Gładziłem po włosach Martynę, która jeszcze spała.
- Długo mi się przyglądasz? - Spytała.
- Jakąś godzinę.
- Chodźmy zrobić śniadanie. - Powiedziała i wstała. Złapała się za głowę.
- Co się dzieje? - Zapytałem i szybko do niej podszedłem.
- Pomożesz mi dojść do toalety?
- Tak. - Odrzekłem. Zostawiłem ją w łazience, a sam poszedłem do kuchni. Bardzo się o nią martwiłem.
Położyłem kanapki na stół i usiadłem na krześle. Martyna po chwili przyszła.
- Jak się czujesz?
- Dzisiaj strasznie słabo. Pamiętasz, że przychodzą dziś nasi rodzice?
- Pamiętam. Martynka zjedz coś. - Powiedziałem i podsunąłem jej talerz z jedzeniem.
- Nie chcę. Nie mam ochoty.
- Musisz coś jeść. - Po zjedzonym śniadaniu poszliśmy się przebrać.
***
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko podeszłam i otworzyłam. Stali tam moi rodzice i Piotrka mama. Byli uśmiechnięci, jeszcze nie wiedzieli, jakie wiadomości chcemy im przekazać.
Zaprosiłam wszystkich do salonu i podałam obiad. Nałożyłam sobie bardzo mało, nie byłam w stanie nic przełknąć. Grzebałam widelcem w talerzu i czekałam na odpowiedni moment, by zacząć mówić.
- Z Piotrkiem chcieliśmy wam coś powiedzieć... - Zaczęłam. - Spodziewamy się dziecka, jestem w czwartym miesiącu ciąży. - Moja mama chciała zacząć mówić, lecz jej przerwałam. - To jeszcze nie koniec. Postanowiliśmy wziąć ślub, który będzie dziesiątego września... I oczywiście was zapraszamy. No i jeszcze jedna, najgorsza wiadomość. Mam białaczkę. - Dodałam i pozwoliłam wszystkim przeanalizować moje słowa.
- Ale jak to? Przecież ty jesteś okazem zdrowia. - Powiedziała Krystyna, mama Piotrka.
- Byłam.
- Przecież u nas w rodzinie nikt nie chorował na raka... - Zaczęła moja mama.
- Ta choroba wcale nie musi być dziedziczna. Może być wywołana przez stres i wiele innych czynników. - Powiedział Piotrek, który mnie objął.
- To wszystko przez tą cholerną pracę! - Krzyknął mój ojciec.
- Ta praca to najpiękniejsze, co mogło mnie w życiu spotkać. Poznałam tam wielu wspaniałych ludzi. - Na te słowa spojrzałam się na mojego narzeczonego. - Lekarze radzili mi, żebym usunęła ciążę, ale ja tego nie zrobię. Powiedziałam im, że chcę, by coś zostało po mnie na świecie. Myślę, że dobrze zrobiłam...
- Lekarze dają ci jakieś szanse na wyzdrowienie?
- Praktycznie żadnych. - Odpowiedziałam. - Postanowiłam wykorzystać ten czas, który mi został jak najlepiej.
***
- Dobrze, że rodzice już poszli. Nie czuję się dziś najlepiej. - Powiedziałam słabym głosem leżąc na kolanach Piotrka. - Boli mnie brzuch i głowa. A najgorsze jest to, że nie wiem, czy to objawy białaczki czy ciąży.
- Wolałbym, żeby były to objawy ciąży. - Powiedział gładząc moje włosy.
- Ja też... - Dodałam. - Pójdę po wodę. - Wstałam i nagle zakręciło mi się w głowie. Osunęłam się na podłogę i choć próbowałam wstać, to nie mogłam tego zrobić. Czułam już tylko, że Piotrek mnie podnosi i wsadza do samochodu...
*Piotr*
Siedziałem w sali Martyny już od dwóch godzin. Powoli zaczynała się budzić, gdyż w drodze do szpitala straciła przytomność.
- Nawet nie wiesz, jak mnie przestraszyłaś. - Powiedziałem cicho łapiąc ją za dłoń.
- Co się stało? Na jakim oddziale jestem?
- Na onkologicznym. W domu się słabo poczułaś i musiałem zawieźć cię do szpitala.
- Co z dzieckiem?
- Wszystko w porządku. Na szczęście nic poważnego się nie stało. - Poczułem, że w kieszeni spodni dzwoni mój telefon. - Poczekaj, odbiorę. Halo?
- Piotrek, Adam się rozchorował. Musisz przyjść do pracy. Wiem, że masz wolne, ale nie mam po kogo zadzwonić. - Mówił Wiktor.
- Jasne, będę za pięć minut. - Dodałem i się rozłączyłem. Wytłumaczyłem zaistniałą sytuację Martynie i poszedłem do stacji. Tam bardzo się zdziwiłem, gdyż w szatni zobaczyłem Renatę.
- Co tu się dzieje? - Zapytałem.
- Może ty mi wytłumaczysz? Przyszłam za Martynę, co jej się stało?
- Myślę, że lepiej będzie gdy zapytasz ją sama.
- Kończę teraz, mogłabym ją odwiedzić. Podaj mi tylko adres, gdzie mieszkacie.
- Nie muszę. Wystarczy, że pójdziesz do szpitala na oddział onkologiczny i tam skierujesz się do sali numer dwieście trzy. - Powiedziałem i przebrałem się w strój ratownika. Renata szybko wzięła torebkę i wyszła.
*Martyna*
Leżałam w łóżku, aż nagle zobaczyłam, że do mojej sali wchodzi Renata. Bardzo się zdziwiłam widząc ją tutaj.
- Cześć, co ty tu robisz? - Zapytałam zdziwiona.
- To może ty mi powiesz? Dlaczego jesteś na takim oddziale? - Po chwili zaczęłam jej wszystko tłumaczyć.
- O cholera... Nie wiedziałam, że jest aż tak źle. No ale mimo wszystko gratuluję, będziecie mieli dziecko.
- Dziękuję. Staram się korzystać z każdego dnia. No i chciałam cię jeszcze zaprosić na nasz ślub. - Dodałam. - Będzie dziesiątego września.
- Pewnie, że przyjdę. - Kilka minut później Renata musiała iść. Zadzwoniłam do Piotrka, który o dziwo odebrał telefon.
- Tak?
- Była u mnie Renata. Zaprosiłam ją na nasz ślub.
- Pytała się mnie, bo chciała z tobą pogadać. Zastępuje cię na stacji.
- Wiem, rozmawiałyśmy przez chwilę.
- Zaprosiłaś ją na ślub? Myślisz, że to dobry pomysł?
- A dlaczego nie?
- Wiesz, jak między nami bywało...
- Piotruś, to jest dobry pomysł. Czemu by jej nie zaprosić? Myślę, że Renata się zmieniła.
Porozmawiałam jeszcze przez chwilę z Piotrkiem i się rozłączyłam, gdyż chciałam odpocząć. Przez te wszystkie ostatnie wydarzenia jestem przemęczona, co na pewno nie działa dobrze na dziecko, wliczając w to również chorobę...
Opowiadanie: Martyna i Piotrek
Opowiadanie na temat serialu ''Na Sygnale'', skupiający się głównie na Martynie i Piotrku. Zapraszam do czytania :)
piątek, 22 stycznia 2016
poniedziałek, 17 sierpnia 2015
Rozdział 26 ''Czas wyznacza tylko uśmiech''
Siedzieliśmy z Piotrkiem oraz księdzem w zakrystii i ustalaliśmy datę naszego ślubu.
- Czy dziesiąty września będzie państwu odpowiadał? - Zapytał.
- Tak. - Odpowiedział Piotrek.
- To będzie pewnie ostatnia ważna data w moim życiu... - Dodałam smutno.
- A mogę wiedzieć dlaczego decydują się państwo wziąć ślub tak szybko?
- Jestem chora na białaczkę, do tego spodziewamy się dziecka. Lekarze dają mi mało szans na wyzdrowienie, więc właśnie dlatego chcieliśmy wziąć ślub.
- Są państwo pewni swojej decyzji? Chcę się dowiedzieć, czy to nie jest podejmowane pod wpływem emocji.
- Nie, jesteśmy tego w pełni świadomi. - Powiedział Piotr.
- Dobrze, w takim razie widzimy się później.
Wyszliśmy z Piotrkiem z kościoła i pojechaliśmy do szpitala. W samochodzie podkręciłam ogrzewanie, gdyż było mi zimno.
- Martyna, jest sierpień, a ty włączasz ogrzewanie?
- Zimno mi. - Piotrek dotknął mojego czoła.
- Jesteś cała rozpalona i masz gorączkę. Dobrze się czujesz?
- Nie za bardzo. Kiedy będziemy na miejscu?
- Jeszcze pięć minut. Dasz radę?
- Tak. - Odpowiedziałam słabo.
Weszliśmy do gabinetu Hany razem z Piotrkiem. Usiedliśmy na krzesłach przy jej biurku.
- Cześć, Martyna. Słyszałam już wszystko i chciałam wam serdecznie pogratulować, że jesteś w ciąży. - Powiedziała uśmiechnięta lekarka.
- Dziękujemy...
- Wiesz, bardzo cię podziwiam, że postanowiłaś nie usuwać ciąży. To odważne posunięcie z twojej strony. No dobrze, połóż się. - Usiadłam na łóżku i po chwili Hana zrobiła USG. - Czy chcecie posłuchać bicia serduszka dziecka?
- Tak. - Powiedział Piotrek.
- To siedemnasty tydzień, początek czwartego miesiąca.
- Jak ja mogłam nie zauważyć tego, że jestem w ciąży? - Zapytałam samą siebie.
- Objawy ciąży mieszały się z objawami białaczki, więc nie dziw się. Do tego brzuszek jest słabo widoczny, więc miałaś prawo jej nie zauważyć. Mam jeszcze jedno pytanie. Ile przytyłaś?
- Nie przytyłam.
