Od kilku tygodni swobodnie poruszałam się o kulach. Właśnie wychodziłam z domu i szłam do pracy. Niedługo zostawię dyspozytornię i wrócę do pogotowia.
Weszłam do bazy, gdyż chciałam spotkać się jeszcze z Piotrkiem i powiedzieć mu kilka ważnych rzeczy. Zajrzałam do przebieralni. Piotrek właśnie wręczał kwiaty Renacie i całował ją w policzek... Cholera, co się tutaj dzieje?! Wyszłam bardziej z kąta i chrząknęłam. Piotr odskoczył momentalnie. Wszyscy milczeli. Na szczęście Renata dostała wezwanie. Zostaliśmy sami. Przez chwilę wpatrywałam się w jego oczy.
- Martyna... - Chłopak chyba sam nie wiedział, jak mi to wytłumaczyć.
- Tak? - Spytałam zaciekawiona ukrywając swoją wściekłość. Naprawdę to myślałam, że zaraz mnie tam rozniesie.
- Te kwiaty to były tak po przyjacielsku...
- A pocałunek?
- Też, znaczy się pocałunek tym bardziej. Wiem, że to źle wyglądało.
- Masz rację.
- Ale nas nic nie łączy...
- Zrobimy tak: ja pójdę do pracy, a gdy wrócę do domu, to przygotuj sobie jakąś racjonalną wersję. Ok? - Wyszłam ze stacji nie dając dojść Piotrkowi do słowa.
W sumie byłam zadowolona, że nie dałam się ponieść emocjom. Ukryłam swoją złość. Już myślałam, że ten miesiąc będzie dla mnie szczęśliwy. Widocznie się myliłam. Życie potrafi nieźle zaskoczyć i to w najmniej przewidywalnym momencie.
Nie wiem, co mam o tym sądzić. Czy mam się gniewać i wystawiać naszą miłość na próbę? Czy raczej odpuścić? Biłam się z myślami dłuższą chwilę. Tak w ogóle po co jej te kwiaty? Z jakiej okazji? Miałam w głowie tyle pytań, na które nie potrafiłam sobie odpowiedzieć.
Dzień w pracy był trochę napięty. Napływało dużo wezwań. Były to w szczególności podtopienia. No tak, w końcu zaczyna się sezon letni, a niedługo wakacje. Wzięłam torebkę z krzesła i poszłam do mieszkania. Jestem ciekawa, co mi Piotrek powie i jak to wytłumaczy. Nie chcę się z nim kłócić, ale nie chcę też, żeby mnie zdradzał. To chyba oczywiste.
Po chwili otworzyłam drzwi. Czekała na mnie kolacja przy świecach.
- Już jesteś? - Zapytał Piotr.
- Tak. - Odpowiedziałam smętnym głosem.
- Martyna... To nic nie znaczyło. Mam z Renatą coś do wyjaśnienia. Nie będę tego ukrywał. Znaliśmy się już wcześniej. Chodziliśmy razem na studia i łączyło nas coś więcej niż przyjaźń. Przepraszam, że ci nie powiedziałem, ale bałem się, że to coś zmieni między nami.
Stałam jak wryta i patrzyłam mu prosto w oczy. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Zatkało mnie. ''Nic się nie stało'', czy raczej ''Z nami koniec''?
- Dlaczego to ukrywałeś? - Po tak długim milczeniu w końcu udało mi się coś z siebie wydusić.
- Obawiałem się, że nie będziesz chciała ze mną być, że...
- Im dłużej to w sobie trzymałeś, tym dalej w to brnąłeś. Rozumiesz?
- Tak. Przepraszam. - Piotrek chciał mnie pocałować, lecz ja oddaliłam się o kilka kroków.
- Powiesz mi, dlaczego dałeś jej te kwiaty?
- Po prostu pokłóciliśmy się i chciałem ją przeprosić. Nie chcę mieszać życia prywatnego z zawodowym.
- Ale to było aż takie ważne, żebyś całował ją w policzek i wręczał jej bukiet kwiatów? - Ciągle zachowywałam spokój.
- Trochę tak. Ta kłótnia dotyczyła naszej przeszłości. Martyna, uwierz mi, że to nic nie znaczyło. Mnie z nią nic nie łączy.
Nie wiedziałam, jak na to wszystko odpowiedzieć. Miałam ochotę wyjść, jak również przytulić się do Piotrka i poczuć jego bezpieczne ramiona. Stałam w bezruchu i gapiłam się w podłogę. W głowie układałam sobie wszystko, co chciałam powiedzieć.
- Piotrek, jak się raz straci zaufanie, to potem trudno jest je odbudować. Prześpię się w hotelu i przesuniemy rozmowę na kiedy indziej. Kompletnie nie mam do tego głowy.
- Ale...
Wyszłam. Nie potrafiłam spojrzeć Piotrkowi w oczy, co było chyba najgorsze. Zeszłam schodami na dół i usiadłam na ławce. Zaczęłam płakać. Nie panowałam nad tym. Muszę dawać sobie z tym wszystkim radę. Oprócz Piotrka nie mam nikogo bliskiego, komu mogę powiedzieć wszystko. A on? Nie powiedział mi o przeszłości w której był z Renatą. Dlaczego? Nie ufał mi? Czy po prostu nie chciał mnie martwić?
***
Dzwoniłem już kilka razy do Martyny. Każde połączenie ode mnie odrzucała. Wiem, że ta sytuacja wyglądała jednoznacznie. Każdy by sobie pomyślał, że nas coś łączy.
