedłem do tego małego i złapałem go za rączkę. Były takie malutkie i bezbronne.
- Cześć, też jestem Piotrek. - Uśmiechnąłem się i z powrotem usiadłem na krzesło obok łóżka.
- Nie złożę zeznań. Niech umorzą tą sprawę. To była wina obojga z nas.
- Naprawdę?
- Tak. - Dziewczyna chwilę milczała. - Paulina jestem.
- Piotrek. - Podałem jej rękę.
- Nie przejmuj się tym. Ze mną już w porządku, z małym zresztą też. Nie warto się tym zadręczać.
- Pójdę już. Cześć. I dziękuję!

  Wyszedłem z sali. Spojrzałem na zegarek. Cholera, na dwunastą byłem umówiony z Martyną! Kompletnie o tym zapomniałem. Jest już szesnasta, więc nawet nie będę jej się tłumaczył. Teraz to dopiero mi nie wybaczy. Przez te kilka dni bardzo ją zaniedbałem. Pogrążyłem się myślami w tym wypadku, wziąłem nawet wolne w pracy.

  Całymi dniami siedziałem przed tą salą. Chciałem tam wejść, lecz coś mnie zatrzymywało. Dziś się odważyłem. Nie obchodził mnie jakiś głupi sąd. Chodziło mi o ich zdrowie. Cieszę się, że każdy wyszedł z tego cało.

***
  Poszłam się przebrać. Byłam dziś bardzo smutna. Miałam się spotkać z Piotrkiem. Chciałam mu wybaczyć, ale teraz muszę to poważnie przemyśleć. Od tygodnia mnie zaniedbywał. Wziął urlop. Co się stało? Nigdy nie brał wolnego z jakiegoś błahego powodu.
- Martyna, cześć. - Powiedział do mnie Wiktor.
- Dzień dobry doktorze.
- Co ty taka blada jesteś?
- Jestem przeziębiona.
- Kończysz już?
- Tak.
- Poczekaj, Piotrek już jest, a zaczyna za pół godziny. Niech cię podwiezie.
Wiktor poszedł po Piotrka. Po chwili z nim przyszedł.
- Co się stało? - Zapytał.
- Martyna jest chora i źle wygląda. Możesz ją podwieźć do domu?
- Mogę.
Poszliśmy do samochodu. Usiadłam z przodu. Faktycznie nie za dobrze się czułam.
- Wyrzucisz mnie koło apteki, bo muszę iść po antybiotyki?
- Tak... Martyna?
- No?
- Przepraszam, że zapomniałem o dzisiejszym spotkaniu. Wypadło mi coś ważnego. Możemy je przełożyć na jutro?
- Ja już niczego nie chcę przekładać. - Westchnęłam cicho.
- Daj mi jeszcze jedną szansę...
- Żebyś znowu ją zmarnował? Żebyś znowu umówił się z inną? Piotrek, to nie jest na moje nerwy. Lepiej będzie, gdy się rozstaniemy.
- Ale ja nie chcę tak tego kończyć. Za dużo przeszliśmy razem, za dużo...
- Wysadź mnie tutaj. - Otworzyłam drzwi samochodu i wzięłam torebkę. - Cześć.

  Wyszłam z auta i skierowałam się w stronę apteki. Kupiłam wszystkie leki i poszłam w kierunku mieszkania. Chciało mi się płakać. Piotrek nigdy taki nie był. Od tygodnia jest jakiś nieobecny. Coś się musiało stać, ale co? Nie chcę go teraz pytać. Nie chcę się z nim rozstawać! Kocham go, ale czy chcę znów przeżywać to samo? Czy znów chcę zobaczyć go z inną? Ale może to był tylko jeden raz...

  Ciągle zadawałam sobie milion pytań. Nie wiedziałam już, co o tym myśleć. Tak bardzo chciałabym się teraz do niego przytulić i usłyszeć jego słowa, że wszystko będzie dobrze chociaż, że były one wypowiadane na wiatr.

W końcu weszłam do domu. Opadłam zmęczona na kanapę. Źle się czułam. Nie dość, że męczył mnie kaszel i katar, to jeszcze wyrzuty sumienia. Czy dobrze zrobiłam odtrącając tak Piotrka? Może stało się coś złego, a ja nawet nie daję dojść mu do słowa?