- Tak się domyślałam. Białaczka to choroba, która powoduje dość dużą utratę wagi. - Hana podała komplet zdjęć z badania. - Będziesz musiała dosyć często mnie odwiedzać, muszę kontrolować stan dziecka i twój.
- Dobrze, to do zobaczenia.
- Cześć.
Poszliśmy z Piotrkiem do bazy. O dziwo wszyscy tam byli.
- Doktorze, chciałam wszystkim powiedzieć o moim stanie zdrowia i o tym, że już nie będę tu pracować.
- Jasne, zawołam ich. - Wiktor poszedł. - Chciałem wam powiedzieć, że Martyna jest ciężko chora i nie będzie tu pracować, a jak już to na dyspozytorni. Może szczegóły niech wam opowie ona sama.
- Niedawno dowiedziałam się, że mam białaczkę i jestem w ciąży. Lekarze chcieli namówić mnie na jej usunięcie, ale nie zgodziłam się.
- To bardzo odważne z twojej strony. - Powiedział Łukasz.
- Wiem, ale chcę żeby po mojej śmierci jednak coś zostało. Lekarze praktycznie nie dają mi szans na to, że wyzdrowieję, dlatego postanowiliśmy z Piotrkiem wziąć ślub.
- I oczywiście zapraszamy wszystkich na tą uroczystość. - Dodał Piotrek. Po chwili wszyscy składali nam gratulacje.
- Myślę, że teraz możecie wrócić do pracy. - Zwrócił się Wiktor do ratowników. - Też bym z wami jeszcze porozmawiał, ale muszę jechać na akcję. Zobaczymy się kiedy indziej.
Nagle stacja zrobiła się prawie pusta. Został tylko Góra, który przez ten cały czas nie odezwał się ani słowem.
- Martyna... mogę z tobą porozmawiać? - Zapytał.
- Tak. - Zostawiłam Piotrka w kuchni i poszłam do Artura. - O co chodzi?
- Też chciałbym wam pogratulować tego, że spodziewacie się dziecka. Faktycznie, lepiej by było usunąć ciążę, ale myślę, że dobrze zrobiłaś. Zależy ci na dziecku i dobru Piotrka, to widać. Powinnaś uwierzyć w to, że jednak jakieś szanse są, że wyzdrowiejesz.
- Staram się w to wierzyć i wykorzystywać jak najlepiej mój czas.
- A mam jeszcze jedno pytanie... Czy ja też jestem zaproszony na ślub? - Zapytał Góra trochę niepewnie.
- Oczywiście, jak wszyscy to wszyscy. Będzie pan mile widziany. - Uśmiechnęłam się do niego. Miał dzisiaj dobry humor, aż za dobry.
- Dziękuję. - Odpowiedział i również wyszedł ze stacji. Byłam bardzo zdziwiona jego zachowaniem, zawsze był dla wszystkich oschły, a dzisiaj zdawało mi się jakby się martwił?
- Jedziemy do domu? Słabo się czuję. - Powiedziałam i razem z Piotrkiem pojechaliśmy do domu. Tam zadzwoniliśmy do moich rodziców i Piotra mamy. Przyjadą jutro, to im wszystko powiemy.
- Pójdę się wykąpać. - Poszłam do łazienki. Weszłam do wanny i od razu poczułam ulgę. Po pół godzinie wyszłam.
- I jak?
- Już lepiej. O wiele lepiej. - Powiedziałam uśmiechnięta. Usiadłam na kolanach Piotrka.
On odgarnia mi włosy i dotyka mnie ciepłymi dłońmi. Zaczyna mnie całować przenosząc do sypialni.
Piotrek zręcznie przewraca mnie na plecy. Nasze usta się spotykają. Jego ciekawskie ręce błądzą po moim ciele badając każdy z jego zakątków. Powoli ściąga moją sukienkę, w czym ja próbuję mu pomóc. Jestem pewna, że robię dobrze, szczególnie wtedy, gdy nasza bielizna znajduje się już na podłodze. Dzisiaj naprawdę go potrzebuję i wiem, że on mnie też.
Szkoda tylko, że ta noc była jedną z moich ostatnich.
- Czy dziesiąty września będzie państwu odpowiadał? - Zapytał.
- Tak. - Odpowiedział Piotrek.
- To będzie pewnie ostatnia ważna data w moim życiu... - Dodałam smutno.
- A mogę wiedzieć dlaczego decydują się państwo wziąć ślub tak szybko?
- Jestem chora na białaczkę, do tego spodziewamy się dziecka. Lekarze dają mi mało szans na wyzdrowienie, więc właśnie dlatego chcieliśmy wziąć ślub.
- Są państwo pewni swojej decyzji? Chcę się dowiedzieć, czy to nie jest podejmowane pod wpływem emocji.
- Nie, jesteśmy tego w pełni świadomi. - Powiedział Piotr.
- Dobrze, w takim razie widzimy się później.
Wyszliśmy z Piotrkiem z kościoła i pojechaliśmy do szpitala. W samochodzie podkręciłam ogrzewanie, gdyż było mi zimno.
- Martyna, jest sierpień, a ty włączasz ogrzewanie?
- Zimno mi. - Piotrek dotknął mojego czoła.
- Jesteś cała rozpalona i masz gorączkę. Dobrze się czujesz?
- Nie za bardzo. Kiedy będziemy na miejscu?
- Jeszcze pięć minut. Dasz radę?
- Tak. - Odpowiedziałam słabo.
Weszliśmy do gabinetu Hany razem z Piotrkiem. Usiedliśmy na krzesłach przy jej biurku.
- Cześć, Martyna. Słyszałam już wszystko i chciałam wam serdecznie pogratulować, że jesteś w ciąży. - Powiedziała uśmiechnięta lekarka.
- Dziękujemy...
- Wiesz, bardzo cię podziwiam, że postanowiłaś nie usuwać ciąży. To odważne posunięcie z twojej strony. No dobrze, połóż się. - Usiadłam na łóżku i po chwili Hana zrobiła USG. - Czy chcecie posłuchać bicia serduszka dziecka?
- Tak. - Powiedział Piotrek.
- To siedemnasty tydzień, początek czwartego miesiąca.
- Jak ja mogłam nie zauważyć tego, że jestem w ciąży? - Zapytałam samą siebie.
- Objawy ciąży mieszały się z objawami białaczki, więc nie dziw się. Do tego brzuszek jest słabo widoczny, więc miałaś prawo jej nie zauważyć. Mam jeszcze jedno pytanie. Ile przytyłaś?
- Nie przytyłam.
- Tak się domyślałam. Białaczka to choroba, która powoduje dość dużą utratę wagi. - Hana podała komplet zdjęć z badania. - Będziesz musiała dosyć często mnie odwiedzać, muszę kontrolować stan dziecka i twój.
- Dobrze, to do zobaczenia.
- Cześć.
Poszliśmy z Piotrkiem do bazy. O dziwo wszyscy tam byli.
- Doktorze, chciałam wszystkim powiedzieć o moim stanie zdrowia i o tym, że już nie będę tu pracować.
- Jasne, zawołam ich. - Wiktor poszedł. - Chciałem wam powiedzieć, że Martyna jest ciężko chora i nie będzie tu pracować, a jak już to na dyspozytorni. Może szczegóły niech wam opowie ona sama.
- Niedawno dowiedziałam się, że mam białaczkę i jestem w ciąży. Lekarze chcieli namówić mnie na jej usunięcie, ale nie zgodziłam się.
- To bardzo odważne z twojej strony. - Powiedział Łukasz.
- Wiem, ale chcę żeby po mojej śmierci jednak coś zostało. Lekarze praktycznie nie dają mi szans na to, że wyzdrowieję, dlatego postanowiliśmy z Piotrkiem wziąć ślub.
- I oczywiście zapraszamy wszystkich na tą uroczystość. - Dodał Piotrek. Po chwili wszyscy składali nam gratulacje.
- Myślę, że teraz możecie wrócić do pracy. - Zwrócił się Wiktor do ratowników. - Też bym z wami jeszcze porozmawiał, ale muszę jechać na akcję. Zobaczymy się kiedy indziej.
Nagle stacja zrobiła się prawie pusta. Został tylko Góra, który przez ten cały czas nie odezwał się ani słowem.
- Martyna... mogę z tobą porozmawiać? - Zapytał.
- Tak. - Zostawiłam Piotrka w kuchni i poszłam do Artura. - O co chodzi?
- Też chciałbym wam pogratulować tego, że spodziewacie się dziecka. Faktycznie, lepiej by było usunąć ciążę, ale myślę, że dobrze zrobiłaś. Zależy ci na dziecku i dobru Piotrka, to widać. Powinnaś uwierzyć w to, że jednak jakieś szanse są, że wyzdrowiejesz.
- Staram się w to wierzyć i wykorzystywać jak najlepiej mój czas.
- A mam jeszcze jedno pytanie... Czy ja też jestem zaproszony na ślub? - Zapytał Góra trochę niepewnie.
- Oczywiście, jak wszyscy to wszyscy. Będzie pan mile widziany. - Uśmiechnęłam się do niego. Miał dzisiaj dobry humor, aż za dobry.
- Dziękuję. - Odpowiedział i również wyszedł ze stacji. Byłam bardzo zdziwiona jego zachowaniem, zawsze był dla wszystkich oschły, a dzisiaj zdawało mi się jakby się martwił?
- Jedziemy do domu? Słabo się czuję. - Powiedziałam i razem z Piotrkiem pojechaliśmy do domu. Tam zadzwoniliśmy do moich rodziców i Piotra mamy. Przyjadą jutro, to im wszystko powiemy.
- Pójdę się wykąpać. - Poszłam do łazienki. Weszłam do wanny i od razu poczułam ulgę. Po pół godzinie wyszłam.
- I jak?
- Już lepiej. O wiele lepiej. - Powiedziałam uśmiechnięta. Usiadłam na kolanach Piotrka.
On odgarnia mi włosy i dotyka mnie ciepłymi dłońmi. Zaczyna mnie całować przenosząc do sypialni.