Kiedyś byłem razem z Renatą. Nie chcieliśmy wziąć ślubu. Dobrze nam było tak, bez żadnych obietnic i zobowiązań. Pewnego dnia Renata wyjechała za granicę. Ponoć znalazła dobrze płatną pracę. Miała tam siostrę, ale chyba kogoś jeszcze... Przez jakiś czas prowadziła podwójne życie. Po tym co mi zrobiła, znienawidziłem ją. Znalazłem pracę w pogotowiu i kilka lat później poznałem Martynę.
Martwiłem się o nią. Wiem, że jest dorosła i świetnie sobie poradzi nawet beze mnie. Kocham Martynę i dla niej zrobiłbym wszystko!
Jutro spotkam ją w pracy i spróbuję to ponownie wytłumaczyć. Może to zrozumie.
Rano wszedłem do bazy. Zobaczyłem Wiktora, który pił kawę. Był po nocce.
- Dzień dobry doktorze. Nie widział pan Martyny?
- Nie, a to wy dziś razem nie przyjechaliście? - Zapytał.
- Nie... Trochę się posprzeczaliśmy.
- Rozumiem... Ale chyba jest w dyspozytorni.
Miałem już wychodzić, gdy zatrzymał mnie Wiktor.
- Nie wiem o co się pokłóciliście, ale nie zepsuj tego. Martyna to dobra dziewczyna.
- Wiem, doktorze.
Wyszedłem ze stacji i szybko udałem się w stronę dyspozytorni. Miałem nadzieję, że Martyna to zrozumie i mi wybaczy.
Opowiadanie na temat serialu ''Na Sygnale'', skupiający się głównie na Martynie i Piotrku. Zapraszam do czytania :)
poniedziałek, 27 kwietnia 2015
czwartek, 23 kwietnia 2015
Rozdział 17 ''Zaufanie to odwaga, wierność to siła''
- Ja już nie mam siły! Niech pani to zrozumie! - Zaczęła krzyczeć Martyna, która była coraz bardziej bezsilna.
- Ma pani dla kogo walczyć... Proszę przestać tak mówić!
- Myślę, że już prawie nie mam.
- Jak to? A ten pani chłopak, który tu zawsze przychodzi? Który zawsze pani pomaga? O nim pani zapomniała?
- No właśnie najgorsze jest to, że nie zapomniałam.
- Proszę przestać tak myśleć.
Martyna ponownie zabrała się do ćwiczeń. W pewnym momencie jej noga drgnęła. Popatrzyła na rehabilitantkę. Obie uśmiechnęły się do siebie.
***
- Martyna, zabieram cię nad jezioro. - Powiedział Piotrek siadając na kanapie.
- Gdzie? Przecież jutro pracujesz.
- Wziąłem wolne. No nie daj się prosić...
- No dobrze. - Kobieta uśmiechnęła się w jego stronę. - Piotruś...
- Tak?
- Pamiętasz, że jutro masz urodziny?
- Pamiętam. A co, szykujesz dla mnie jakąś niespodziankę?
- Może, może.
***
Spojrzała na błękitną taflę wody. Piotrek wychodził z jeziora cały mokry. Podszedł do niej i przytulił ją.
- Piotruś! Mokry jesteś!
Chłopak wziął Martynę na ręce i zamoczył ją w wodzie. Świetnie się bawili.
Leżała na kocu. Co chwila ludzie przenosili na nią wzrok ze względu na wózek, który stał obok niej.
- Może już pójdziemy do pokoju? - Zapytała niepewna.
- Martynka, będziesz się przejmować jakimiś gapiami? Zostańmy jeszcze trochę. Jest ciepło...
- Właśnie, Piotrek ja coś dla ciebie mam. Podasz mi tamtą torebeczkę? Tam jest prezent dla ciebie.
Mężczyzna sięgnął po wskazaną rzecz. Jego oczom ukazał się perfum, który był bardzo ładnie zapakowany.
- Dziękuję kochanie. - Powiedział.
- Nie ma za co. - Martyna uśmiechnęła się do niego.
Kilka godzin później para siedziała w pokoju hotelowym i oglądała film.
- Piotrek, wyłączysz już? Jestem zmęczona.
- Pewnie. Dobranoc. - Piotr pocałował dziewczynę w usta.
Koło północy Martyna się obudziła. Coś jej nie pasowało. Spojrzała na swoje nogi. Powoli nimi ruszała... Czy może to sen? Czy jej się to śni?
- Piotrek! Piotrek! Obudź się!
- Co się stało? - Chłopak automatycznie przeniósł wzrok na nogi kobiety. Zaniemówił.
- Widzisz to samo co ja? Czy mi się to śni?
- Martynka... To ci się nie śni. - Para uśmiechnęła się do siebie. - Widzisz? Mówiłem, że wszystko się ułoży i szybko odzyskasz sprawność.
- Kocham cię. - Martyna pocałowała Piotrka.
- Ja ciebie też, ale możemy iść teraz spać?
- Jasne, ale ja już nie zasnę.
*Martyna*
Piotruś migiem zasnął, jednak ja nie mogłam powstrzymać energii, która mnie po prostu rozpierała! Nogami ruszałam już ponad dwadzieścia minut. Wszystko było dobrze. Jutro wracamy. Niedługo pewnie będę uczyć się chodzić o kulach, a potem... A potem będę normalnie chodzić!
