Siedzieliśmy z Piotrkiem oraz księdzem w zakrystii i ustalaliśmy datę naszego ślubu.
- Czy dziesiąty września będzie państwu odpowiadał? - Zapytał.
- Tak. - Odpowiedział Piotrek.
- To będzie pewnie ostatnia ważna data w moim życiu... - Dodałam smutno.
- A mogę wiedzieć dlaczego decydują się państwo wziąć ślub tak szybko?
- Jestem chora na białaczkę, do tego spodziewamy się dziecka. Lekarze dają mi mało szans na wyzdrowienie, więc właśnie dlatego chcieliśmy wziąć ślub.
- Są państwo pewni swojej decyzji? Chcę się dowiedzieć, czy to nie jest podejmowane pod wpływem emocji.
- Nie, jesteśmy tego w pełni świadomi. - Powiedział Piotr.
- Dobrze, w takim razie widzimy się później.
Wyszliśmy z Piotrkiem z kościoła i pojechaliśmy do szpitala. W samochodzie podkręciłam ogrzewanie, gdyż było mi zimno.
- Martyna, jest sierpień, a ty włączasz ogrzewanie?
- Zimno mi. - Piotrek dotknął mojego czoła.
- Jesteś cała rozpalona i masz gorączkę. Dobrze się czujesz?
- Nie za bardzo. Kiedy będziemy na miejscu?
- Jeszcze pięć minut. Dasz radę?
- Tak. - Odpowiedziałam słabo.
Weszliśmy do gabinetu Hany razem z Piotrkiem. Usiedliśmy na krzesłach przy jej biurku.
- Cześć, Martyna. Słyszałam już wszystko i chciałam wam serdecznie pogratulować, że jesteś w ciąży. - Powiedziała uśmiechnięta lekarka.
- Dziękujemy...
- Wiesz, bardzo cię podziwiam, że postanowiłaś nie usuwać ciąży. To odważne posunięcie z twojej strony. No dobrze, połóż się. - Usiadłam na łóżku i po chwili Hana zrobiła USG. - Czy chcecie posłuchać bicia serduszka dziecka?
- Tak. - Powiedział Piotrek.
- To siedemnasty tydzień, początek czwartego miesiąca.
- Jak ja mogłam nie zauważyć tego, że jestem w ciąży? - Zapytałam samą siebie.
- Objawy ciąży mieszały się z objawami białaczki, więc nie dziw się. Do tego brzuszek jest słabo widoczny, więc miałaś prawo jej nie zauważyć. Mam jeszcze jedno pytanie. Ile przytyłaś?
- Nie przytyłam.
- Tak się domyślałam. Białaczka to choroba, która powoduje dość dużą utratę wagi. - Hana podała komplet zdjęć z badania. - Będziesz musiała dosyć często mnie odwiedzać, muszę kontrolować stan dziecka i twój.
- Dobrze, to do zobaczenia.
- Cześć.
Poszliśmy z Piotrkiem do bazy. O dziwo wszyscy tam byli.
- Doktorze, chciałam wszystkim powiedzieć o moim stanie zdrowia i o tym, że już nie będę tu pracować.
- Jasne, zawołam ich. - Wiktor poszedł. - Chciałem wam powiedzieć, że Martyna jest ciężko chora i nie będzie tu pracować, a jak już to na dyspozytorni. Może szczegóły niech wam opowie ona sama.
- Niedawno dowiedziałam się, że mam białaczkę i jestem w ciąży. Lekarze chcieli namówić mnie na jej usunięcie, ale nie zgodziłam się.
- To bardzo odważne z twojej strony. - Powiedział Łukasz.
- Wiem, ale chcę żeby po mojej śmierci jednak coś zostało. Lekarze praktycznie nie dają mi szans na to, że wyzdrowieję, dlatego postanowiliśmy z Piotrkiem wziąć ślub.
- I oczywiście zapraszamy wszystkich na tą uroczystość. - Dodał Piotrek. Po chwili wszyscy składali nam gratulacje.