***
- Stary, co się z wami dzieje? Pokłóciliście się? - Zapytał Adam.
- Szkoda gadać. Martyna zobaczyła mnie z Renatą... Potem chciałem jej wszystko wytłumaczyć, ale ona nie miała czasu. A gdy ona miała czas, to mi go zabrakło. Wątpię już w szczęśliwe zakończenie.
- Znam trochę Martynę i wiem, że łatwo ci nie wybaczy. Ale zastanów się, czy chcesz z nią być. Ona jest inna niż wszystkie twoje poprzednie panny.
- Wiem, Adaś. - Odrzekł Piotr zakładając ratowniczą bluzę.
- Piotrek, bo... Widziałem cię kilka razy w szpitalu. Kogoś odwiedzasz?
- Tak, moją... Moją znajomą. To przez nią zapomniałem o dzisiejszym spotkaniu z Martyną. A ona jest na mnie teraz wściekła.
- A ta znajoma to tylko znajoma, czy ktoś więcej?
- Tylko koleżanka. Chodź, powiem ci coś, tylko nikomu nie mów, jasne?
- Ok. - Adam z Piotrkiem odeszli na bok. - Więc o co chodzi?
- Potrąciłem ją samochodem. Była w ciąży, ale wszystko potem się udało. Poszedłem do nich i operacja się powiodła. Paulina powiedziała, że nie złoży skargi, bo była to też jej wina, a że wszystko skończyło się dobrze, to mamy o tym zapomnieć.
- 23P zgłoś się. - Zawiadomiła centrala.
- 23P zgłaszam się.
- Zatrucie grzybami przy centrum handlowym. Jesteście potrzebni.
- Przyjąłem. - Piotrek wraz z Adamem wyszli ze stacji.

niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 19 ''W sporach ginie prawda''

  Stałam bezczynnie i patrzyłam się na Piotrka. Kompletnie nie wiedziałam, co mam zrobić. Czułam pustkę w głowie, jakby mi ktoś zresetował pamięć.
- Piotrek... - Sama nie wiem, po co to powiedziałam. Dalej nie miałam pojęcia, jak sensownie ułożyć zdanie.
- Tak? - Zapytał oczami pełnymi nadziei.
- Nie mam teraz głowy do rozmawiania na ten temat.
- To kiedy?
- Nie wiem. - Powiedziałam i odeszłam w stronę dyspozytorni. Czułam, że Piotr nadal tam stoi.

*Piotrek*
  Cholera, wiem, że Martyna teraz łatwo mi nie wybaczy. Po kilku minutach odszedłem w stronę karetek. Było mi smutno, ale zarazem byłem na siebie wściekły. Chciałem teraz o tym zapomnieć, odrywając się od rzeczywistości. 
Usiadłem na fotelu w pojeździe. Nawet nie zauważyłem, kiedy dosiadła się Renata. Jeszcze jej tu brakowało.
- Cześć.
- Cześć. - Odpowiedziałem obojętnym głosem bawiąc się kluczami.
- Co taki smutny jesteś? Pokłóciliście się z Martyną?
- No... Zgadnij przez kogo.
- Na pewno nie przeze mnie. - Dziewczyna najwyraźniej świetnie się bawiła.
- Rozmawiałem już z nią dwa razy, ale ciągle nie mogę jej tego wytłumaczyć. Martyna się upiera, tłumacząc, że nie ma do tego głowy. Z resztą ja już nie wiem, co mam jej mówić.
- Może dziś się rozluźnisz, co?
- W jakim sensie? - Zapytałem zdziwiony.
- Mam dwa bilety do kina. Koleżance coś nagle wypadło.
- I ja mam zastąpić ci koleżankę?
- Jeśli byś mógł.
- Pomyślę. - Odrzekłem i wstałem z fotela.
 
***
Zobaczyłem, że Martyna idzie w stronę wyjścia. Szybko ją dogoniłem i mocno chwyciłem za rękę, lecz ona ją wyszarpnęła.
- Wysłuchaj mnie w końcu.
- Teraz nie mogę, spieszę się. Aha, i tutaj masz klucze do domu. 
- Co?!
- Klucze do mieszkania. Zostanę jak na razie w swoim.
- Czy to znaczy, że...
- Piotrek, nie wiem, co to znaczy. Wiem tylko, że teraz to nie ma sensu. - Odpowiedziała ze łzami w oczach i poszła.
Stałem w miejscu i patrzyłem na oddalającą się Martynę. Byłem zdenerwowany, ale na siebie, czy na nią?
Poczułem zimne dłonie na karku.
- Przykro mi. - Powiedziała Renata.
- Kino jest ciągle aktualne? - Nie panowałem nad tym, co mówiłem. Jakby ktoś mną sterował. Nie mam pojęcia, co chciałem udowodnić Martynie... Że nie wie co traci?
- Aktualne. Idziemy?
- Tak.
Skierowaliśmy się w stronę bazy i poszliśmy do kina. Po seansie udaliśmy się do jakiegoś baru, a potem do niej. Potem jakby urwał mi się film.

***

Czułem, że ktoś się we mnie wpatruje. Powoli otworzyłem oczy i zobaczyłem Renatę. Co?! Przetarłem je jeszcze raz. Znów ten widok. Nie wiedziałem, co ja z nią robię w jednym łóżku. 
- Co tu się wczoraj stało?
- Nie pamiętasz? - Zapytała uśmiechnięta.
- Nie. - Powiedziałem i szybko wstałem. Ubrałem się i wybiegłem.

  Jeździłem bez sensu po mieście, które było dziś nadzwyczaj puste. Żadnych samochodów, ludzi. Spojrzałem na zegarek. Była dopiero szósta. W głowie kłębiło mi się tysiąc myśli. Co ja zrobiłem Martynie? Przecież ją kocham. Jednak po tym, co jej zrobiłem... Gdyby ona się o tym dowiedziała... 
Nagle poczułem silne uderzenie czegoś ciężkiego o maskę samochodu. Cholera jasna! Potrąciłem człowieka przez moją nieuwagę! Szybko wysiałem z samochodu i podbiegłem do kobiety. Jakby tego wszystkiego było mało... Dziewczyna była w zaawansowanej ciąży!
- Halo, słyszy mnie pani?
- Jak pan jeździ? - Usłyszałem ciche i bezbronne pytanie.
- Przepraszam, ale to nie jest teraz ważne. Proszę nie zasypiać! Ja szybko zadzwonię po karetkę.
Wykręciłem numer do pogotowia. Za dwie minuty powinno być. Spojrzałem na kobietę. Straciła przytomność. Wiedziałem, że liczy się teraz każda minuta. Sprawdziłem tętno, popatrzyłem, czy oddycha. Nic z tego. Pomimo mojego doświadczenia nie umiałem jej pomóc. Na szczęście przyjechała karetka i zabrała ją do szpitala.

***
  Stałem sam na pustej drodze. Powiedziałem ratownikom, że dojadę do szpitala. Samochodowi nic się nie stało. Wsiadłem w niego i pojechałem.
Po chwili byłem na miejscu. Wszedłem na OIOM. Widziałem, że za zamkniętymi drzwiami trwa walka o jej życie. O ich życie.
  Usiadłem na krześle i schowałem głowę w dłonie. Ciągle zadawałem sobie pytanie, dlaczego? Dlaczego akurat mi musi się to wszystko przytrafiać? Za tą ścianą może się dziać wszystko. Czy oni w ogóle żyją? A może któreś z nich... Nie, nie mogę dopuszczać do siebie takich myśli. Gdybym wtedy nie był pochłonięty myślami to by do tego nie doszło!
Dopiero teraz dotarło do mnie, co musiała czuć Martyna na tamtym wypadku. Co się działo w jej głowie po śmierci dziecka?
Myślenie przerwały mi głośne i zaniepokojone głosy dobiegające z sali naprzeciwko. Drzwi się otworzyły... Wybiegli lekarze i pielęgniarki z kobietą na noszach.
- Panie doktorze, trzeba z nią jak najszybciej jechać na salę operacyjną! W przeciwnym razie ona i dziecko umrą w czasie kilku minut!
Wszyscy pobiegli z dziewczyną i schowali się za zakrętem. Czy to, co ja usłyszałem było prawdą? Oni nie mogą dopuścić do jej śmierci...