Leżałam, aż zaczęło robić się coraz jaśniej. Spojrzałam na wschodzące słońce... Chciałabym teraz pobiegać. Gdy już odzyskam pełną sprawność muszę sobie wzmocnić kondycję. Nie mogę się już tego doczekać. Dzisiejsza noc była najcudowniejsza!
Gdy przypomnę sobie, co działo się kilka tygodni temu... Nie miałam już siły walczyć dalej, ale opłacało się. Tym wszystkim udowodniłam sobie, że jestem silna. Mało ludzi by sobie z tym poradziło. Ja dałam radę. Byłam z siebie dumna. Spojrzałam na Piotrka, który chyba się obudził.
- Martynka, już nie śpisz? - Zapytał niewyspany.
- Nie, nie spałam od wtedy. - Od tamtej chwili byłam cały czas uśmiechnięta.
Chciałam wstać, lecz poczułam silny uchwyt dłoni.
- To, że poruszasz nogami, nie znaczy, że od razu zaczniesz chodzić. Znam cię już trochę i nie rób wszystkiego na raz, ok?
- Tak, Piotruś.
Około dwunastej byliśmy w szpitalu. Poszłam na rehabilitację. Pani Ania nauczyła mnie chodzić o kulach. Zadowolona wyszłam z gabinetu i skierowałam się w stronę stacji, w której czekał na mnie Piotr.
- Cześć wszystkim!
- Martyna? Ty... chodzisz?! - Zapytał Wiktor odkładając stos papierów na stół.
- Tak! Już niedługo będę chodzić bez tych kul. Adaś, widziałeś? - Skierowałam wzrok na chłopaka.
- Jestem z ciebie dumny. - Zażartował Adam i mnie przytulił.
Chwilę z nimi porozmawialiśmy. Na całe szczęście nie spotkałam Renaty, lecz miałam dziś dobry humor, więc ona miałaby mi go zepsuć? O nie, nikt mi dziś nie odbierze tego cudownego dnia.
Weszłam z Piotrkiem do salonu. Byłam zmęczona. W nocy się nie wyspałam. Odłożyłam kule i położyłam się na kanapę. Oparłam głowę o ramie Piotrka. Chyba zasnęłam...
- Ma pani dla kogo walczyć... Proszę przestać tak mówić!
- Myślę, że już prawie nie mam.
- Jak to? A ten pani chłopak, który tu zawsze przychodzi? Który zawsze pani pomaga? O nim pani zapomniała?
- No właśnie najgorsze jest to, że nie zapomniałam.
- Proszę przestać tak myśleć.
Martyna ponownie zabrała się do ćwiczeń. W pewnym momencie jej noga drgnęła. Popatrzyła na rehabilitantkę. Obie uśmiechnęły się do siebie.
***
- Martyna, zabieram cię nad jezioro. - Powiedział Piotrek siadając na kanapie.
- Gdzie? Przecież jutro pracujesz.
- Wziąłem wolne. No nie daj się prosić...
- No dobrze. - Kobieta uśmiechnęła się w jego stronę. - Piotruś...
- Tak?
- Pamiętasz, że jutro masz urodziny?
- Pamiętam. A co, szykujesz dla mnie jakąś niespodziankę?
- Może, może.
***
Spojrzała na błękitną taflę wody. Piotrek wychodził z jeziora cały mokry. Podszedł do niej i przytulił ją.
- Piotruś! Mokry jesteś!
Chłopak wziął Martynę na ręce i zamoczył ją w wodzie. Świetnie się bawili.
Leżała na kocu. Co chwila ludzie przenosili na nią wzrok ze względu na wózek, który stał obok niej.
- Może już pójdziemy do pokoju? - Zapytała niepewna.
- Martynka, będziesz się przejmować jakimiś gapiami? Zostańmy jeszcze trochę. Jest ciepło...
- Właśnie, Piotrek ja coś dla ciebie mam. Podasz mi tamtą torebeczkę? Tam jest prezent dla ciebie.
Mężczyzna sięgnął po wskazaną rzecz. Jego oczom ukazał się perfum, który był bardzo ładnie zapakowany.
- Dziękuję kochanie. - Powiedział.
- Nie ma za co. - Martyna uśmiechnęła się do niego.
Kilka godzin później para siedziała w pokoju hotelowym i oglądała film.
- Piotrek, wyłączysz już? Jestem zmęczona.
- Pewnie. Dobranoc. - Piotr pocałował dziewczynę w usta.
Koło północy Martyna się obudziła. Coś jej nie pasowało. Spojrzała na swoje nogi. Powoli nimi ruszała... Czy może to sen? Czy jej się to śni?
- Piotrek! Piotrek! Obudź się!
- Co się stało? - Chłopak automatycznie przeniósł wzrok na nogi kobiety. Zaniemówił.
- Widzisz to samo co ja? Czy mi się to śni?
- Martynka... To ci się nie śni. - Para uśmiechnęła się do siebie. - Widzisz? Mówiłem, że wszystko się ułoży i szybko odzyskasz sprawność.
- Kocham cię. - Martyna pocałowała Piotrka.
- Ja ciebie też, ale możemy iść teraz spać?
- Jasne, ale ja już nie zasnę.
*Martyna*
Piotruś migiem zasnął, jednak ja nie mogłam powstrzymać energii, która mnie po prostu rozpierała! Nogami ruszałam już ponad dwadzieścia minut. Wszystko było dobrze. Jutro wracamy. Niedługo pewnie będę uczyć się chodzić o kulach, a potem... A potem będę normalnie chodzić!