- Myślę, że teraz możecie wrócić do pracy. - Zwrócił się Wiktor do ratowników. - Też bym z wami jeszcze porozmawiał, ale muszę jechać na akcję. Zobaczymy się kiedy indziej.
Nagle stacja zrobiła się prawie pusta. Został tylko Góra, który przez ten cały czas nie odezwał się ani słowem.
- Martyna... mogę z tobą porozmawiać? - Zapytał.
- Tak. - Zostawiłam Piotrka w kuchni i poszłam do Artura. - O co chodzi?
- Też chciałbym wam pogratulować tego, że spodziewacie się dziecka. Faktycznie, lepiej by było usunąć ciążę, ale myślę, że dobrze zrobiłaś. Zależy ci na dziecku i dobru Piotrka, to widać. Powinnaś uwierzyć w to, że jednak jakieś szanse są, że wyzdrowiejesz.
- Staram się w to wierzyć i wykorzystywać jak najlepiej mój czas.
- A mam jeszcze jedno pytanie... Czy ja też jestem zaproszony na ślub? - Zapytał Góra trochę niepewnie.
- Oczywiście, jak wszyscy to wszyscy. Będzie pan mile widziany. - Uśmiechnęłam się do niego. Miał dzisiaj dobry humor, aż za dobry.
- Dziękuję. - Odpowiedział i również wyszedł ze stacji. Byłam bardzo zdziwiona jego zachowaniem, zawsze był dla wszystkich oschły, a dzisiaj zdawało mi się jakby się martwił?
- Jedziemy do domu? Słabo się czuję. - Powiedziałam i razem z Piotrkiem pojechaliśmy do domu. Tam zadzwoniliśmy do moich rodziców i Piotra mamy. Przyjadą jutro, to im wszystko powiemy.
- Pójdę się wykąpać. - Poszłam do łazienki. Weszłam do wanny i od razu poczułam ulgę. Po pół godzinie wyszłam.
- I jak?
- Już lepiej. O wiele lepiej. - Powiedziałam uśmiechnięta. Usiadłam na kolanach Piotrka.
On odgarnia mi włosy i dotyka mnie ciepłymi dłońmi. Zaczyna mnie całować przenosząc do sypialni.
Piotrek zręcznie przewraca mnie na plecy. Nasze usta się spotykają. Jego ciekawskie ręce błądzą po moim ciele badając każdy z jego zakątków. Powoli ściąga moją sukienkę, w czym ja próbuję mu pomóc. Jestem pewna, że robię dobrze, szczególnie wtedy, gdy nasza bielizna znajduje się już na podłodze. Dzisiaj naprawdę go potrzebuję i wiem, że on mnie też.
Szkoda tylko, że ta noc była jedną z moich ostatnich.
Opowiadanie na temat serialu ''Na Sygnale'', skupiający się głównie na Martynie i Piotrku. Zapraszam do czytania :)
poniedziałek, 17 sierpnia 2015
wtorek, 11 sierpnia 2015
Rozdział 25 ''Są chwile, kiedy nie chce się żyć''
- Mam dla państwa dwie wiadomości. Dobrą i złą... - Zaczął lekarz, a ja wzięłam głęboki wdech. - Dobra jest taka, że jest pani w ciąży. Będzie pani musiała iść do lekarza. Napiszę zaraz skierowanie. - Ja i Piotrek zaczęliśmy się cieszyć, lecz po chwili przypomniałam sobie, że została jeszcze ta zła wiadomość.
- A ta druga, zła wiadomość?
- W wynikach wyszło coś niepokojącego.
- Niech pan mówi jaśniej...
- Ma pani białaczkę. - Oświadczył lekarz i chyba poczuł ulgę, że to powiedział. - Wiem, jakie to dla państwa trudne, bo sam przygotowywałem się do tej rozmowy, bo ciężko jest powiedzieć o śmiertelnej chorobie kobiecie, która jest w ciąży. Zalecam państwu jednak usunięcie ciąży, gdyż jest to niebezpieczne dla matki, a i tak szanse na donoszenie ciąży są nikłe.
- Ale jest jakaś szansa? - Zapytał Piotrek.
- Około pięciu procent.