Piotrek zręcznie przewraca mnie na plecy. Nasze usta się spotykają. Jego ciekawskie ręce błądzą po moim ciele badając każdy z jego zakątków. Powoli ściąga moją sukienkę, w czym ja próbuję mu pomóc. Jestem pewna, że robię dobrze, szczególnie wtedy, gdy nasza bielizna znajduje się już na podłodze. Dzisiaj naprawdę go potrzebuję i wiem, że on mnie też.
Szkoda tylko, że ta noc była jedną z moich ostatnich.
wtorek, 11 sierpnia 2015
Rozdział 25 ''Są chwile, kiedy nie chce się żyć''
- Mam dla państwa dwie wiadomości. Dobrą i złą... - Zaczął lekarz, a ja wzięłam głęboki wdech. - Dobra jest taka, że jest pani w ciąży. Będzie pani musiała iść do lekarza. Napiszę zaraz skierowanie. - Ja i Piotrek zaczęliśmy się cieszyć, lecz po chwili przypomniałam sobie, że została jeszcze ta zła wiadomość.
- A ta druga, zła wiadomość?
- W wynikach wyszło coś niepokojącego.
- Niech pan mówi jaśniej...
- Ma pani białaczkę. - Oświadczył lekarz i chyba poczuł ulgę, że to powiedział. - Wiem, jakie to dla państwa trudne, bo sam przygotowywałem się do tej rozmowy, bo ciężko jest powiedzieć o śmiertelnej chorobie kobiecie, która jest w ciąży. Zalecam państwu jednak usunięcie ciąży, gdyż jest to niebezpieczne dla matki, a i tak szanse na donoszenie ciąży są nikłe.
- Ale jest jakaś szansa? - Zapytał Piotrek.
- Około pięciu procent.
- A czy ja mam szansę w ogóle wyzdrowieć? - W końcu z siebie coś wydusiłam.
- Choroba jest w zbyt zaawansowanym stopniu i szans praktycznie nie ma. Ciąża może to jeszcze pogłębić. Naprawdę radzę państwu usunięcie ciąży. Będzie pani miała jeszcze czas na dziecko.
- Tak?! Ciekawe, kiedy, jeśli niedługo umrę?! - Wykrzyczałam w płaczu i stamtąd wybiegłam.
*Piotr*
Wziąłem jeszcze od lekarza wyniki badań i wybiegłem za Martyną. Sam nie wierzyłem w sens jego słów.
- Zaczekaj! - Dziewczyna po chwili ukucnęła przy ścianie i zaczęła głośno płakać. - Nie płacz, proszę. - Przytuliłem ją do siebie.
- Cholera, Piotrek! To nie ma sensu, moje całe życie nie ma sensu! Ja za chwilę umrę!
- Nie umrzesz, nie pozwolimy na to. Przejdziemy przez tą chorobę razem. Jednak co do ciąży... Naprawdę powinniśmy się zastanowić nad jej usunięciem.
- Piotrek, nie rozumiesz tego, że ja po mojej śmierci chciałabym coś po sobie zostawić i chciałabym urodzić to dziecko?
- Martynka, to jest jeszcze zarodek. Dla ciebie i twojego zdrowia naprawdę lepiej będzie, gdy usuniesz ciążę.
- To jest moje ciało i sama o tym będę decydować. Myślałam, że mnie kochasz, a ty tak mówisz mi, że mam usunąć ciążę?! - Martyna wstała i pobiegła w stronę wyjścia, lecz ja mocno chwyciłem ją za nadgarstek.
- Kocham cię, czy ty tego nie rozumiesz? Nie chcę cię stracić... Nie chciałem też tak naciskać na tą aborcję, ale wyszło jak wyszło. Przepraszam... - Przytuliłem ją do siebie i czułem jak moja koszulka robi się mokra od jej łez. - Poradzimy sobie z tym jakoś, ale najpierw odwiozę cię do domu.
- Musisz iść do pracy.
- Pierdolę tą pracę, ona nie jest ważniejsza od ciebie.
- Piotrek rozumiem twoją troskę i wiem, że nie chcesz, żebym w tym momencie była sama, ale poradzę sobie.
- Może zadzwonię do Basi, żeby przyjechała?
- No dobrze... Ale ja pojadę taksówką, a ty idź do pracy. Proszę...?
- Na pewno sobie poradzisz?
- Tak, zaraz zadzwonię do Baśki, żeby przyjechała. Kocham cię. - Martyna pocałowała mnie w policzek i wsiadła do samochodu. Stałem tam jeszcze przez chwilę, aż taksówka nie odjechała. Czułem, że po policzku spływa mi kilka łez. Gdy lekarz powiedział, że Martyna jest chora, uświadomiłem sobie, że zaczynam kogoś tracić. Kogoś bardzo ważnego...
Poszedłem zdenerwowany do pracy i trzasnąłem drzwiami. Wiktor do mnie podszedł.
- Piotr, spokojnie. Coś się stało?
- Tak, dużo się stało! Martyna ma białaczkę, a do tego jest w ciąży i lekarz kazał jej usunąć to dziecko! To się stało! - Zacząłem krzyczeć i po chwili usiadłem na kanapę, a obok mnie Wiktor.
- Cholera... Aż głupio wam gratulować... Ale Martyna usunie tą ciążę? - Spytał, jakby było to dla niego oczywiste.
- No właśnie w tym jest problem, bo ona nie chce aborcji. Chce urodzić to dziecko, żeby został po niej jakiś ślad, jednak szanse na urodzenie dziecka są nikłe...
- Nawet nie wiem co powiedzieć i nie wiem, jak wam mam doradzić. Aż tak z nią jest źle?
- Tak. Jutro mamy iść do ginekologa zobaczyć w którym jest tygodniu ciąży, no i może tam się czegoś dowiemy.
- Dam wam wolne i powiesz mi po prostu kiedy będziesz gotowy wrócić do pracy, dobrze? Więc jedź teraz do domu i zajmij się Martyną, bo wiesz doskonale, że tego potrzebuje.
- Do widzenia. - Powiedziałem i szybko wsiadłem do samochodu. Po piętnastu minutach byłem w mieszkaniu. Martyna była sama. Siedziała na kanapie i płakała.
- Już jestem, Wiktor dał mi wolne. Basia nie przyjechała?
- Nie, bo pracuje. - Martyna znów zaczęła płakać i się we mnie wtuliła.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wszystko się jakoś ułoży. - Powiedziałem, choć sam wątpiłem w moje słowa.
- Nie chce mi się już żyć, nie rozumiesz tego?!
- Rozumiem... - Powiedziałem cicho i jeszcze mocniej ją w siebie wtuliłem. - Nie wyobrażam sobie dnia ani sekundy spędzonej bez ciebie.
- Piotrek chcę ci jeszcze powiedzieć o dwóch rzeczach. Przemyślałam wszystko i nie usunę tej ciąży czy ci się to podoba, czy nie. Druga sprawa jest taka, że chciałabym się z tobą ożenić...
- Też wszystko przemyślałem i zgodzę się, żebyś nie usuwała ciąży, a co do ślubu... Chciałbym go wziąć chociażby teraz. - Zobaczyłem na twarzy Martyny cień uśmiechu.
- Nie przesadzajmy... Musimy jechać ustalić datę ślubu.
- Jutro pojedziemy?
- Tak. - Martyna pocałowała mnie w usta. Widać, że chciała cieszyć się chwilą.
- A ta druga, zła wiadomość?
- W wynikach wyszło coś niepokojącego.
- Niech pan mówi jaśniej...
- Ma pani białaczkę. - Oświadczył lekarz i chyba poczuł ulgę, że to powiedział. - Wiem, jakie to dla państwa trudne, bo sam przygotowywałem się do tej rozmowy, bo ciężko jest powiedzieć o śmiertelnej chorobie kobiecie, która jest w ciąży. Zalecam państwu jednak usunięcie ciąży, gdyż jest to niebezpieczne dla matki, a i tak szanse na donoszenie ciąży są nikłe.
- Ale jest jakaś szansa? - Zapytał Piotrek.
- Około pięciu procent.
- A czy ja mam szansę w ogóle wyzdrowieć? - W końcu z siebie coś wydusiłam.
- Choroba jest w zbyt zaawansowanym stopniu i szans praktycznie nie ma. Ciąża może to jeszcze pogłębić. Naprawdę radzę państwu usunięcie ciąży. Będzie pani miała jeszcze czas na dziecko.
- Tak?! Ciekawe, kiedy, jeśli niedługo umrę?! - Wykrzyczałam w płaczu i stamtąd wybiegłam.
*Piotr*
Wziąłem jeszcze od lekarza wyniki badań i wybiegłem za Martyną. Sam nie wierzyłem w sens jego słów.
- Zaczekaj! - Dziewczyna po chwili ukucnęła przy ścianie i zaczęła głośno płakać. - Nie płacz, proszę. - Przytuliłem ją do siebie.
- Cholera, Piotrek! To nie ma sensu, moje całe życie nie ma sensu! Ja za chwilę umrę!
- Nie umrzesz, nie pozwolimy na to. Przejdziemy przez tą chorobę razem. Jednak co do ciąży... Naprawdę powinniśmy się zastanowić nad jej usunięciem.
- Piotrek, nie rozumiesz tego, że ja po mojej śmierci chciałabym coś po sobie zostawić i chciałabym urodzić to dziecko?
- Martynka, to jest jeszcze zarodek. Dla ciebie i twojego zdrowia naprawdę lepiej będzie, gdy usuniesz ciążę.
- To jest moje ciało i sama o tym będę decydować. Myślałam, że mnie kochasz, a ty tak mówisz mi, że mam usunąć ciążę?! - Martyna wstała i pobiegła w stronę wyjścia, lecz ja mocno chwyciłem ją za nadgarstek.
- Kocham cię, czy ty tego nie rozumiesz? Nie chcę cię stracić... Nie chciałem też tak naciskać na tą aborcję, ale wyszło jak wyszło. Przepraszam... - Przytuliłem ją do siebie i czułem jak moja koszulka robi się mokra od jej łez. - Poradzimy sobie z tym jakoś, ale najpierw odwiozę cię do domu.
- Musisz iść do pracy.
- Pierdolę tą pracę, ona nie jest ważniejsza od ciebie.
- Piotrek rozumiem twoją troskę i wiem, że nie chcesz, żebym w tym momencie była sama, ale poradzę sobie.
- Może zadzwonię do Basi, żeby przyjechała?
- No dobrze... Ale ja pojadę taksówką, a ty idź do pracy. Proszę...?
- Na pewno sobie poradzisz?
- Tak, zaraz zadzwonię do Baśki, żeby przyjechała. Kocham cię. - Martyna pocałowała mnie w policzek i wsiadła do samochodu. Stałem tam jeszcze przez chwilę, aż taksówka nie odjechała. Czułem, że po policzku spływa mi kilka łez. Gdy lekarz powiedział, że Martyna jest chora, uświadomiłem sobie, że zaczynam kogoś tracić. Kogoś bardzo ważnego...
Poszedłem zdenerwowany do pracy i trzasnąłem drzwiami. Wiktor do mnie podszedł.
- Piotr, spokojnie. Coś się stało?
- Tak, dużo się stało! Martyna ma białaczkę, a do tego jest w ciąży i lekarz kazał jej usunąć to dziecko! To się stało! - Zacząłem krzyczeć i po chwili usiadłem na kanapę, a obok mnie Wiktor.
- Cholera... Aż głupio wam gratulować... Ale Martyna usunie tą ciążę? - Spytał, jakby było to dla niego oczywiste.
- No właśnie w tym jest problem, bo ona nie chce aborcji. Chce urodzić to dziecko, żeby został po niej jakiś ślad, jednak szanse na urodzenie dziecka są nikłe...
- Nawet nie wiem co powiedzieć i nie wiem, jak wam mam doradzić. Aż tak z nią jest źle?
- Tak. Jutro mamy iść do ginekologa zobaczyć w którym jest tygodniu ciąży, no i może tam się czegoś dowiemy.
- Dam wam wolne i powiesz mi po prostu kiedy będziesz gotowy wrócić do pracy, dobrze? Więc jedź teraz do domu i zajmij się Martyną, bo wiesz doskonale, że tego potrzebuje.
- Do widzenia. - Powiedziałem i szybko wsiadłem do samochodu. Po piętnastu minutach byłem w mieszkaniu. Martyna była sama. Siedziała na kanapie i płakała.
- Już jestem, Wiktor dał mi wolne. Basia nie przyjechała?
- Nie, bo pracuje. - Martyna znów zaczęła płakać i się we mnie wtuliła.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wszystko się jakoś ułoży. - Powiedziałem, choć sam wątpiłem w moje słowa.
- Nie chce mi się już żyć, nie rozumiesz tego?!
- Rozumiem... - Powiedziałem cicho i jeszcze mocniej ją w siebie wtuliłem. - Nie wyobrażam sobie dnia ani sekundy spędzonej bez ciebie.
- Piotrek chcę ci jeszcze powiedzieć o dwóch rzeczach. Przemyślałam wszystko i nie usunę tej ciąży czy ci się to podoba, czy nie. Druga sprawa jest taka, że chciałabym się z tobą ożenić...
- Też wszystko przemyślałem i zgodzę się, żebyś nie usuwała ciąży, a co do ślubu... Chciałbym go wziąć chociażby teraz. - Zobaczyłem na twarzy Martyny cień uśmiechu.
- Nie przesadzajmy... Musimy jechać ustalić datę ślubu.
- Jutro pojedziemy?
- Tak. - Martyna pocałowała mnie w usta. Widać, że chciała cieszyć się chwilą.
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
Rozdział 24 ''Dziwnym zjawiskiem jest przeczenie własnym słowom''
Od dłuższego czasu dziwnie się czuję. Piotrek ciągle o czymś myśli, a ja nie mogę rozszyfrować o co chodzi. Dziś mam z nim dyżur jako ratownicy wodni nad jeziorem.
- Gotowa do wyjścia? - Zapytał.
- Tak, możemy już iść. - Odrzekłam.
Po kilkunastu minutach byliśmy na plaży. Ludzie zaczęli się powoli zbierać. Robiło się coraz cieplej.
- Idę się przebrać. - Powiedziałam i poszłam do szatni. Po chwili wróciłam.
- Dlaczego jesteś taka blada?
- Jest dzisiaj strasznie gorąco, to chyba dlatego.
- Idź się wykąpać, to dobrze ci zrobi. - Poszłam do wody. Chwilę popływałam, a potem wyszłam na brzeg. Znowu zrobiło mi się słabo.
- Martyna, co ci jest?
- Mówiłam ci już, to przez ten upał.
- Przez upał? Tobie leci krew z nosa! - Piotrek spojrzał się na mnie.
- O cholera... - Powiedziałam. - Dasz chusteczkę?
- Tak, poczekaj. Martynka musisz jechać na badania krwi. To może być coś poważnego. Powiem Wiktorowi, że ma nas odpisać z dyżuru.
- Ale nie ma takiej potrzeby.
- Kurwa, Martyna! Nie będę z tobą dyskutował na ten temat, masz się ubierać i jedziemy! - Piotrek poszedł powiadomić Wiktora o zaistniałej sytuacji i po chwili byliśmy w drodze do szpitala. Było mi bardzo słabo.
***
Szliśmy szpitalnym korytarzem, a właściwie Piotrek mnie podtrzymywał, bo sama nie potrafiłabym utrzymać równowagi.
- Poczekaj, muszę iść do toalety.
- Pomóc ci? - Zapytał zmartwiony.
- Nie, dam sobie radę. Zaraz przyjdę.
Po chwili wróciłam i poszliśmy dalej. Pielęgniarka pobrała mi krew. Czekaliśmy teraz przed gabinetem na wyniki, które miały być na cito. Byłam przytulona do Piotrka, który starał się postawić mnie na duchu. Po chwili przyszedł lekarz.
- Bardzo przepraszamy, ale wyniki może odebrać pani dopiero jutro. Mamy dzisiaj urwanie głowy i naprawdę nie damy rady. Proszę być jutro około dziesiątej.
- Dobrze, do widzenia. - Odeszłam z Piotrkiem do samochodu. Usiadłam i oparłam głowę o szybę.
- Jak się czujesz?
- A jak mam się czuć? W ogóle nie rozumiem, po co zabierałeś mnie na te badania. I tak mi nic nie jest, to po prostu z przemęczenia.
- Takich objawów nie należy lekceważyć, dobrze o tym wiesz. Czemu jesteś taka uparta?
- Bo potrafię walczyć o swoje. W takiej się we mnie zakochałeś.
- Wiem, kocham cię, ale martwię się o ciebie, a to jest chyba normalne.
Zamknęłam oczy i zasnęłam. Czułam, że Piotrek mnie podnosi i wnosi do mieszkania. Opadłam bezwładnie na kanapę.
*Piotrek*
Przykryłem Martynę kocem. Ta jednak już nie spała. Usiadłem obok niej.
- Zadzwonię do Wiktora i załatwię ci wolne, bo ja będę musiał iść jutro do pracy.
- Dziękuję... - Powiedziała cicho, a ja wziąłem telefon do ręki i zadzwoniłem do doktora. Po chwili rozmowy wróciłem do Martyny.
- Będę mógł jutro iść z tobą po wyniki, a potem pojadę do pracy. Zrobić ci coś do jedzenia?
- Nie, Piotrek, ja nie mam ochoty nic jeść.
- To napij się chociaż czegoś, bo będziesz odwodniona. - Podałem jej szklankę wody. Dziewczyna wzięła łyka wody i odstawiła szklankę na stolik. Nagle usłyszeliśmy pukanie. Podszedłem do drzwi i otworzyłem.
- Cześć Piotrek! Za godzinę mecz, mam nadzieję, że nie zapomniałeś? - Zapytał Adam.
- O cholera... Wejdź na chwilę, bo sytuacja zrobiła się bardziej skomplikowana niż myślisz. - Weszliśmy do salonu, gdzie leżała Martyna.
- Cześć Adaś. Piotrek, idź na ten mecz jeśli chcesz.
- Nie ma mowy, nie zostawię cię tu samej.
- Właściwie to o co chodzi? - Zapytał zdezorientowany Adam.
- Martynie jest od dłuższego czasu słabo. Dziś Wiktor odpisał nas z dyżuru nad jeziorem, bo Martyna się źle czuła. Pojechaliśmy na badania krwi i wyniki będą jutro.
- To trochę kiepsko. Przepraszam was, że tak przyszedłem bez zapowiedzi.
- Nic się nie stało, Adaś. - Powiedziała słabym głosem Martyna. - Może zostaniesz na kawę?
- Nie, nie chcę wam przeszkadzać. Zadzwoń jutro jak wyniki.
- Dobra, to do zobaczenia.
- Pa.
*Nazajutrz rano, szpital*
- Zapraszam państwa do gabinetu. - Usiadłam na krześle, a Piotrek obok mnie. Lekarz trzymał w ręku wyniki badań. Trudno było cokolwiek odczytać z jego wyrazu twarzy.
- I jak panie doktorze? - Zapytałam niepewnie.
- Mam dla państwa dwie wiadomości. Dobrą i złą...
______________________________________________________
Z góry bardzo chcę wszystkich przeprosić za moją nieobecność, ale byłam cały miesiąc u wujka w Kanadzie. Musiałam też dogłębnie przemyśleć to opowiadanie i powiedzieć Wam, że niedługo będzie koniec. Może kiedyś wrócę, ale jak już to zacznę nową historię i będę pisać opowiadanie na Wattpadzie. Myślę, że następne opowiadanie powinno się niedługo pojawić. Bardzo bym się ucieszyła, gdyby pod tym postem znalazły się jakieś komentarze, bo wiem, że przez tak długą nieobecność straciłam wielu czytelników.
- Gotowa do wyjścia? - Zapytał.
- Tak, możemy już iść. - Odrzekłam.
Po kilkunastu minutach byliśmy na plaży. Ludzie zaczęli się powoli zbierać. Robiło się coraz cieplej.