Leżałam, aż zaczęło robić się coraz jaśniej. Spojrzałam na wschodzące słońce... Chciałabym teraz pobiegać. Gdy już odzyskam pełną sprawność muszę sobie wzmocnić kondycję. Nie mogę się już tego doczekać. Dzisiejsza noc była najcudowniejsza!
Gdy przypomnę sobie, co działo się kilka tygodni temu... Nie miałam już siły walczyć dalej, ale opłacało się. Tym wszystkim udowodniłam sobie, że jestem silna. Mało ludzi by sobie z tym poradziło. Ja dałam radę. Byłam z siebie dumna. Spojrzałam na Piotrka, który chyba się obudził.
- Martynka, już nie śpisz? - Zapytał niewyspany.
- Nie, nie spałam od wtedy. - Od tamtej chwili byłam cały czas uśmiechnięta.
Chciałam wstać, lecz poczułam silny uchwyt dłoni.
- To, że poruszasz nogami, nie znaczy, że od razu zaczniesz chodzić. Znam cię już trochę i nie rób wszystkiego na raz, ok?
- Tak, Piotruś.
Około dwunastej byliśmy w szpitalu. Poszłam na rehabilitację. Pani Ania nauczyła mnie chodzić o kulach. Zadowolona wyszłam z gabinetu i skierowałam się w stronę stacji, w której czekał na mnie Piotr.
- Cześć wszystkim!
- Martyna? Ty... chodzisz?! - Zapytał Wiktor odkładając stos papierów na stół.
- Tak! Już niedługo będę chodzić bez tych kul. Adaś, widziałeś? - Skierowałam wzrok na chłopaka.
- Jestem z ciebie dumny. - Zażartował Adam i mnie przytulił.
Chwilę z nimi porozmawialiśmy. Na całe szczęście nie spotkałam Renaty, lecz miałam dziś dobry humor, więc ona miałaby mi go zepsuć? O nie, nikt mi dziś nie odbierze tego cudownego dnia.
Weszłam z Piotrkiem do salonu. Byłam zmęczona. W nocy się nie wyspałam. Odłożyłam kule i położyłam się na kanapę. Oparłam głowę o ramie Piotrka. Chyba zasnęłam...
czwartek, 16 kwietnia 2015
Rozdział 16 ''Sny (rzadko) mówią prawdę''
Mama Piotrka spojrzała się na Martynę.
- Nie mogłeś sobie znaleźć zdrowej? Jesteś przystojny, mógłbyś mieć każdą. - Odrzekła.
Z niewiadomych powodów pojawiła tam się również Renata. Zaczęła się śmiać.
- Widzisz? Mówiłam... - Kobieta spojrzała na nią z litością.
- Mamo, przecież to jest tylko pracownica karetki. Do tego sparaliżowana. Renatka jest moją dziewczyną.
Obudziła się zalana potem z łzami w oczach. Spojrzała się w stronę Piotrka, który jeszcze spał. Odetchnęła z ulgą, jednak coś jej nie dawało spokoju. Dziś miała wyjechać do jego mamy.
- Piotruś... Obudź się! - Powiedziała wystraszona.
- Tak? - Zapytał sennym głosem.
- Kochasz mnie? Powiedz, że mnie kochasz!
- Martynka, kocham cię, ale co się dzieje? Jesteś blada.
- Miałam straszny sen... - Dziewczyna mocno wtuliła się w Piotrka.
- Co ci się śniło? - Pocałował ją w policzek.
- Twoją dziewczyną była Renata i... Twoja mama mnie nie zaakceptowała! - Martynie znów pojawiły się łzy w oczach.
- Spokojnie. Dziś się z nią spotkamy. To był zły sen, nie martw się. Chcesz wody?
- Tak.
Piotr wstał i poszedł do kuchni. Zrobił sobie kawę. Po chwili podjechała Martyna. Napiła się wody.
- Uspokoiłaś się już?
- Nie chcę jechać do twojej mamy.
- Ale kochanie... To był sen, ona nigdy by takiego czegoś nie powiedziała!
- A jak mnie nie zaakceptuje naprawdę? Piotruś, nie chcę tam jechać.
- Moja mama jest tolerancyjna. Nie zaufasz mi?
- Zrobię to dla ciebie. - Kobieta uśmiechnęła się.
- W drodze do niej, podjedziemy jeszcze na cmentarz? Muszę odwiedzić mojego tatę...
- Pewnie. Tylko nie zostawajmy na noc.
- Dla ciebie wszystko.
***
Piotrek stał nieruchomo nad grobem ojca. Przypomniały mu się wszystkie chwile z nim spędzone, choć było ich mało.
- Szkoda, że nie mógł poznać takiej wspaniałej osoby jak ty. - Powiedział chłopak.
Martyna nic nie odpowiedziała, tylko złapała go za rękę.
- Idziemy?
- Poczekaj jeszcze chwilę...
Po godzinie para była w domu mamy Piotrka. Siedzieli w salonie i rozmawiali.
- Pani Krystyno, bałam się, że pani mnie nie zaakceptuje. - Rzekła Martyna.
- Aż tak o mnie źle myślałaś? - Zaśmiała się. - Cieszę się, że mój najstarszy synek znalazł sobie tak wspaniałą kobietę. Aha... I mów do mnie mamo.
- Dobrze. - Odpowiedziała uśmiechnięta dziewczyna.
W tym momencie do pokoju weszła kobieta z małym dzieckiem na rękach.