- A czy ja mam szansę w ogóle wyzdrowieć? - W końcu z siebie coś wydusiłam.
- Choroba jest w zbyt zaawansowanym stopniu i szans praktycznie nie ma. Ciąża może to jeszcze pogłębić. Naprawdę radzę państwu usunięcie ciąży. Będzie pani miała jeszcze czas na dziecko.
- Tak?! Ciekawe, kiedy, jeśli niedługo umrę?! - Wykrzyczałam w płaczu i stamtąd wybiegłam.
*Piotr*
Wziąłem jeszcze od lekarza wyniki badań i wybiegłem za Martyną. Sam nie wierzyłem w sens jego słów.
- Zaczekaj! - Dziewczyna po chwili ukucnęła przy ścianie i zaczęła głośno płakać. - Nie płacz, proszę. - Przytuliłem ją do siebie.
- Cholera, Piotrek! To nie ma sensu, moje całe życie nie ma sensu! Ja za chwilę umrę!
- Nie umrzesz, nie pozwolimy na to. Przejdziemy przez tą chorobę razem. Jednak co do ciąży... Naprawdę powinniśmy się zastanowić nad jej usunięciem.
- Piotrek, nie rozumiesz tego, że ja po mojej śmierci chciałabym coś po sobie zostawić i chciałabym urodzić to dziecko?
- Martynka, to jest jeszcze zarodek. Dla ciebie i twojego zdrowia naprawdę lepiej będzie, gdy usuniesz ciążę.
- To jest moje ciało i sama o tym będę decydować. Myślałam, że mnie kochasz, a ty tak mówisz mi, że mam usunąć ciążę?! - Martyna wstała i pobiegła w stronę wyjścia, lecz ja mocno chwyciłem ją za nadgarstek.
- Kocham cię, czy ty tego nie rozumiesz? Nie chcę cię stracić... Nie chciałem też tak naciskać na tą aborcję, ale wyszło jak wyszło. Przepraszam... - Przytuliłem ją do siebie i czułem jak moja koszulka robi się mokra od jej łez. - Poradzimy sobie z tym jakoś, ale najpierw odwiozę cię do domu.
- Musisz iść do pracy.
- Pierdolę tą pracę, ona nie jest ważniejsza od ciebie.
- Piotrek rozumiem twoją troskę i wiem, że nie chcesz, żebym w tym momencie była sama, ale poradzę sobie.
- Może zadzwonię do Basi, żeby przyjechała?
- No dobrze... Ale ja pojadę taksówką, a ty idź do pracy. Proszę...?
- Na pewno sobie poradzisz?
- Tak, zaraz zadzwonię do Baśki, żeby przyjechała. Kocham cię. - Martyna pocałowała mnie w policzek i wsiadła do samochodu. Stałem tam jeszcze przez chwilę, aż taksówka nie odjechała. Czułem, że po policzku spływa mi kilka łez. Gdy lekarz powiedział, że Martyna jest chora, uświadomiłem sobie, że zaczynam kogoś tracić. Kogoś bardzo ważnego...
Poszedłem zdenerwowany do pracy i trzasnąłem drzwiami. Wiktor do mnie podszedł.
- Piotr, spokojnie. Coś się stało?
- Tak, dużo się stało! Martyna ma białaczkę, a do tego jest w ciąży i lekarz kazał jej usunąć to dziecko! To się stało! - Zacząłem krzyczeć i po chwili usiadłem na kanapę, a obok mnie Wiktor.
- Cholera... Aż głupio wam gratulować... Ale Martyna usunie tą ciążę? - Spytał, jakby było to dla niego oczywiste.
- No właśnie w tym jest problem, bo ona nie chce aborcji. Chce urodzić to dziecko, żeby został po niej jakiś ślad, jednak szanse na urodzenie dziecka są nikłe...
- Nawet nie wiem co powiedzieć i nie wiem, jak wam mam doradzić. Aż tak z nią jest źle?
- Tak. Jutro mamy iść do ginekologa zobaczyć w którym jest tygodniu ciąży, no i może tam się czegoś dowiemy.
