- Mam dla państwa dwie wiadomości. Dobrą i złą... - Zaczął lekarz, a ja wzięłam głęboki wdech. - Dobra jest taka, że jest pani w ciąży. Będzie pani musiała iść do lekarza. Napiszę zaraz skierowanie. - Ja i Piotrek zaczęliśmy się cieszyć, lecz po chwili przypomniałam sobie, że została jeszcze ta zła wiadomość.
- A ta druga, zła wiadomość?
- W wynikach wyszło coś niepokojącego.
- Niech pan mówi jaśniej...
- Ma pani białaczkę. - Oświadczył lekarz i chyba poczuł ulgę, że to powiedział. - Wiem, jakie to dla państwa trudne, bo sam przygotowywałem się do tej rozmowy, bo ciężko jest powiedzieć o śmiertelnej chorobie kobiecie, która jest w ciąży. Zalecam państwu jednak usunięcie ciąży, gdyż jest to niebezpieczne dla matki, a i tak szanse na donoszenie ciąży są nikłe.
- Ale jest jakaś szansa? - Zapytał Piotrek.
- Około pięciu procent.
- A czy ja mam szansę w ogóle wyzdrowieć? - W końcu z siebie coś wydusiłam.
- Choroba jest w zbyt zaawansowanym stopniu i szans praktycznie nie ma. Ciąża może to jeszcze pogłębić. Naprawdę radzę państwu usunięcie ciąży. Będzie pani miała jeszcze czas na dziecko.
- Tak?! Ciekawe, kiedy, jeśli niedługo umrę?! - Wykrzyczałam w płaczu i stamtąd wybiegłam.
*Piotr*
Wziąłem jeszcze od lekarza wyniki badań i wybiegłem za Martyną. Sam nie wierzyłem w sens jego słów.
- Zaczekaj! - Dziewczyna po chwili ukucnęła przy ścianie i zaczęła głośno płakać. - Nie płacz, proszę. - Przytuliłem ją do siebie.
- Cholera, Piotrek! To nie ma sensu, moje całe życie nie ma sensu! Ja za chwilę umrę!
- Nie umrzesz, nie pozwolimy na to. Przejdziemy przez tą chorobę razem. Jednak co do ciąży... Naprawdę powinniśmy się zastanowić nad jej usunięciem.
- Piotrek, nie rozumiesz tego, że ja po mojej śmierci chciałabym coś po sobie zostawić i chciałabym urodzić to dziecko?
- Martynka, to jest jeszcze zarodek. Dla ciebie i twojego zdrowia naprawdę lepiej będzie, gdy usuniesz ciążę.
- To jest moje ciało i sama o tym będę decydować. Myślałam, że mnie kochasz, a ty tak mówisz mi, że mam usunąć ciążę?! - Martyna wstała i pobiegła w stronę wyjścia, lecz ja mocno chwyciłem ją za nadgarstek.
- Kocham cię, czy ty tego nie rozumiesz? Nie chcę cię stracić... Nie chciałem też tak naciskać na tą aborcję, ale wyszło jak wyszło. Przepraszam... - Przytuliłem ją do siebie i czułem jak moja koszulka robi się mokra od jej łez. - Poradzimy sobie z tym jakoś, ale najpierw odwiozę cię do domu.
- Musisz iść do pracy.
- Pierdolę tą pracę, ona nie jest ważniejsza od ciebie.
- Piotrek rozumiem twoją troskę i wiem, że nie chcesz, żebym w tym momencie była sama, ale poradzę sobie.
- Może zadzwonię do Basi, żeby przyjechała?
- No dobrze... Ale ja pojadę taksówką, a ty idź do pracy. Proszę...?
- Na pewno sobie poradzisz?
- Tak, zaraz zadzwonię do Baśki, żeby przyjechała. Kocham cię. - Martyna pocałowała mnie w policzek i wsiadła do samochodu. Stałem tam jeszcze przez chwilę, aż taksówka nie odjechała. Czułem, że po policzku spływa mi kilka łez. Gdy lekarz powiedział, że Martyna jest chora, uświadomiłem sobie, że zaczynam kogoś tracić. Kogoś bardzo ważnego...
Poszedłem zdenerwowany do pracy i trzasnąłem drzwiami. Wiktor do mnie podszedł.
- Piotr, spokojnie. Coś się stało?
- Tak, dużo się stało! Martyna ma białaczkę, a do tego jest w ciąży i lekarz kazał jej usunąć to dziecko! To się stało! - Zacząłem krzyczeć i po chwili usiadłem na kanapę, a obok mnie Wiktor.
- Cholera... Aż głupio wam gratulować... Ale Martyna usunie tą ciążę? - Spytał, jakby było to dla niego oczywiste.
- No właśnie w tym jest problem, bo ona nie chce aborcji. Chce urodzić to dziecko, żeby został po niej jakiś ślad, jednak szanse na urodzenie dziecka są nikłe...
- Nawet nie wiem co powiedzieć i nie wiem, jak wam mam doradzić. Aż tak z nią jest źle?
- Tak. Jutro mamy iść do ginekologa zobaczyć w którym jest tygodniu ciąży, no i może tam się czegoś dowiemy.
- Dam wam wolne i powiesz mi po prostu kiedy będziesz gotowy wrócić do pracy, dobrze? Więc jedź teraz do domu i zajmij się Martyną, bo wiesz doskonale, że tego potrzebuje.
- Do widzenia. - Powiedziałem i szybko wsiadłem do samochodu. Po piętnastu minutach byłem w mieszkaniu. Martyna była sama. Siedziała na kanapie i płakała.
- Już jestem, Wiktor dał mi wolne. Basia nie przyjechała?
- Nie, bo pracuje. - Martyna znów zaczęła płakać i się we mnie wtuliła.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wszystko się jakoś ułoży. - Powiedziałem, choć sam wątpiłem w moje słowa.
- Nie chce mi się już żyć, nie rozumiesz tego?!
- Rozumiem... - Powiedziałem cicho i jeszcze mocniej ją w siebie wtuliłem. - Nie wyobrażam sobie dnia ani sekundy spędzonej bez ciebie.
- Piotrek chcę ci jeszcze powiedzieć o dwóch rzeczach. Przemyślałam wszystko i nie usunę tej ciąży czy ci się to podoba, czy nie. Druga sprawa jest taka, że chciałabym się z tobą ożenić...
- Też wszystko przemyślałem i zgodzę się, żebyś nie usuwała ciąży, a co do ślubu... Chciałbym go wziąć chociażby teraz. - Zobaczyłem na twarzy Martyny cień uśmiechu.
- Nie przesadzajmy... Musimy jechać ustalić datę ślubu.
- Jutro pojedziemy?
- Tak. - Martyna pocałowała mnie w usta. Widać, że chciała cieszyć się chwilą.
4 komentarze:
Ale mnie zaskoczyłaś tym ze Martyna ma białaczkę. Jak to przeczytałam to się prawie popłakałam. Opowiadanie i tak jest świetne. Czekam na dalszą część.
Jak ja z koleżanką to pisałyśmy to też prawie płakałyśmy ;)a potem będzie jeszcze gorzej...
Czytam to opowiadanie i łzy mi same lecą po policzkach. Proszę niech Martyna i dziecko przeżyją albo przynajmniej sama martyna proszę. Twoje opowiadanie jest świetnie ale naprawdę zaskoczyła mnie tym i nie chcę się jeszcze żegnać z matryną w tych opowiadaniach a życie Piotrka straciło by sens. Mam nadzieję że martyna przeżyje i razem z piotrkiem wychowają ich dziecko jak nie to to następne
Z tą chorobą to chyba zaskoczyłaś wszystkich swoich czytelników.Jednak mam nadzieję,że Martynka i jej dziecko przeżyją.
Prześlij komentarz