- Cześć, Piotruś! - Zawołała.
- Julia... Hej. Martynka, to jest moja siostra.
Obie podały sobie ręce.
- A to jest Michał... Misiu, mój syn. - Julia położyła dziecko na dywanie, wyciągnęła mu zabawki, a sama usiadła na fotel. - Jeździsz na wózku?
- Mieliśmy wypadek jakieś dwa miesiące temu.
- Współczuję... Ja też w życiu nie mam łatwo. Od półtora roku wychowuję sama dziecko i zarabiam. Wszystkiemu muszę poświęcić trochę czasu, co nie jest łatwe.
- A gdzie pracujesz?
- Jestem dziennikarką. - Odpowiedziała.
Wszyscy mile rozmawiali. Nastał wieczór. Piotr i Martyna musieli odjechać. Po godzinie byli w domu.
- Zmęczyłam się dzisiejszym dniem. Ale myślałam, że wypadnę gorzej... Twoja mama i Julia są świetne.
- Widzisz? Mówiłem. Pójdę się wykąpać. - Mężczyzna wyjął z kieszeni telefon, położył go na stole i udał się do łazienki.
Martyna siedziała na kanapie i oglądała telewizję. Chwilę później zadzwoniła komórka Piotrka. Dziewczyna zobaczyła na wyświetlaczu napis ''Renata''.
***
- Ktoś do mnie dzwonił? - Zapytał.
- Tak...
Piotrek zaczął sprawdzać coś w telefonie.
- I kto to był?
- Adaś... Czego on znowu ode mnie chce?
Po tych słowach zrobiło mi się strasznie przykro. Wiedziałam, że Piotrek mnie okłamał, przecież dzwoniła do niego Renata. Tylko w jakiej sprawie? Gdyby byli tylko znajomymi, powiedziałby mi. Przypomniał mi się mój sen. Czyżby miał on coś sygnalizować? Nie, nie wierzę w takie rzeczy.
Pomimo tego Piotruś mnie zawiódł. Byłam zmęczona i nie chciałam już roztrząsać tego tematu. Dalej wpatrywałam się w ekran telewizora i oglądałam jakiś film, który w ogóle mnie nie interesował.
- O czym tak myślisz? - Zapytał.
- O niczym... Idziesz jutro do pracy?
- Tak, a ty?
- Ja też. Dyspozytornia wcale nie jest taka zła. Jest Ruda i kilka innych dziewczyn. Mam z kim pogadać.
- A w karetce nie miałaś?
- Miałam, ale odkąd zaczęliśmy jeździć z Renatą... Jakoś straciłam ochotę na rozmowę z nią. Piotrek, zaniesiesz mnie do sypialni? Chce mi się spać.
- Pewnie.
- Nie mogłeś sobie znaleźć zdrowej? Jesteś przystojny, mógłbyś mieć każdą. - Odrzekła.
Z niewiadomych powodów pojawiła tam się również Renata. Zaczęła się śmiać.
- Widzisz? Mówiłam... - Kobieta spojrzała na nią z litością.
- Mamo, przecież to jest tylko pracownica karetki. Do tego sparaliżowana. Renatka jest moją dziewczyną.
Obudziła się zalana potem z łzami w oczach. Spojrzała się w stronę Piotrka, który jeszcze spał. Odetchnęła z ulgą, jednak coś jej nie dawało spokoju. Dziś miała wyjechać do jego mamy.
- Piotruś... Obudź się! - Powiedziała wystraszona.
- Tak? - Zapytał sennym głosem.
- Kochasz mnie? Powiedz, że mnie kochasz!
- Martynka, kocham cię, ale co się dzieje? Jesteś blada.
- Miałam straszny sen... - Dziewczyna mocno wtuliła się w Piotrka.
- Co ci się śniło? - Pocałował ją w policzek.
- Twoją dziewczyną była Renata i... Twoja mama mnie nie zaakceptowała! - Martynie znów pojawiły się łzy w oczach.
- Spokojnie. Dziś się z nią spotkamy. To był zły sen, nie martw się. Chcesz wody?
- Tak.
Piotr wstał i poszedł do kuchni. Zrobił sobie kawę. Po chwili podjechała Martyna. Napiła się wody.
- Uspokoiłaś się już?
- Nie chcę jechać do twojej mamy.
- Ale kochanie... To był sen, ona nigdy by takiego czegoś nie powiedziała!
- A jak mnie nie zaakceptuje naprawdę? Piotruś, nie chcę tam jechać.
- Moja mama jest tolerancyjna. Nie zaufasz mi?
- Zrobię to dla ciebie. - Kobieta uśmiechnęła się.
- W drodze do niej, podjedziemy jeszcze na cmentarz? Muszę odwiedzić mojego tatę...
- Pewnie. Tylko nie zostawajmy na noc.
- Dla ciebie wszystko.
***
Piotrek stał nieruchomo nad grobem ojca. Przypomniały mu się wszystkie chwile z nim spędzone, choć było ich mało.
- Szkoda, że nie mógł poznać takiej wspaniałej osoby jak ty. - Powiedział chłopak.
Martyna nic nie odpowiedziała, tylko złapała go za rękę.
- Idziemy?
- Poczekaj jeszcze chwilę...
Po godzinie para była w domu mamy Piotrka. Siedzieli w salonie i rozmawiali.
- Pani Krystyno, bałam się, że pani mnie nie zaakceptuje. - Rzekła Martyna.