- Dam wam wolne i powiesz mi po prostu kiedy będziesz gotowy wrócić do pracy, dobrze? Więc jedź teraz do domu i zajmij się Martyną, bo wiesz doskonale, że tego potrzebuje.
- Do widzenia. - Powiedziałem i szybko wsiadłem do samochodu. Po piętnastu minutach byłem w mieszkaniu. Martyna była sama. Siedziała na kanapie i płakała.
- Już jestem, Wiktor dał mi wolne. Basia nie przyjechała?
- Nie, bo pracuje. - Martyna znów zaczęła płakać i się we mnie wtuliła.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wszystko się jakoś ułoży. - Powiedziałem, choć sam wątpiłem w moje słowa.
- Nie chce mi się już żyć, nie rozumiesz tego?!
- Rozumiem... - Powiedziałem cicho i jeszcze mocniej ją w siebie wtuliłem. - Nie wyobrażam sobie dnia ani sekundy spędzonej bez ciebie.
- Piotrek chcę ci jeszcze powiedzieć o dwóch rzeczach. Przemyślałam wszystko i nie usunę tej ciąży czy ci się to podoba, czy nie. Druga sprawa jest taka, że chciałabym się z tobą ożenić...
- Też wszystko przemyślałem i zgodzę się, żebyś nie usuwała ciąży, a co do ślubu... Chciałbym go wziąć chociażby teraz. - Zobaczyłem na twarzy Martyny cień uśmiechu.
- Nie przesadzajmy... Musimy jechać ustalić datę ślubu.
- Jutro pojedziemy?
- Tak. - Martyna pocałowała mnie w usta. Widać, że chciała cieszyć się chwilą.
- A ta druga, zła wiadomość?
- W wynikach wyszło coś niepokojącego.
- Niech pan mówi jaśniej...
- Ma pani białaczkę. - Oświadczył lekarz i chyba poczuł ulgę, że to powiedział. - Wiem, jakie to dla państwa trudne, bo sam przygotowywałem się do tej rozmowy, bo ciężko jest powiedzieć o śmiertelnej chorobie kobiecie, która jest w ciąży. Zalecam państwu jednak usunięcie ciąży, gdyż jest to niebezpieczne dla matki, a i tak szanse na donoszenie ciąży są nikłe.
- Ale jest jakaś szansa? - Zapytał Piotrek.
- Około pięciu procent.
- A czy ja mam szansę w ogóle wyzdrowieć? - W końcu z siebie coś wydusiłam.
- Choroba jest w zbyt zaawansowanym stopniu i szans praktycznie nie ma. Ciąża może to jeszcze pogłębić. Naprawdę radzę państwu usunięcie ciąży. Będzie pani miała jeszcze czas na dziecko.
- Tak?! Ciekawe, kiedy, jeśli niedługo umrę?! - Wykrzyczałam w płaczu i stamtąd wybiegłam.
*Piotr*
Wziąłem jeszcze od lekarza wyniki badań i wybiegłem za Martyną. Sam nie wierzyłem w sens jego słów.
- Zaczekaj! - Dziewczyna po chwili ukucnęła przy ścianie i zaczęła głośno płakać. - Nie płacz, proszę. - Przytuliłem ją do siebie.
- Cholera, Piotrek! To nie ma sensu, moje całe życie nie ma sensu! Ja za chwilę umrę!
- Nie umrzesz, nie pozwolimy na to. Przejdziemy przez tą chorobę razem. Jednak co do ciąży... Naprawdę powinniśmy się zastanowić nad jej usunięciem.
- Piotrek, nie rozumiesz tego, że ja po mojej śmierci chciałabym coś po sobie zostawić i chciałabym urodzić to dziecko?
- Martynka, to jest jeszcze zarodek. Dla ciebie i twojego zdrowia naprawdę lepiej będzie, gdy usuniesz ciążę.
- To jest moje ciało i sama o tym będę decydować. Myślałam, że mnie kochasz, a ty tak mówisz mi, że mam usunąć ciążę?! - Martyna wstała i pobiegła w stronę wyjścia, lecz ja mocno chwyciłem ją za nadgarstek.