- Idę się przebrać. - Powiedziałam i poszłam do szatni. Po chwili wróciłam.
- Dlaczego jesteś taka blada?
- Jest dzisiaj strasznie gorąco, to chyba dlatego.
- Idź się wykąpać, to dobrze ci zrobi. - Poszłam do wody. Chwilę popływałam, a potem wyszłam na brzeg. Znowu zrobiło mi się słabo.
- Martyna, co ci jest?
- Mówiłam ci już, to przez ten upał.
- Przez upał? Tobie leci krew z nosa! - Piotrek spojrzał się na mnie.
- O cholera... - Powiedziałam. - Dasz chusteczkę?
- Tak, poczekaj. Martynka musisz jechać na badania krwi. To może być coś poważnego. Powiem Wiktorowi, że ma nas odpisać z dyżuru.
- Ale nie ma takiej potrzeby.
- Kurwa, Martyna! Nie będę z tobą dyskutował na ten temat, masz się ubierać i jedziemy! - Piotrek poszedł powiadomić Wiktora o zaistniałej sytuacji i po chwili byliśmy w drodze do szpitala. Było mi bardzo słabo.
***
Szliśmy szpitalnym korytarzem, a właściwie Piotrek mnie podtrzymywał, bo sama nie potrafiłabym utrzymać równowagi.
- Poczekaj, muszę iść do toalety.
- Pomóc ci? - Zapytał zmartwiony.
- Nie, dam sobie radę. Zaraz przyjdę.
Po chwili wróciłam i poszliśmy dalej. Pielęgniarka pobrała mi krew. Czekaliśmy teraz przed gabinetem na wyniki, które miały być na cito. Byłam przytulona do Piotrka, który starał się postawić mnie na duchu. Po chwili przyszedł lekarz.
- Bardzo przepraszamy, ale wyniki może odebrać pani dopiero jutro. Mamy dzisiaj urwanie głowy i naprawdę nie damy rady. Proszę być jutro około dziesiątej.
- Dobrze, do widzenia. - Odeszłam z Piotrkiem do samochodu. Usiadłam i oparłam głowę o szybę.
- Jak się czujesz?
- A jak mam się czuć? W ogóle nie rozumiem, po co zabierałeś mnie na te badania. I tak mi nic nie jest, to po prostu z przemęczenia.
- Takich objawów nie należy lekceważyć, dobrze o tym wiesz. Czemu jesteś taka uparta?
- Bo potrafię walczyć o swoje. W takiej się we mnie zakochałeś.
- Wiem, kocham cię, ale martwię się o ciebie, a to jest chyba normalne.
Zamknęłam oczy i zasnęłam. Czułam, że Piotrek mnie podnosi i wnosi do mieszkania. Opadłam bezwładnie na kanapę.
*Piotrek*
Przykryłem Martynę kocem. Ta jednak już nie spała. Usiadłem obok niej.
- Zadzwonię do Wiktora i załatwię ci wolne, bo ja będę musiał iść jutro do pracy.
- Dziękuję... - Powiedziała cicho, a ja wziąłem telefon do ręki i zadzwoniłem do doktora. Po chwili rozmowy wróciłem do Martyny.
- Będę mógł jutro iść z tobą po wyniki, a potem pojadę do pracy. Zrobić ci coś do jedzenia?
- Nie, Piotrek, ja nie mam ochoty nic jeść.
- To napij się chociaż czegoś, bo będziesz odwodniona. - Podałem jej szklankę wody. Dziewczyna wzięła łyka wody i odstawiła szklankę na stolik. Nagle usłyszeliśmy pukanie. Podszedłem do drzwi i otworzyłem.
- Cześć Piotrek! Za godzinę mecz, mam nadzieję, że nie zapomniałeś? - Zapytał Adam.
- O cholera... Wejdź na chwilę, bo sytuacja zrobiła się bardziej skomplikowana niż myślisz. - Weszliśmy do salonu, gdzie leżała Martyna.
- Cześć Adaś. Piotrek, idź na ten mecz jeśli chcesz.
- Nie ma mowy, nie zostawię cię tu samej.
- Właściwie to o co chodzi? - Zapytał zdezorientowany Adam.
- Martynie jest od dłuższego czasu słabo. Dziś Wiktor odpisał nas z dyżuru nad jeziorem, bo Martyna się źle czuła. Pojechaliśmy na badania krwi i wyniki będą jutro.
- To trochę kiepsko. Przepraszam was, że tak przyszedłem bez zapowiedzi.
- Nic się nie stało, Adaś. - Powiedziała słabym głosem Martyna. - Może zostaniesz na kawę?
- Nie, nie chcę wam przeszkadzać. Zadzwoń jutro jak wyniki.
- Dobra, to do zobaczenia.
- Pa.
*Nazajutrz rano, szpital*
- Zapraszam państwa do gabinetu. - Usiadłam na krześle, a Piotrek obok mnie. Lekarz trzymał w ręku wyniki badań. Trudno było cokolwiek odczytać z jego wyrazu twarzy.
- I jak panie doktorze? - Zapytałam niepewnie.
- Mam dla państwa dwie wiadomości. Dobrą i złą...
______________________________________________________
Z góry bardzo chcę wszystkich przeprosić za moją nieobecność, ale byłam cały miesiąc u wujka w Kanadzie. Musiałam też dogłębnie przemyśleć to opowiadanie i powiedzieć Wam, że niedługo będzie koniec. Może kiedyś wrócę, ale jak już to zacznę nową historię i będę pisać opowiadanie na Wattpadzie. Myślę, że następne opowiadanie powinno się niedługo pojawić. Bardzo bym się ucieszyła, gdyby pod tym postem znalazły się jakieś komentarze, bo wiem, że przez tak długą nieobecność straciłam wielu czytelników.
czwartek, 18 czerwca 2015
Rozdział 23 ''Jest wielu ludzi, ale trafić na człowieka, to rzadkość''
Weszłam do stacji i usłyszałam krzyki.
- Jeśli masz z tym problem, to możesz iść. Droga wolna! - Mówił Wiktor. Renata z łzami w oczach wybiegła ze stacji lecz w drodze do drzwi spojrzała się na mnie.
- To wszystko przez ciebie. - Powiedziała i wyszła. Stałam w jednym miejscu i patrzyłam się ciągle w ten sam punkt.
- Cholera jasna, teraz będę musiał szukać ratownika na jej miejsce.
- Doktorze co się właściwie stało? - Zapytałam.
- Pewnie wiesz o wszystkim... Renata ma problem z zaakceptowaniem twojego związku z Piotrkiem. Wiesz, jak ona go traktuje. - Westchnął. Nie wiedziałam, jak mam się zachować.
- Tak, wiem. Ona ciągle myśli, że coś z tego wyniknie. Nie może zrozumieć tego, że jesteśmy razem. Wydaje mi się, że Renata... Czuje do niego coś więcej niż przyjaźń.
- Martyna nie martw się. Piotr poza tobą świata nie widzi. Nawet nie wiesz, jak on się zmienił gdy cię poznał. Gdy go zatrudniałem to był takim lekkoduchem. Teraz jest zupełnie inaczej. - Lekko się uśmiechnęłam i poszłam do szatni.
Gdy zakładałam koszulkę zaczęłam zastanawiać się nad sensem słów Renaty. ''To wszystko przez ciebie''. O co jej mogło chodzić? Sama nie wiem. W sumie to dobrze, że już tu nie pracuje. Mam jednak złe przeczucie. Myślę, że nas jeszcze nie zostawi w spokoju. Zerknęłam na swój palec. Miałam na nim piękny pierścionek zaręczynowy. Byłam taka szczęśliwa.
Nagle ktoś zasłonił mi oczy i mnie pocałował.
- Cześć Piotruś. - Powiedziałam.
- Cześć kochanie. Jak ci mija dyżur?
- Właściwie to go jeszcze nie zaczęłam. Wiesz, że Renata już tu nie pracuje?
- Jak to?
- Pokłóciła się z Wiktorem. Słyszałam wszystko. Powiedział jej, że może iść... I poszła.
- Może to i dobrze. - Piotrek mnie przytulił. - Pojedziemy po pracy do mojej mamy? Muszę się jej pochwalić, że jestem zaręczony.
- Pewnie.
***
- No to opowiadajcie, co tam u was. - Powiedziała Krystyna.
- Mamo, musimy ci coś powiedzieć. - Zaczął Piotr. - Zaręczyliśmy się.
- No to cudownie! Kiedy ślub? - Zapytała podekscytowana kobieta.
- Właściwie to nie mamy jeszcze ustalonej daty. Nie chcemy się spieszyć.
- Jasne, rozumiem was. A może zostalibyście na noc?
- Nie, musimy zaraz się zbierać. Mamy jeszcze trochę spraw do załatwienia.
Po chwili para wyszła z domu Krystyny. Pół godziny później byli już w domu. Martyna sprawdziła skrzynkę.
- Piotrek, coś do ciebie. - Przekazała chłopakowi kopertę.
- Później zobaczę.
- A może to coś ważnego?
- Martynka, godzina w tą czy w tą mnie nie zbawi.
- Jak uważasz. - Kobieta położyła list na szafce w przedpokoju i poszła do łazienki się wykąpać.
*Piotr*
Gdy Martyna wyszła, sięgnąłem po list. Spodziewałem się, że napisała Renata. Po tej całej akcji bała się do mnie zadzwonić. Nie chciałem czytać go przy Martynie, żeby jej nie martwić.
Z trudem otworzyłem kopertę. Wyjąłem z niej kartkę.
''Piotrek...
Tak mi przykro, że musiałam odejść, lecz nie było innego wyjścia. Miałam dość tej sytuacji, że gdy ciągle się staram to ty mnie odtrącasz. Nie chcę nic od Martyny, ale najpierw dajesz mi nadzieje, zostajesz u mnie na noc, całujesz mnie, a potem tak po prostu sobie wyjeżdżasz. Nie wyobrażasz sobie, jak ja się muszę czuć? Każdy myśli, że to ja jestem ta zła, ale tak nie jest! Czy to takie dziwne, że się zakochałam i chcę walczyć o to uczucie?
Nie chciałam żeby tak wyszło. Teraz wyjeżdżam. Przepraszam za wszystko i życzę Ci szczęśliwego życia z Martyną.
Renata''
Gdy to przeczytałem, upuściłem kartkę na podłogę. W tym liście było tak niewiele, lecz zorientowałem się jaki ból sprawiało to wszystko Renacie. Sięgnąłem go z ziemi i włożyłem do kieszeni od kurtki. Miałem ogromną gulę w w gardle.
- Piotruś, co tak stoisz? - Zapytała Martyna owinięta w ręcznik.
- Tak jakoś... - Odrzekłem i przytuliłem ją do siebie. - Wiesz, że cię kocham?
- Wiem. Ja ciebie też. - Uśmiechnęła się do mnie. - Pójdę się położyć. Jestem już zmęczona.
- Pójdę z tobą. - Razem udaliśmy się do sypialni. Martyna zasnęła momentalnie, lecz ja ciągle myślałem o tym liście...
- Jeśli masz z tym problem, to możesz iść. Droga wolna! - Mówił Wiktor. Renata z łzami w oczach wybiegła ze stacji lecz w drodze do drzwi spojrzała się na mnie.
- To wszystko przez ciebie. - Powiedziała i wyszła. Stałam w jednym miejscu i patrzyłam się ciągle w ten sam punkt.
- Cholera jasna, teraz będę musiał szukać ratownika na jej miejsce.
- Doktorze co się właściwie stało? - Zapytałam.
- Pewnie wiesz o wszystkim... Renata ma problem z zaakceptowaniem twojego związku z Piotrkiem. Wiesz, jak ona go traktuje. - Westchnął. Nie wiedziałam, jak mam się zachować.
- Tak, wiem. Ona ciągle myśli, że coś z tego wyniknie. Nie może zrozumieć tego, że jesteśmy razem. Wydaje mi się, że Renata... Czuje do niego coś więcej niż przyjaźń.
- Martyna nie martw się. Piotr poza tobą świata nie widzi. Nawet nie wiesz, jak on się zmienił gdy cię poznał. Gdy go zatrudniałem to był takim lekkoduchem. Teraz jest zupełnie inaczej. - Lekko się uśmiechnęłam i poszłam do szatni.
Gdy zakładałam koszulkę zaczęłam zastanawiać się nad sensem słów Renaty. ''To wszystko przez ciebie''. O co jej mogło chodzić? Sama nie wiem. W sumie to dobrze, że już tu nie pracuje. Mam jednak złe przeczucie. Myślę, że nas jeszcze nie zostawi w spokoju. Zerknęłam na swój palec. Miałam na nim piękny pierścionek zaręczynowy. Byłam taka szczęśliwa.
Nagle ktoś zasłonił mi oczy i mnie pocałował.
- Cześć Piotruś. - Powiedziałam.
- Cześć kochanie. Jak ci mija dyżur?
- Właściwie to go jeszcze nie zaczęłam. Wiesz, że Renata już tu nie pracuje?
- Jak to?
- Pokłóciła się z Wiktorem. Słyszałam wszystko. Powiedział jej, że może iść... I poszła.
- Może to i dobrze. - Piotrek mnie przytulił. - Pojedziemy po pracy do mojej mamy? Muszę się jej pochwalić, że jestem zaręczony.
- Pewnie.
***
- No to opowiadajcie, co tam u was. - Powiedziała Krystyna.
- Mamo, musimy ci coś powiedzieć. - Zaczął Piotr. - Zaręczyliśmy się.
- No to cudownie! Kiedy ślub? - Zapytała podekscytowana kobieta.
- Właściwie to nie mamy jeszcze ustalonej daty. Nie chcemy się spieszyć.
- Jasne, rozumiem was. A może zostalibyście na noc?
- Nie, musimy zaraz się zbierać. Mamy jeszcze trochę spraw do załatwienia.
Po chwili para wyszła z domu Krystyny. Pół godziny później byli już w domu. Martyna sprawdziła skrzynkę.
- Piotrek, coś do ciebie. - Przekazała chłopakowi kopertę.
- Później zobaczę.
- A może to coś ważnego?
- Martynka, godzina w tą czy w tą mnie nie zbawi.
- Jak uważasz. - Kobieta położyła list na szafce w przedpokoju i poszła do łazienki się wykąpać.
*Piotr*
Gdy Martyna wyszła, sięgnąłem po list. Spodziewałem się, że napisała Renata. Po tej całej akcji bała się do mnie zadzwonić. Nie chciałem czytać go przy Martynie, żeby jej nie martwić.
Z trudem otworzyłem kopertę. Wyjąłem z niej kartkę.
''Piotrek...
Tak mi przykro, że musiałam odejść, lecz nie było innego wyjścia. Miałam dość tej sytuacji, że gdy ciągle się staram to ty mnie odtrącasz. Nie chcę nic od Martyny, ale najpierw dajesz mi nadzieje, zostajesz u mnie na noc, całujesz mnie, a potem tak po prostu sobie wyjeżdżasz. Nie wyobrażasz sobie, jak ja się muszę czuć? Każdy myśli, że to ja jestem ta zła, ale tak nie jest! Czy to takie dziwne, że się zakochałam i chcę walczyć o to uczucie?
Nie chciałam żeby tak wyszło. Teraz wyjeżdżam. Przepraszam za wszystko i życzę Ci szczęśliwego życia z Martyną.
Renata''
Gdy to przeczytałem, upuściłem kartkę na podłogę. W tym liście było tak niewiele, lecz zorientowałem się jaki ból sprawiało to wszystko Renacie. Sięgnąłem go z ziemi i włożyłem do kieszeni od kurtki. Miałem ogromną gulę w w gardle.
- Piotruś, co tak stoisz? - Zapytała Martyna owinięta w ręcznik.
- Tak jakoś... - Odrzekłem i przytuliłem ją do siebie. - Wiesz, że cię kocham?
- Wiem. Ja ciebie też. - Uśmiechnęła się do mnie. - Pójdę się położyć. Jestem już zmęczona.
- Pójdę z tobą. - Razem udaliśmy się do sypialni. Martyna zasnęła momentalnie, lecz ja ciągle myślałem o tym liście...
środa, 3 czerwca 2015
Rozdział 22 ''Nim zagrzmisz, najpierw zabłyśnij''
Przeglądała się w lustrze, gdy nagle ktoś złapał ją za biodra. Odwróciła lekko głowę.
- Pięknie wyglądasz. - Powiedział Piotrek całując ją w szyję.
- Dziękuję, ty też nie najgorzej.
- No wiesz co... Idziemy?
-Jasne.
Martyna sięgnęła torebkę i razem z Piotrem wyszłam z domu. Wsiedli do samochodu i pojechali w stronę kościoła.
Gdy wysiedli spostrzegli już małą grupkę ludzi stojących na schodach.
- Przepraszam, nie ma tu Pauliny? - Zapytała kobieta.
- Jesteście rodzicami chrzestnymi?
- Tak.
- Musicie iść do środka podpisać dokumenty. - Para skierowała się do kościoła.
Po chrzcie wszyscy zaproszeni goście pojechali do domu Pauliny. Tam odbyła się mała uroczystość. Po godzinie Piotrek i Martyna musieli jechać, gdyż mieli dziś dyżur.
*Piotr*
Jedziemy właśnie do pracy. Dziś będzie niezwykły dzień. Martyna jeszcze nic o tym nie wie. Chcę się jej oświadczyć. Mam nadzieję, że wszystko przebiegnie zgodnie z planem. W sumie dobrze, że mam na sobie garnitur...
Weszliśmy do stacji, gdzie czekali już pozostali pracownicy. Uśmiechnęli się na mój widok, za to Martyna zrobiła dziwną minę. Poszła się przebrać, a ja zostałem.
- Masz pierścionek? - Zapytał Adam. Zacząłem szukać po kieszeniach pudełka. - Cholera, Piotrek nie mów, że zapomniałeś!
- Dałeś się nabrać... - Powiedziałem i pokazałem chłopakowi czerwony pakunek.
- To jak robimy? Może pójdę zagadać Martynę?
- Idź. - Odrzekłem.
Wiktor wyciągnął białe balony. Wszyscy zaczęliśmy je nadmuchiwać. Po tym powiesiliśmy je w różnych miejscach. Z szatni wyszła Martyna i Adaś.
- Co tu się stało? Ktoś ma urodziny? - Zapytała zdezorientowana dziewczyna.
- Martynka... - Uklęknąłem przed nią. - Zostaniesz moją żoną?
- Co? - Zaśmiała się. - Piotruś... Pewnie, że tak!
Wsunąłem na jej palec złoty pierścionek. Ta rzuciła się na mnie. Pocałowałem ją.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. - Odpowiedziałem uśmiechnięty.
***
Założyłem kurtkę, gdy podeszła do mnie Renata.
- Gratuluję. - Powiedziała.
- Dziękuję.
- Piotrek, powiedz mi szczerze. Kochasz ją?
- Co to za pytanie? Jasne, że tak.
- Pytam się, bo jeszcze niedawno byliście pokłóceni. A o tej naszej wspólnej nocy nie wspomnę... - W tym momencie usłyszałem znajome mi chrząknięcie. Martyna.
- Dobrze, że to usłyszałaś. Chcę żebyś wiedziała o przeszłości twojego narzeczonego. - Renata podkreśliła ostatnie słowo.
- Myślisz, że nie wiedziałam? - Spytała. - Jeżeli chodzi ci o to, by nas skłócić, to na pewno ci się nie uda.
Kobieta zdenerwowana wyszła z szatni. Zostałem sam na sam z Martyną. Wiedziałem, że nie unikniemy tej rozmowy.
- Chyba musisz mi coś wytłumaczyć. - Powiedziała stanowczo.
- Kochanie, wtedy gdy powiedziałaś, że z nami koniec... Byłem załamany. Nie wiem, co mną kierowało, Renata zaprosiła mnie na drinka, a potem... Potem urwał mi się film. Rano, gdy zorientowałem się, co się stało to od razu uciekłem. Jechałem i wtedy zdarzył się ten wypadek. Martyna, ja... - Kobieta przerwała mi pocałunkiem.
- Wierzę ci. Tylko więcej mi tego nie rób, jasne?
- Oczywiście. - Odrzekłem trzymając ją w pasie. - Idziemy? - Martyna odpowiedziała skinięciem głowy.
***
Patrzyłam na swój palec. Widniał na nim piękny złoty pierścionek. Zawsze o takim marzyłam. Gdy oświadczył mi się Rafał również czułam szczęście, ale całkiem inne. Uśmiechałam się do samej siebie, bo Piotrek poszedł wziąć prysznic.
Gdy przyszłam do tej pracy, to nigdy bym nie pomyślała, że będę przyszłą żoną Piotra. Traktowałam go trochę pobłażliwie, lecz kiedy zorientowałam się, że tak się o mnie troszczy to coś do niego poczułam. Z każdym dniem było coraz lepiej, aż do czasu... Wypadku. Już się z tego na szczęście otrząsnęłam. Od tamtego zdarzenia minął już rok.
Myślenie przerwał mi Piotrek, który wyszedł z łazienki. Podszedł do mnie i usiadł na krześle obok.
- Martynka, powinniśmy pomyśleć nad świętami. - No tak, zapomniałam. Boże Narodzenie jest już za dwa tygodnie.
- Może my zorganizujemy? Zaprosimy moich rodziców, twoją mamę i rodzeństwo. Co o tym sądzisz?
- Okej. - Odpowiedział i wziął mnie na kolana. - Cieszę się, że się zgodziłaś.
- Ja też. - Uśmiechnęłam się do Piotrka, który mnie pocałował. - Ale obiecaj mi, że nigdy już nie zrobisz tego, co...
- Chodzi ci o Renatę?
- Tak...
- Obiecuję. Kocham cię Martynka.
- Ja ciebie też. - Wstałam z jego kolan i skierowałam się do łazienki.
- Pięknie wyglądasz. - Powiedział Piotrek całując ją w szyję.
- Dziękuję, ty też nie najgorzej.
- No wiesz co... Idziemy?
-Jasne.
Martyna sięgnęła torebkę i razem z Piotrem wyszłam z domu. Wsiedli do samochodu i pojechali w stronę kościoła.
Gdy wysiedli spostrzegli już małą grupkę ludzi stojących na schodach.
- Przepraszam, nie ma tu Pauliny? - Zapytała kobieta.
- Jesteście rodzicami chrzestnymi?
- Tak.
- Musicie iść do środka podpisać dokumenty. - Para skierowała się do kościoła.
Po chrzcie wszyscy zaproszeni goście pojechali do domu Pauliny. Tam odbyła się mała uroczystość. Po godzinie Piotrek i Martyna musieli jechać, gdyż mieli dziś dyżur.
*Piotr*
Jedziemy właśnie do pracy. Dziś będzie niezwykły dzień. Martyna jeszcze nic o tym nie wie. Chcę się jej oświadczyć. Mam nadzieję, że wszystko przebiegnie zgodnie z planem. W sumie dobrze, że mam na sobie garnitur...
Weszliśmy do stacji, gdzie czekali już pozostali pracownicy. Uśmiechnęli się na mój widok, za to Martyna zrobiła dziwną minę. Poszła się przebrać, a ja zostałem.
- Masz pierścionek? - Zapytał Adam. Zacząłem szukać po kieszeniach pudełka. - Cholera, Piotrek nie mów, że zapomniałeś!
- Dałeś się nabrać... - Powiedziałem i pokazałem chłopakowi czerwony pakunek.
- To jak robimy? Może pójdę zagadać Martynę?
- Idź. - Odrzekłem.
Wiktor wyciągnął białe balony. Wszyscy zaczęliśmy je nadmuchiwać. Po tym powiesiliśmy je w różnych miejscach. Z szatni wyszła Martyna i Adaś.
- Co tu się stało? Ktoś ma urodziny? - Zapytała zdezorientowana dziewczyna.
- Martynka... - Uklęknąłem przed nią. - Zostaniesz moją żoną?
- Co? - Zaśmiała się. - Piotruś... Pewnie, że tak!
Wsunąłem na jej palec złoty pierścionek. Ta rzuciła się na mnie. Pocałowałem ją.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. - Odpowiedziałem uśmiechnięty.
***
Założyłem kurtkę, gdy podeszła do mnie Renata.
- Gratuluję. - Powiedziała.
- Dziękuję.
- Piotrek, powiedz mi szczerze. Kochasz ją?
- Co to za pytanie? Jasne, że tak.
- Pytam się, bo jeszcze niedawno byliście pokłóceni. A o tej naszej wspólnej nocy nie wspomnę... - W tym momencie usłyszałem znajome mi chrząknięcie. Martyna.
- Dobrze, że to usłyszałaś. Chcę żebyś wiedziała o przeszłości twojego narzeczonego. - Renata podkreśliła ostatnie słowo.
- Myślisz, że nie wiedziałam? - Spytała. - Jeżeli chodzi ci o to, by nas skłócić, to na pewno ci się nie uda.
Kobieta zdenerwowana wyszła z szatni. Zostałem sam na sam z Martyną. Wiedziałem, że nie unikniemy tej rozmowy.
- Chyba musisz mi coś wytłumaczyć. - Powiedziała stanowczo.
- Kochanie, wtedy gdy powiedziałaś, że z nami koniec... Byłem załamany. Nie wiem, co mną kierowało, Renata zaprosiła mnie na drinka, a potem... Potem urwał mi się film. Rano, gdy zorientowałem się, co się stało to od razu uciekłem. Jechałem i wtedy zdarzył się ten wypadek. Martyna, ja... - Kobieta przerwała mi pocałunkiem.
- Wierzę ci. Tylko więcej mi tego nie rób, jasne?
- Oczywiście. - Odrzekłem trzymając ją w pasie. - Idziemy? - Martyna odpowiedziała skinięciem głowy.
***
Patrzyłam na swój palec. Widniał na nim piękny złoty pierścionek. Zawsze o takim marzyłam. Gdy oświadczył mi się Rafał również czułam szczęście, ale całkiem inne. Uśmiechałam się do samej siebie, bo Piotrek poszedł wziąć prysznic.
Gdy przyszłam do tej pracy, to nigdy bym nie pomyślała, że będę przyszłą żoną Piotra. Traktowałam go trochę pobłażliwie, lecz kiedy zorientowałam się, że tak się o mnie troszczy to coś do niego poczułam. Z każdym dniem było coraz lepiej, aż do czasu... Wypadku. Już się z tego na szczęście otrząsnęłam. Od tamtego zdarzenia minął już rok.
Myślenie przerwał mi Piotrek, który wyszedł z łazienki. Podszedł do mnie i usiadł na krześle obok.
- Martynka, powinniśmy pomyśleć nad świętami. - No tak, zapomniałam. Boże Narodzenie jest już za dwa tygodnie.
- Może my zorganizujemy? Zaprosimy moich rodziców, twoją mamę i rodzeństwo. Co o tym sądzisz?
- Okej. - Odpowiedział i wziął mnie na kolana. - Cieszę się, że się zgodziłaś.
- Ja też. - Uśmiechnęłam się do Piotrka, który mnie pocałował. - Ale obiecaj mi, że nigdy już nie zrobisz tego, co...
- Chodzi ci o Renatę?
- Tak...
- Obiecuję. Kocham cię Martynka.
- Ja ciebie też. - Wstałam z jego kolan i skierowałam się do łazienki.
poniedziałek, 25 maja 2015
Rozdział 21 ''Ten, kto nie jest kochany, zawsze jest samotny wśród tłumu''
Wyszłam z bazy. Szłam spokojnym krokiem, lecz usłyszałam wołanie. Odwróciłam się i zobaczyłam Piotrka.
- Martyna!
- Tak? - Zapytałam.
- Możemy porozmawiać?
- No dobrze... - Westchnęłam. - Gdzie?
- U mnie.
Po chwili skierowaliśmy się w stronę auta chłopaka. Miałam dość tego, że ciągle się kłócimy. Bardzo mi go brakowało. Zgodziłam się z nim pogadać. Chcę mu dać drugą szansę, bo nikogo jeszcze takiego nie spotkałam. Piotrek już od ponad miesiąca nie odpuszcza. Kocham go i nie potrafię przestać.
***
- Piotruś tylko nie zmarnujmy tej szansy... - Po tych słowach mężczyzna ją przytulił. Znów mogła poczuć się kochana.
- To co... Wprowadzisz się do mnie? - Zapytał z uśmiechem.
- Tak! - Martyna rzuciła mu się na szyję i namiętnie go pocałowała.
- Wiesz, jak się za tobą stęskniłem?
- Ja za tobą też. - Lekko podniosła kąciki ust wtulając się mocniej w Piotrka.
***
Tak się cieszę, że Martyna dała mi drugą szansę. Kocham ją najmocniej na świecie. Głupio mi teraz ukrywać, co się działo, gdy nie byliśmy razem. Najpierw ta cała sytuacja z Renatą, później wypadek... Nie mogę jej na razie tego powiedzieć, nie teraz. Boję się, co będzie dalej. Boję się, że znów stracę Martynę.
Nigdy nie doświadczyłem takiego czegoś, nigdy nie poczułem tego, gdy ją spotkałem. Poznaliśmy się w pracy. Pamiętam jeszcze, jak była z Rafałem... Gdy się jej oświadczył, a później ją zdradził... Gdy ja byłem z Martą... To wszystko już na szczęście nie wróci. Przeżywaliśmy okres w którym obu było nam ciężko. Najtrudniej było, jak dowiedziałem się, że Martyna była ze mną w ciąży, a później była sparaliżowana. Martwiłem się o nią, że sobie z tym wszystkim nie poradzi, że nie wytrzyma tej presji, lecz dała radę.
Następnego dnia mogliśmy w końcu razem iść do pracy. Gdy weszliśmy do bazy, wszyscy spojrzeli się na nas.
- To już koniec kłótni? - Zapytał Adam.
- Na to wygląda. - Powiedziała Martyna patrząc mi w oczy. Po chwili poszła do szatni, a do mnie podszedł Wszołek.
- Powiedziałeś jej o Paulinie?
- Nie... Nie umiem się przełamać, nie potrafię tego z siebie wydusić. - Odrzekłem.
- Stary, musisz! Jeśli będziesz z tym dłużej zwlekał to znów ją stracisz. Wtedy nie odzyskasz jej tak łatwo.
- Wiem... Po pracy jej powiem...
Dyżur zleciał mi bardzo szybko. Pierwszy raz od wielu lat nie chciałem, by się kończył. Boję się, jak Martyna na to zareaguje.
- Kochanie... Poczekaj. Może usiądziemy? - Spytałem niepewnie.
- Ok. A o co chodzi?
- Chciałem ci powiedzieć... Bo dużo rzeczy działo się przez ten miesiąc, gdy nie byliśmy razem.
- Tak?
- Chodzi o to, że pewnego dnia rano potrąciłem człowieka... Właściwie kobietę w ciąży...
- Słucham?! - Martyna była bardzo zaskoczona i nie wiedziała, co ma teraz powiedzieć.
- Na szczęście wszystko już jest dobrze. Paulina jest już w domu, urodziła zdrowego chłopca.
- Piotrek, może nie powinieneś tak się nią interesować? Ona może wykorzystać to przeciwko tobie.
- Martynka, razem ustaliliśmy, że zostawimy to w spokoju. Ten wypadek był nie tylko z mojej winy. Może byśmy ją odwiedzili? Bo tak szczerze to nawet się polubiliśmy.
- Nie mam ochoty, to zły pomysł. - Odpowiedziała Martyna. W sumie miała rację.
- Faktycznie, przepraszam. - Objąłem ją swoim ramieniem i skierowaliśmy się w stronę domu.
***
- Chcesz herbatę? - Zapytał Piotr.
- Tak, poproszę. - Odparła zmęczona Martyna. - Piotruś...
- No?
- A co z dzieckiem tej Pauliny?
- Urodziło się zdrowe, ale kilka tygodni przez terminem. Wiesz jak ma na imię?
- Jak?
- Piotrek.
- Naprawdę? To... Świetnie. A może nie powinieneś tak wnikać w ich życie prywatne?
- Martynka, między nami wszystko jest wyjaśnione. Paula nie złoży żadnej skargi, bo była to wina obojga z nas. A jak już mówiłem nawet oboje potrafimy się dogadać.
- To dobrze. - Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
Para usłyszała dzwonek telefonu Piotra. Gdy ten poszedł odebrać od razu zaniemówił.
- To mam być ja?! - Zapytał ze zdziwieniem...
*Martyna*
Usłyszałam duży szok w głosie Piotrka. Ciekawe, kto to był i co przede wszystkim chciał. Tak bardzo się cieszę, że znów jesteśmy razem. Trochę się obawiam, że nasza miłość może być jeszcze raz wystawiona na próbę, ale co ma być to będzie.
- Kto dzwonił? - Zapytałam.
- Paulina chce... żebym został ojcem chrzestnym małego. - Sama nie wiedziałam, co mam na to odpowiedzieć.
- Zgodziłeś się?
- Pod warunkiem, że ty zostaniesz matką chrzestną. - To co usłyszałam jeszcze bardziej mnie zszokowało.
- Ale Paulina mnie w ogóle nie zna...
- Możemy ją do nas zaprosić, albo do niej przyjść. Chrzest będzie za dwa tygodnie. Zgadzasz się?
- Sama nie wiem...
- Kochanie, Paula nikogo nie ma. Zrobilibyśmy jej ogromną przyjemność.
- No dobrze. - Uśmiechnęłam się i pocałowałam Piotrka. - Tatusiu chrzestny...
- Martyna!
- Tak? - Zapytałam.
- Możemy porozmawiać?
- No dobrze... - Westchnęłam. - Gdzie?
- U mnie.
Po chwili skierowaliśmy się w stronę auta chłopaka. Miałam dość tego, że ciągle się kłócimy. Bardzo mi go brakowało. Zgodziłam się z nim pogadać. Chcę mu dać drugą szansę, bo nikogo jeszcze takiego nie spotkałam. Piotrek już od ponad miesiąca nie odpuszcza. Kocham go i nie potrafię przestać.
***
- Piotruś tylko nie zmarnujmy tej szansy... - Po tych słowach mężczyzna ją przytulił. Znów mogła poczuć się kochana.
- To co... Wprowadzisz się do mnie? - Zapytał z uśmiechem.
- Tak! - Martyna rzuciła mu się na szyję i namiętnie go pocałowała.
- Wiesz, jak się za tobą stęskniłem?
- Ja za tobą też. - Lekko podniosła kąciki ust wtulając się mocniej w Piotrka.
***
Tak się cieszę, że Martyna dała mi drugą szansę. Kocham ją najmocniej na świecie. Głupio mi teraz ukrywać, co się działo, gdy nie byliśmy razem. Najpierw ta cała sytuacja z Renatą, później wypadek... Nie mogę jej na razie tego powiedzieć, nie teraz. Boję się, co będzie dalej. Boję się, że znów stracę Martynę.
Nigdy nie doświadczyłem takiego czegoś, nigdy nie poczułem tego, gdy ją spotkałem. Poznaliśmy się w pracy. Pamiętam jeszcze, jak była z Rafałem... Gdy się jej oświadczył, a później ją zdradził... Gdy ja byłem z Martą... To wszystko już na szczęście nie wróci. Przeżywaliśmy okres w którym obu było nam ciężko. Najtrudniej było, jak dowiedziałem się, że Martyna była ze mną w ciąży, a później była sparaliżowana. Martwiłem się o nią, że sobie z tym wszystkim nie poradzi, że nie wytrzyma tej presji, lecz dała radę.
Następnego dnia mogliśmy w końcu razem iść do pracy. Gdy weszliśmy do bazy, wszyscy spojrzeli się na nas.
- To już koniec kłótni? - Zapytał Adam.
- Na to wygląda. - Powiedziała Martyna patrząc mi w oczy. Po chwili poszła do szatni, a do mnie podszedł Wszołek.
- Powiedziałeś jej o Paulinie?
- Nie... Nie umiem się przełamać, nie potrafię tego z siebie wydusić. - Odrzekłem.
- Stary, musisz! Jeśli będziesz z tym dłużej zwlekał to znów ją stracisz. Wtedy nie odzyskasz jej tak łatwo.
- Wiem... Po pracy jej powiem...
Dyżur zleciał mi bardzo szybko. Pierwszy raz od wielu lat nie chciałem, by się kończył. Boję się, jak Martyna na to zareaguje.
- Kochanie... Poczekaj. Może usiądziemy? - Spytałem niepewnie.
- Ok. A o co chodzi?
- Chciałem ci powiedzieć... Bo dużo rzeczy działo się przez ten miesiąc, gdy nie byliśmy razem.
- Tak?
- Chodzi o to, że pewnego dnia rano potrąciłem człowieka... Właściwie kobietę w ciąży...
- Słucham?! - Martyna była bardzo zaskoczona i nie wiedziała, co ma teraz powiedzieć.
- Na szczęście wszystko już jest dobrze. Paulina jest już w domu, urodziła zdrowego chłopca.
- Piotrek, może nie powinieneś tak się nią interesować? Ona może wykorzystać to przeciwko tobie.
- Martynka, razem ustaliliśmy, że zostawimy to w spokoju. Ten wypadek był nie tylko z mojej winy. Może byśmy ją odwiedzili? Bo tak szczerze to nawet się polubiliśmy.
- Nie mam ochoty, to zły pomysł. - Odpowiedziała Martyna. W sumie miała rację.
- Faktycznie, przepraszam. - Objąłem ją swoim ramieniem i skierowaliśmy się w stronę domu.
***
- Chcesz herbatę? - Zapytał Piotr.
- Tak, poproszę. - Odparła zmęczona Martyna. - Piotruś...
- No?
- A co z dzieckiem tej Pauliny?
- Urodziło się zdrowe, ale kilka tygodni przez terminem. Wiesz jak ma na imię?
- Jak?
- Piotrek.
- Naprawdę? To... Świetnie. A może nie powinieneś tak wnikać w ich życie prywatne?
- Martynka, między nami wszystko jest wyjaśnione. Paula nie złoży żadnej skargi, bo była to wina obojga z nas. A jak już mówiłem nawet oboje potrafimy się dogadać.
- To dobrze. - Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
Para usłyszała dzwonek telefonu Piotra. Gdy ten poszedł odebrać od razu zaniemówił.
- To mam być ja?! - Zapytał ze zdziwieniem...
*Martyna*
Usłyszałam duży szok w głosie Piotrka. Ciekawe, kto to był i co przede wszystkim chciał. Tak bardzo się cieszę, że znów jesteśmy razem. Trochę się obawiam, że nasza miłość może być jeszcze raz wystawiona na próbę, ale co ma być to będzie.
- Kto dzwonił? - Zapytałam.
- Paulina chce... żebym został ojcem chrzestnym małego. - Sama nie wiedziałam, co mam na to odpowiedzieć.
- Zgodziłeś się?
- Pod warunkiem, że ty zostaniesz matką chrzestną. - To co usłyszałam jeszcze bardziej mnie zszokowało.
- Ale Paulina mnie w ogóle nie zna...
- Możemy ją do nas zaprosić, albo do niej przyjść. Chrzest będzie za dwa tygodnie. Zgadzasz się?
- Sama nie wiem...
- Kochanie, Paula nikogo nie ma. Zrobilibyśmy jej ogromną przyjemność.
- No dobrze. - Uśmiechnęłam się i pocałowałam Piotrka. - Tatusiu chrzestny...
Subskrybuj:
Posty (Atom)