- Aż tak o mnie źle myślałaś? - Zaśmiała się. - Cieszę się, że mój najstarszy synek znalazł sobie tak wspaniałą kobietę. Aha... I mów do mnie mamo.
- Dobrze. - Odpowiedziała uśmiechnięta dziewczyna.
W tym momencie do pokoju weszła kobieta z małym dzieckiem na rękach.
- Cześć, Piotruś! - Zawołała.
- Julia... Hej. Martynka, to jest moja siostra.
Obie podały sobie ręce.
- A to jest Michał... Misiu, mój syn. - Julia położyła dziecko na dywanie, wyciągnęła mu zabawki, a sama usiadła na fotel. - Jeździsz na wózku?
- Mieliśmy wypadek jakieś dwa miesiące temu.
- Współczuję... Ja też w życiu nie mam łatwo. Od półtora roku wychowuję sama dziecko i zarabiam. Wszystkiemu muszę poświęcić trochę czasu, co nie jest łatwe.
- A gdzie pracujesz?
- Jestem dziennikarką. - Odpowiedziała.
Wszyscy mile rozmawiali. Nastał wieczór. Piotr i Martyna musieli odjechać. Po godzinie byli w domu.
- Zmęczyłam się dzisiejszym dniem. Ale myślałam, że wypadnę gorzej... Twoja mama i Julia są świetne.
- Widzisz? Mówiłem. Pójdę się wykąpać. - Mężczyzna wyjął z kieszeni telefon, położył go na stole i udał się do łazienki.
Martyna siedziała na kanapie i oglądała telewizję. Chwilę później zadzwoniła komórka Piotrka. Dziewczyna zobaczyła na wyświetlaczu napis ''Renata''.
***
- Ktoś do mnie dzwonił? - Zapytał.
- Tak...
Piotrek zaczął sprawdzać coś w telefonie.
- I kto to był?
- Adaś... Czego on znowu ode mnie chce?
Po tych słowach zrobiło mi się strasznie przykro. Wiedziałam, że Piotrek mnie okłamał, przecież dzwoniła do niego Renata. Tylko w jakiej sprawie? Gdyby byli tylko znajomymi, powiedziałby mi. Przypomniał mi się mój sen. Czyżby miał on coś sygnalizować? Nie, nie wierzę w takie rzeczy.
Pomimo tego Piotruś mnie zawiódł. Byłam zmęczona i nie chciałam już roztrząsać tego tematu. Dalej wpatrywałam się w ekran telewizora i oglądałam jakiś film, który w ogóle mnie nie interesował.
- O czym tak myślisz? - Zapytał.
- O niczym... Idziesz jutro do pracy?
- Tak, a ty?
- Ja też. Dyspozytornia wcale nie jest taka zła. Jest Ruda i kilka innych dziewczyn. Mam z kim pogadać.
- A w karetce nie miałaś?
- Miałam, ale odkąd zaczęliśmy jeździć z Renatą... Jakoś straciłam ochotę na rozmowę z nią. Piotrek, zaniesiesz mnie do sypialni? Chce mi się spać.
- Pewnie.
sobota, 11 kwietnia 2015
Rozdział 15 ''Nawet najszczęśliwszym choroba może zabrać szczęście''
Martyna pojechała do kuchni i sięgnęła telefon.
- Halo?
- Cześć słoneczko, długo się nie odzywałaś. - Powiedziała Beata. Dziewczyna na chwilę ucichła. - Jesteś tam?
- Tak mamo, jestem. Po prostu stało się coś o czym nie chcę rozmawiać.
- Ktoś cię skrzywdził?
- Nie. Miałam wypadek z Piotrkiem... Ale to nie jest rozmowa na telefon.
- W takim razie może przyjedziecie dziś na noc? - Zaproponowała kobieta. - Przedstawisz nam swojego chłopaka.
- Dobrze. Będziemy pod wieczór. Do zobaczenia. - Powiedziała Martyna rozłączając się.
Po chwili przyszedł Piotr z pracy. Pocałował dziewczynę na powitanie.
- Jak ci minął dzień? - Zapytał.
- Moja mama dzwoniła. Pojedziemy do nich na noc? Przez ten cały wypadek zapomniałam z nią porozmawiać.
***
Wysiadła z samochodu i skierowała się w stronę dużego, białego domu, który otoczony był zielonym żywopłotem. Na podwórku biegały duże psy, które jak zobaczyły Martynę pobiegły do niej.
- Zobacz Piotruś, to moje pieski.
- Pieski? - Zapytał zaskoczony.
- Kiedyś były małe...
- Myślisz, że mnie polubią? Twoi rodzice w sensie...
- Mama na pewno... Tata też cię polubi, ale musimy dać mu czas. Doznają teraz szoku, gdy mnie zobaczą na wózku. Trochę boję się ich reakcji.
Po chwili Beata usłyszała rozmowę w ogrodzie. Otworzyła drzwi balkonowe.
- Dzieci? - Zapytała i stanęła jak wryta.
- Tak... Mówiłam, że to nie rozmowa na telefon. Mogę wjechać?
- Chodźcie...
Wszyscy skierowali się do salonu.
- Cześć tato. - Powiedziała Martyna. - Zaraz wam wszystko wyjaśnię, ale najpierw przedstawię wam kogoś. To jest Piotrek.
- Andrzej. - Mężczyzna podał mu rękę. - A teraz powiesz nam co się stało?
- Mieliśmy z Piotrkiem wypadek na motorze. Jestem sparaliżowana od pasa w dół.
Rodzice Martyny stali i patrzyli się na siebie.
- Ale jak wy teraz zarabiacie? Dajecie sobie radę? - Zapytał Andrzej, który jak zwykle pierwszy podejmował temat pieniędzy.
- Ja pracuję. - Powiedział chłopak.
- Tato, tobie jak zwykle chodzi o pieniądze. Nawet nie zapytałeś, jak się czuję.
- Gdybyś pracowała jako księgowa w firmie u Jakubowskiego, to nigdy taka sytuacja by nie sprawiała problemów.
- Mam tego dość... Pójdziemy Piotruś do pokoju?
- Tak. - Powiedział chłopak biorąc Martynę na ręce.
Beata pobiegła za nimi do sypialni.
- Dzieci, możemy porozmawiać? - Zapytała.
Piotrek posadził Martynę na łóżku, która spojrzała się na okno. Było już koło dwudziestej drugiej.
- Wiedziałam, że tak to się skończy. - Powiedziała. Łzy zaczęły jej napływać do oczu. - Chcę wrócić do domu, mam jego dość.
- Może dasz mu szansę? - Piotrek przytulił Martynę.
- Ja mu ciągle daję szansę, ale on mnie traktuje jak zawsze. Nigdy się dla niego nie liczyłam. Mu zawsze chodziło o te cholerne pieniądze!
Po chwili Beata wyszła z pokoju. Piotrek zasnął, lecz Martyna nie mogła spać. Przewracała się z boku na bok.
*Martyna*
Nie mogłam zasnąć. Łzy ciągle spływały mi po policzkach, lecz starałam się je opanować. Rozglądałam się po pokoju patrząc na okno z którego widać było całą okolicę. Widziałam szkołę do której kiedyś chodziłam... Przypomniały mi się czasy, w których miałam osiemnaście lat i żyłam chwilą.
Przekręciłam się w stronę Piotrka. Przytuliłam go starając się zamknąć oczy i zasnąć.
***
Piotrek zszedł na dół. Zobaczył Andrzeja, który pił kawę, czytając przy tym gazetę.
- Dzień dobry. - Powiedział.
- Cześć... Usiądziesz?
Chłopak usiadł przy stole.
- Głupio się wczoraj zachowałem. Dopiero wczoraj wieczorem zdałem sobie sprawę, jaką przykrość jej sprawiłem.
- Martyna całą noc płakała.
- Nie chciałem, żeby tak wyszło. Jest to dla mnie nowa sytuacja. Pierwszy raz zobaczyłem córkę na wózku inwalidzkim. To był dla mnie szok.
- Powinien ją pan przeprosić.
- Wiem. Tak w ogóle... Mów do mnie ''tato''.
- Dobrze tato. - Piotrek uśmiechnął się.
W tym momencie do kuchni wjechała Martyna.
- Czy ja dobrze słyszałam?
- Córeczko, mogę cię zabrać na spacer?
- Tak, chyba musimy sobie coś wyjaśnić.
Po chwili wyszli. Mijali dobrze znane miejsca dla kobiety.
- Przepraszam. - Powiedział Andrzej.
Martyna przez chwilę nic nie mówiła.
- Nie ma za co. Zgoda?
- Zgoda. - Tata uśmiechnął się do córki.
Po chwili wrócili do domu. Zobaczyli pięknie zastawiony stół.
- Zapraszamy na śniadanie. - Beata i Piotrek powiedzieli to zgodnie.
Wszyscy usiedli do stołu i jedli posiłek.
- A co u Łukasza? - Zapytała Martyna.
- Alicja, jego narzeczona jest w ciąży. Niedługo będą się żenić... A wy?
- Mamo, my jeszcze nawet nie jesteśmy zaręczeni i nie mamy konkretnych planów. - Odrzekła. - Prawda Piotruś?
- Tak...
Pod wieczór para wyjechała od rodziców Martyny. Przejechali obok jakiegoś domu.
- Tu mieszkał Bartek! - Powiedziała entuzjastycznie.
- Kto?
- Moja miłość z przedszkola.
- Dobrze, że tylko z przedszkola. - Piotrek się uśmiechnął.
Po godzinie byli w mieszkaniu.
- O twoim bracie nic nie wspominałaś...
- Nie było okazji. - Odpowiedziała.
- Teraz czas na odwiedziny mojej mamy.
- Piotrek... Boję się, że mnie nie zaakceptuje. Jeszcze pomyśli...
- Przestań. - Powiedział i pocałował Martynę. - Wszyscy cię lubią, to niby dlaczego moja mama miała by cię nie polubić?
- Niby tak. Masz rodzeństwo? - Zapytała.
- Brata Tomka i siostrę Julię. - Powiedział i zaczął całować kobietę. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni...
- Halo?
- Cześć słoneczko, długo się nie odzywałaś. - Powiedziała Beata. Dziewczyna na chwilę ucichła. - Jesteś tam?
- Tak mamo, jestem. Po prostu stało się coś o czym nie chcę rozmawiać.
- Ktoś cię skrzywdził?
- Nie. Miałam wypadek z Piotrkiem... Ale to nie jest rozmowa na telefon.
- W takim razie może przyjedziecie dziś na noc? - Zaproponowała kobieta. - Przedstawisz nam swojego chłopaka.
- Dobrze. Będziemy pod wieczór. Do zobaczenia. - Powiedziała Martyna rozłączając się.
Po chwili przyszedł Piotr z pracy. Pocałował dziewczynę na powitanie.
- Jak ci minął dzień? - Zapytał.
- Moja mama dzwoniła. Pojedziemy do nich na noc? Przez ten cały wypadek zapomniałam z nią porozmawiać.
***
Wysiadła z samochodu i skierowała się w stronę dużego, białego domu, który otoczony był zielonym żywopłotem. Na podwórku biegały duże psy, które jak zobaczyły Martynę pobiegły do niej.
- Zobacz Piotruś, to moje pieski.
- Pieski? - Zapytał zaskoczony.
- Kiedyś były małe...
- Myślisz, że mnie polubią? Twoi rodzice w sensie...
- Mama na pewno... Tata też cię polubi, ale musimy dać mu czas. Doznają teraz szoku, gdy mnie zobaczą na wózku. Trochę boję się ich reakcji.
Po chwili Beata usłyszała rozmowę w ogrodzie. Otworzyła drzwi balkonowe.
- Dzieci? - Zapytała i stanęła jak wryta.
- Tak... Mówiłam, że to nie rozmowa na telefon. Mogę wjechać?
- Chodźcie...
Wszyscy skierowali się do salonu.
- Cześć tato. - Powiedziała Martyna. - Zaraz wam wszystko wyjaśnię, ale najpierw przedstawię wam kogoś. To jest Piotrek.
- Andrzej. - Mężczyzna podał mu rękę. - A teraz powiesz nam co się stało?
- Mieliśmy z Piotrkiem wypadek na motorze. Jestem sparaliżowana od pasa w dół.
Rodzice Martyny stali i patrzyli się na siebie.
- Ale jak wy teraz zarabiacie? Dajecie sobie radę? - Zapytał Andrzej, który jak zwykle pierwszy podejmował temat pieniędzy.
- Ja pracuję. - Powiedział chłopak.
- Tato, tobie jak zwykle chodzi o pieniądze. Nawet nie zapytałeś, jak się czuję.
- Gdybyś pracowała jako księgowa w firmie u Jakubowskiego, to nigdy taka sytuacja by nie sprawiała problemów.
- Mam tego dość... Pójdziemy Piotruś do pokoju?
- Tak. - Powiedział chłopak biorąc Martynę na ręce.
Beata pobiegła za nimi do sypialni.
- Dzieci, możemy porozmawiać? - Zapytała.
Piotrek posadził Martynę na łóżku, która spojrzała się na okno. Było już koło dwudziestej drugiej.
- Wiedziałam, że tak to się skończy. - Powiedziała. Łzy zaczęły jej napływać do oczu. - Chcę wrócić do domu, mam jego dość.
- Może dasz mu szansę? - Piotrek przytulił Martynę.
- Ja mu ciągle daję szansę, ale on mnie traktuje jak zawsze. Nigdy się dla niego nie liczyłam. Mu zawsze chodziło o te cholerne pieniądze!
Po chwili Beata wyszła z pokoju. Piotrek zasnął, lecz Martyna nie mogła spać. Przewracała się z boku na bok.
*Martyna*
Nie mogłam zasnąć. Łzy ciągle spływały mi po policzkach, lecz starałam się je opanować. Rozglądałam się po pokoju patrząc na okno z którego widać było całą okolicę. Widziałam szkołę do której kiedyś chodziłam... Przypomniały mi się czasy, w których miałam osiemnaście lat i żyłam chwilą.
Przekręciłam się w stronę Piotrka. Przytuliłam go starając się zamknąć oczy i zasnąć.
***
Piotrek zszedł na dół. Zobaczył Andrzeja, który pił kawę, czytając przy tym gazetę.
- Dzień dobry. - Powiedział.
- Cześć... Usiądziesz?
Chłopak usiadł przy stole.
- Głupio się wczoraj zachowałem. Dopiero wczoraj wieczorem zdałem sobie sprawę, jaką przykrość jej sprawiłem.
- Martyna całą noc płakała.
- Nie chciałem, żeby tak wyszło. Jest to dla mnie nowa sytuacja. Pierwszy raz zobaczyłem córkę na wózku inwalidzkim. To był dla mnie szok.
- Powinien ją pan przeprosić.
- Wiem. Tak w ogóle... Mów do mnie ''tato''.
- Dobrze tato. - Piotrek uśmiechnął się.
W tym momencie do kuchni wjechała Martyna.
- Czy ja dobrze słyszałam?
- Córeczko, mogę cię zabrać na spacer?
- Tak, chyba musimy sobie coś wyjaśnić.
Po chwili wyszli. Mijali dobrze znane miejsca dla kobiety.
- Przepraszam. - Powiedział Andrzej.
Martyna przez chwilę nic nie mówiła.
- Nie ma za co. Zgoda?
- Zgoda. - Tata uśmiechnął się do córki.
Po chwili wrócili do domu. Zobaczyli pięknie zastawiony stół.
- Zapraszamy na śniadanie. - Beata i Piotrek powiedzieli to zgodnie.
Wszyscy usiedli do stołu i jedli posiłek.
- A co u Łukasza? - Zapytała Martyna.
- Alicja, jego narzeczona jest w ciąży. Niedługo będą się żenić... A wy?
- Mamo, my jeszcze nawet nie jesteśmy zaręczeni i nie mamy konkretnych planów. - Odrzekła. - Prawda Piotruś?
- Tak...
Pod wieczór para wyjechała od rodziców Martyny. Przejechali obok jakiegoś domu.
- