Gładziłem po włosach Martynę, która jeszcze spała.
- Długo mi się przyglądasz? - Spytała.
- Jakąś godzinę.
- Chodźmy zrobić śniadanie. - Powiedziała i wstała. Złapała się za głowę.
- Co się dzieje? - Zapytałem i szybko do niej podszedłem.
- Pomożesz mi dojść do toalety?
- Tak. - Odrzekłem. Zostawiłem ją w łazience, a sam poszedłem do kuchni. Bardzo się o nią martwiłem.
Położyłem kanapki na stół i usiadłem na krześle. Martyna po chwili przyszła.
- Jak się czujesz?
- Dzisiaj strasznie słabo. Pamiętasz, że przychodzą dziś nasi rodzice?
- Pamiętam. Martynka zjedz coś. - Powiedziałem i podsunąłem jej talerz z jedzeniem.
- Nie chcę. Nie mam ochoty.
- Musisz coś jeść. - Po zjedzonym śniadaniu poszliśmy się przebrać.
***
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko podeszłam i otworzyłam. Stali tam moi rodzice i Piotrka mama. Byli uśmiechnięci, jeszcze nie wiedzieli, jakie wiadomości chcemy im przekazać.
Zaprosiłam wszystkich do salonu i podałam obiad. Nałożyłam sobie bardzo mało, nie byłam w stanie nic przełknąć. Grzebałam widelcem w talerzu i czekałam na odpowiedni moment, by zacząć mówić.
- Z Piotrkiem chcieliśmy wam coś powiedzieć... - Zaczęłam. - Spodziewamy się dziecka, jestem w czwartym miesiącu ciąży. - Moja mama chciała zacząć mówić, lecz jej przerwałam. - To jeszcze nie koniec. Postanowiliśmy wziąć ślub, który będzie dziesiątego września... I oczywiście was zapraszamy. No i jeszcze jedna, najgorsza wiadomość. Mam białaczkę. - Dodałam i pozwoliłam wszystkim przeanalizować moje słowa.
- Ale jak to? Przecież ty jesteś okazem zdrowia. - Powiedziała Krystyna, mama Piotrka.
- Byłam.
- Przecież u nas w rodzinie nikt nie chorował na raka... - Zaczęła moja mama.
- Ta choroba wcale nie musi być dziedziczna. Może być wywołana przez stres i wiele innych czynników. - Powiedział Piotrek, który mnie objął.
- To wszystko przez tą cholerną pracę! - Krzyknął mój ojciec.
- Ta praca to najpiękniejsze, co mogło mnie w życiu spotkać. Poznałam tam wielu wspaniałych ludzi. - Na te słowa spojrzałam się na mojego narzeczonego. - Lekarze radzili mi, żebym usunęła ciążę, ale ja tego nie zrobię. Powiedziałam im, że chcę, by coś zostało po mnie na świecie. Myślę, że dobrze zrobiłam...
- Lekarze dają ci jakieś szanse na wyzdrowienie?
- Praktycznie żadnych. - Odpowiedziałam. - Postanowiłam wykorzystać ten czas, który mi został jak najlepiej.
***
- Dobrze, że rodzice już poszli. Nie czuję się dziś najlepiej. - Powiedziałam słabym głosem leżąc na kolanach Piotrka. - Boli mnie brzuch i głowa. A najgorsze jest to, że nie wiem, czy to objawy białaczki czy ciąży.
- Wolałbym, żeby były to objawy ciąży. - Powiedział gładząc moje włosy.
- Ja też... - Dodałam. - Pójdę po wodę. - Wstałam i nagle zakręciło mi się w głowie. Osunęłam się na podłogę i choć próbowałam wstać, to nie mogłam tego zrobić. Czułam już tylko, że Piotrek mnie podnosi i wsadza do samochodu...
*Piotr*
Siedziałem w sali Martyny już od dwóch godzin. Powoli zaczynała się budzić, gdyż w drodze do szpitala straciła przytomność.
- Nawet nie wiesz, jak mnie przestraszyłaś. - Powiedziałem cicho łapiąc ją za dłoń.
- Co się stało? Na jakim oddziale jestem?
- Na onkologicznym. W domu się słabo poczułaś i musiałem zawieźć cię do szpitala.
- Co z dzieckiem?
- Wszystko w porządku. Na szczęście nic poważnego się nie stało. - Poczułem, że w kieszeni spodni dzwoni mój telefon. - Poczekaj, odbiorę. Halo?
- Piotrek, Adam się rozchorował. Musisz przyjść do pracy. Wiem, że masz wolne, ale nie mam po kogo zadzwonić. - Mówił Wiktor.
- Jasne, będę za pięć minut. - Dodałem i się rozłączyłem. Wytłumaczyłem zaistniałą sytuację Martynie i poszedłem do stacji. Tam bardzo się zdziwiłem, gdyż w szatni zobaczyłem Renatę.
- Co tu się dzieje? - Zapytałem.
- Może ty mi wytłumaczysz? Przyszłam za Martynę, co jej się stało?
- Myślę, że lepiej będzie gdy zapytasz ją sama.
- Kończę teraz, mogłabym ją odwiedzić. Podaj mi tylko adres, gdzie mieszkacie.
- Nie muszę. Wystarczy, że pójdziesz do szpitala na oddział onkologiczny i tam skierujesz się do sali numer dwieście trzy. - Powiedziałem i przebrałem się w strój ratownika. Renata szybko wzięła torebkę i wyszła.
*Martyna*
Leżałam w łóżku, aż nagle zobaczyłam, że do mojej sali wchodzi Renata. Bardzo się zdziwiłam widząc ją tutaj.
- Cześć, co ty tu robisz? - Zapytałam zdziwiona.
- To może ty mi powiesz? Dlaczego jesteś na takim oddziale? - Po chwili zaczęłam jej wszystko tłumaczyć.
- O cholera... Nie wiedziałam, że jest aż tak źle. No ale mimo wszystko gratuluję, będziecie mieli dziecko.
- Dziękuję. Staram się korzystać z każdego dnia. No i chciałam cię jeszcze zaprosić na nasz ślub. - Dodałam. - Będzie dziesiątego września.
- Pewnie, że przyjdę. - Kilka minut później Renata musiała iść. Zadzwoniłam do Piotrka, który o dziwo odebrał telefon.
- Tak?
- Była u mnie Renata. Zaprosiłam ją na nasz ślub.
- Pytała się mnie, bo chciała z tobą pogadać. Zastępuje cię na stacji.
- Wiem, rozmawiałyśmy przez chwilę.
- Zaprosiłaś ją na ślub? Myślisz, że to dobry pomysł?
- A dlaczego nie?
- Wiesz, jak między nami bywało...
- Piotruś, to jest dobry pomysł. Czemu by jej nie zaprosić? Myślę, że Renata się zmieniła.
Porozmawiałam jeszcze przez chwilę z Piotrkiem i się rozłączyłam, gdyż chciałam odpocząć. Przez te wszystkie ostatnie wydarzenia jestem przemęczona, co na pewno nie działa dobrze na dziecko, wliczając w to również chorobę...
6 komentarzy:
Opowiadanie super tylko szkoda,że takie smutne.Z niecierpliwością czekam na kolejne.
Super opowiadanie, czekam na następne i życzę mnóstwo nieopuszczającej weny ;) Opowiadania na najwyższym poziomie :) Pozdrawiam gorąco, Miła W.
Opowiadanie świetne.Kiedy next?
Super. Kiedy next?
Nikaa
Jejku jak się cieszę że wróciłaś.Moje gratulacje że pomimo tego że nie było Cię długo znalazłaś czas i wenę na kolejne opowiadanie. Z niecierpliwością czekam na więcej. ♥♥♥♥♥
Super rozdział i cały blog.😍Rozdział na prawdę super!Podoba mi się bardzo wątek choroby Martyny połączony z ciąża😊 Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału😍Pozdrawiam i życzę weny😊💋
Prześlij komentarz