- Kocham cię, czy ty tego nie rozumiesz? Nie chcę cię stracić... Nie chciałem też tak naciskać na tą aborcję, ale wyszło jak wyszło. Przepraszam... - Przytuliłem ją do siebie i czułem jak moja koszulka robi się mokra od jej łez. - Poradzimy sobie z tym jakoś, ale najpierw odwiozę cię do domu.
- Musisz iść do pracy.
- Pierdolę tą pracę, ona nie jest ważniejsza od ciebie.
- Piotrek rozumiem twoją troskę i wiem, że nie chcesz, żebym w tym momencie była sama, ale poradzę sobie.
- Może zadzwonię do Basi, żeby przyjechała?
- No dobrze... Ale ja pojadę taksówką, a ty idź do pracy. Proszę...?
- Na pewno sobie poradzisz?
- Tak, zaraz zadzwonię do Baśki, żeby przyjechała. Kocham cię. - Martyna pocałowała mnie w policzek i wsiadła do samochodu. Stałem tam jeszcze przez chwilę, aż taksówka nie odjechała. Czułem, że po policzku spływa mi kilka łez. Gdy lekarz powiedział, że Martyna jest chora, uświadomiłem sobie, że zaczynam kogoś tracić. Kogoś bardzo ważnego...
Poszedłem zdenerwowany do pracy i trzasnąłem drzwiami. Wiktor do mnie podszedł.
- Piotr, spokojnie. Coś się stało?
- Tak, dużo się stało! Martyna ma białaczkę, a do tego jest w ciąży i lekarz kazał jej usunąć to dziecko! To się stało! - Zacząłem krzyczeć i po chwili usiadłem na kanapę, a obok mnie Wiktor.
- Cholera... Aż głupio wam gratulować... Ale Martyna usunie tą ciążę? - Spytał, jakby było to dla niego oczywiste.
- No właśnie w tym jest problem, bo ona nie chce aborcji. Chce urodzić to dziecko, żeby został po niej jakiś ślad, jednak szanse na urodzenie dziecka są nikłe...
- Nawet nie wiem co powiedzieć i nie wiem, jak wam mam doradzić. Aż tak z nią jest źle?
- Tak. Jutro mamy iść do ginekologa zobaczyć w którym jest tygodniu ciąży, no i może tam się czegoś dowiemy.
- Dam wam wolne i powiesz mi po prostu kiedy będziesz gotowy wrócić do pracy, dobrze? Więc jedź teraz do domu i zajmij się Martyną, bo wiesz doskonale, że tego potrzebuje.
- Do widzenia. - Powiedziałem i szybko wsiadłem do samochodu. Po piętnastu minutach byłem w mieszkaniu. Martyna była sama. Siedziała na kanapie i płakała.
- Już jestem, Wiktor dał mi wolne. Basia nie przyjechała?
- Nie, bo pracuje. - Martyna znów zaczęła płakać i się we mnie wtuliła.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wszystko się jakoś ułoży. - Powiedziałem, choć sam wątpiłem w moje słowa.
- Nie chce mi się już żyć, nie rozumiesz tego?!
- Rozumiem... - Powiedziałem cicho i jeszcze mocniej ją w siebie wtuliłem. - Nie wyobrażam sobie dnia ani sekundy spędzonej bez ciebie.
- Piotrek chcę ci jeszcze powiedzieć o dwóch rzeczach. Przemyślałam wszystko i nie usunę tej ciąży czy ci się to podoba, czy nie. Druga sprawa jest taka, że chciałabym się z tobą ożenić...
- Też wszystko przemyślałem i zgodzę się, żebyś nie usuwała ciąży, a co do ślubu... Chciałbym go wziąć chociażby teraz. - Zobaczyłem na twarzy Martyny cień uśmiechu.
- Nie przesadzajmy... Musimy jechać ustalić datę ślubu.
- Jutro pojedziemy?
- Tak. - Martyna pocałowała mnie w usta. Widać, że chciała cieszyć się chwilą.
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
Rozdział 24 ''Dziwnym zjawiskiem jest przeczenie własnym słowom''
Od dłuższego czasu dziwnie się czuję. Piotrek ciągle o czymś myśli, a ja nie mogę rozszyfrować o co chodzi. Dziś mam z nim dyżur jako ratownicy wodni nad jeziorem.
- Gotowa do wyjścia? - Zapytał.
- Tak, możemy już iść. - Odrzekłam.
Po kilkunastu minutach byliśmy na plaży. Ludzie zaczęli się powoli zbierać. Robiło się coraz cieplej.
- Idę się przebrać. - Powiedziałam i poszłam do szatni. Po chwili wróciłam.
- Dlaczego jesteś taka blada?
- Jest dzisiaj strasznie gorąco, to chyba dlatego.
- Idź się wykąpać, to dobrze ci zrobi. - Poszłam do wody. Chwilę popływałam, a potem wyszłam na brzeg. Znowu zrobiło mi się słabo.
- Martyna, co ci jest?
- Mówiłam ci już, to przez ten upał.
- Przez upał? Tobie leci krew z nosa! - Piotrek spojrzał się na mnie.
- O cholera... - Powiedziałam. - Dasz chusteczkę?
- Tak, poczekaj. Martynka musisz jechać na badania krwi. To może być coś poważnego. Powiem Wiktorowi, że ma nas odpisać z dyżuru.
- Ale nie ma takiej potrzeby.
- Kurwa, Martyna! Nie będę z tobą dyskutował na ten temat, masz się ubierać i jedziemy! - Piotrek poszedł powiadomić Wiktora o zaistniałej sytuacji i po chwili byliśmy w drodze do szpitala. Było mi bardzo słabo.
***
Szliśmy szpitalnym korytarzem, a właściwie Piotrek mnie podtrzymywał, bo sama nie potrafiłabym utrzymać równowagi.
- Poczekaj, muszę iść do toalety.
- Pomóc ci? - Zapytał zmartwiony.
- Nie, dam sobie radę. Zaraz przyjdę.
Po chwili wróciłam i poszliśmy dalej. Pielęgniarka pobrała mi krew. Czekaliśmy teraz przed gabinetem na wyniki, które miały być na cito. Byłam przytulona do Piotrka, który starał się postawić mnie na duchu. Po chwili przyszedł lekarz.
- Bardzo przepraszamy, ale wyniki może odebrać pani dopiero jutro. Mamy dzisiaj urwanie głowy i naprawdę nie damy rady. Proszę być jutro około dziesiątej.
- Dobrze, do widzenia. - Odeszłam z Piotrkiem do samochodu. Usiadłam i oparłam głowę o szybę.
- Jak się czujesz?
- A jak mam się czuć? W ogóle nie rozumiem, po co zabierałeś mnie na te badania. I tak mi nic nie jest, to po prostu z przemęczenia.
- Takich objawów nie należy lekceważyć, dobrze o tym wiesz. Czemu jesteś taka uparta?
- Bo potrafię walczyć o swoje. W takiej się we mnie zakochałeś.
- Wiem, kocham cię, ale martwię się o ciebie, a to jest chyba normalne.
Zamknęłam oczy i zasnęłam. Czułam, że Piotrek mnie podnosi i wnosi do mieszkania. Opadłam bezwładnie na kanapę.
*Piotrek*
Przykryłem Martynę kocem. Ta jednak już nie spała. Usiadłem obok niej.
- Zadzwonię do Wiktora i załatwię ci wolne, bo ja będę musiał iść jutro do pracy.
- Dziękuję... - Powiedziała cicho, a ja wziąłem telefon do ręki i zadzwoniłem do doktora. Po chwili rozmowy wróciłem do Martyny.
- Będę mógł jutro iść z tobą po wyniki, a potem pojadę do pracy. Zrobić ci coś do jedzenia?
- Nie, Piotrek, ja nie mam ochoty nic jeść.
- To napij się chociaż czegoś, bo będziesz odwodniona. - Podałem jej szklankę wody. Dziewczyna wzięła łyka wody i odstawiła szklankę na stolik. Nagle usłyszeliśmy pukanie. Podszedłem do drzwi i otworzyłem.
- Cześć Piotrek! Za godzinę mecz, mam nadzieję, że nie zapomniałeś? - Zapytał Adam.
- O cholera... Wejdź na chwilę, bo sytuacja zrobiła się bardziej skomplikowana niż myślisz. - Weszliśmy do salonu, gdzie leżała Martyna.
- Cześć Adaś. Piotrek, idź na ten mecz jeśli chcesz.
- Nie ma mowy, nie zostawię cię tu samej.
- Właściwie to o co chodzi? - Zapytał zdezorientowany Adam.
- Martynie jest od dłuższego czasu słabo. Dziś Wiktor odpisał nas z dyżuru nad jeziorem, bo Martyna się źle czuła. Pojechaliśmy na badania krwi i wyniki będą jutro.
- To trochę kiepsko. Przepraszam was, że tak przyszedłem bez zapowiedzi.
- Nic się nie stało, Adaś. - Powiedziała słabym głosem Martyna. - Może zostaniesz na kawę?
- Nie, nie chcę wam przeszkadzać. Zadzwoń jutro jak wyniki.
- Dobra, to do zobaczenia.
- Pa.
*Nazajutrz rano, szpital*
- Zapraszam państwa do gabinetu. - Usiadłam na krześle, a Piotrek obok mnie. Lekarz trzymał w ręku wyniki badań. Trudno było cokolwiek odczytać z jego wyrazu twarzy.
- I jak panie doktorze? - Zapytałam niepewnie.
- Mam dla państwa dwie wiadomości. Dobrą i złą...
______________________________________________________
Z góry bardzo chcę wszystkich przeprosić za moją nieobecność, ale byłam cały miesiąc u wujka w Kanadzie. Musiałam też dogłębnie przemyśleć to opowiadanie i powiedzieć Wam, że niedługo będzie koniec. Może kiedyś wrócę, ale jak już to zacznę nową historię i będę pisać opowiadanie na Wattpadzie. Myślę, że następne opowiadanie powinno się niedługo pojawić. Bardzo bym się ucieszyła, gdyby pod tym postem znalazły się jakieś komentarze, bo wiem, że przez tak długą nieobecność straciłam wielu czytelników.
- Gotowa do wyjścia? - Zapytał.
- Tak, możemy już iść. - Odrzekłam.
Po kilkunastu minutach byliśmy na plaży. Ludzie zaczęli się powoli zbierać. Robiło się coraz cieplej.
- Idę się przebrać. - Powiedziałam i poszłam do szatni. Po chwili wróciłam.
- Dlaczego jesteś taka blada?
- Jest dzisiaj strasznie gorąco, to chyba dlatego.
- Idź się wykąpać, to dobrze ci zrobi. - Poszłam do wody. Chwilę popływałam, a potem wyszłam na brzeg. Znowu zrobiło mi się słabo.
- Martyna, co ci jest?
- Mówiłam ci już, to przez ten upał.
- Przez upał? Tobie leci krew z nosa! - Piotrek spojrzał się na mnie.
- O cholera... - Powiedziałam. - Dasz chusteczkę?
- Tak, poczekaj. Martynka musisz jechać na badania krwi. To może być coś poważnego. Powiem Wiktorowi, że ma nas odpisać z dyżuru.
- Ale nie ma takiej potrzeby.
- Kurwa, Martyna! Nie będę z tobą dyskutował na ten temat, masz się ubierać i jedziemy! - Piotrek poszedł powiadomić Wiktora o zaistniałej sytuacji i po chwili byliśmy w drodze do szpitala. Było mi bardzo słabo.
***
Szliśmy szpitalnym korytarzem, a właściwie Piotrek mnie podtrzymywał, bo sama nie potrafiłabym utrzymać równowagi.
- Poczekaj, muszę iść do toalety.
- Pomóc ci? - Zapytał zmartwiony.
- Nie, dam sobie radę. Zaraz przyjdę.
Po chwili wróciłam i poszliśmy dalej. Pielęgniarka pobrała mi krew. Czekaliśmy teraz przed gabinetem na wyniki, które miały być na cito. Byłam przytulona do Piotrka, który starał się postawić mnie na duchu. Po chwili przyszedł lekarz.
- Bardzo przepraszamy, ale wyniki może odebrać pani dopiero jutro. Mamy dzisiaj urwanie głowy i naprawdę nie damy rady. Proszę być jutro około dziesiątej.
- Dobrze, do widzenia. - Odeszłam z Piotrkiem do samochodu. Usiadłam i oparłam głowę o szybę.
- Jak się czujesz?
- A jak mam się czuć? W ogóle nie rozumiem, po co zabierałeś mnie na te badania. I tak mi nic nie jest, to po prostu z przemęczenia.
- Takich objawów nie należy lekceważyć, dobrze o tym wiesz. Czemu jesteś taka uparta?
- Bo potrafię walczyć o swoje. W takiej się we mnie zakochałeś.
- Wiem, kocham cię, ale martwię się o ciebie, a to jest chyba normalne.
Zamknęłam oczy i zasnęłam. Czułam, że Piotrek mnie podnosi i wnosi do mieszkania. Opadłam bezwładnie na kanapę.
*Piotrek*
Przykryłem Martynę kocem. Ta jednak już nie spała. Usiadłem obok niej.
- Zadzwonię do Wiktora i załatwię ci wolne, bo ja będę musiał iść jutro do pracy.
- Dziękuję... - Powiedziała cicho, a ja wziąłem telefon do ręki i zadzwoniłem do doktora. Po chwili rozmowy wróciłem do Martyny.
- Będę mógł jutro iść z tobą po wyniki, a potem pojadę do pracy. Zrobić ci coś do jedzenia?
- Nie, Piotrek, ja nie mam ochoty nic jeść.
- To napij się chociaż czegoś, bo będziesz odwodniona. - Podałem jej szklankę wody. Dziewczyna wzięła łyka wody i odstawiła szklankę na stolik. Nagle usłyszeliśmy pukanie. Podszedłem do drzwi i otworzyłem.
- Cześć Piotrek! Za godzinę mecz, mam nadzieję, że nie zapomniałeś? - Zapytał Adam.
- O cholera... Wejdź na chwilę, bo sytuacja zrobiła się bardziej skomplikowana niż myślisz. - Weszliśmy do salonu, gdzie leżała Martyna.
- Cześć Adaś. Piotrek, idź na ten mecz jeśli chcesz.
- Nie ma mowy, nie zostawię cię tu samej.
- Właściwie to o co chodzi? - Zapytał zdezorientowany Adam.
- Martynie jest od dłuższego czasu słabo. Dziś Wiktor odpisał nas z dyżuru nad jeziorem, bo Martyna się źle czuła. Pojechaliśmy na badania krwi i wyniki będą jutro.
- To trochę kiepsko. Przepraszam was, że tak przyszedłem bez zapowiedzi.
- Nic się nie stało, Adaś. - Powiedziała słabym głosem Martyna. - Może zostaniesz na kawę?
- Nie, nie chcę wam przeszkadzać. Zadzwoń jutro jak wyniki.
- Dobra, to do zobaczenia.
- Pa.
*Nazajutrz rano, szpital*
- Zapraszam państwa do gabinetu. - Usiadłam na krześle, a Piotrek obok mnie. Lekarz trzymał w ręku wyniki badań. Trudno było cokolwiek odczytać z jego wyrazu twarzy.
- I jak panie doktorze? - Zapytałam niepewnie.
- Mam dla państwa dwie wiadomości. Dobrą i złą...
______________________________________________________
Z góry bardzo chcę wszystkich przeprosić za moją nieobecność, ale byłam cały miesiąc u wujka w Kanadzie. Musiałam też dogłębnie przemyśleć to opowiadanie i powiedzieć Wam, że niedługo będzie koniec. Może kiedyś wrócę, ale jak już to zacznę nową historię i będę pisać opowiadanie na Wattpadzie. Myślę, że następne opowiadanie powinno się niedługo pojawić. Bardzo bym się ucieszyła, gdyby pod tym postem znalazły się jakieś komentarze, bo wiem, że przez tak długą nieobecność straciłam wielu czytelników.
Subskrybuj:
Posty (Atom)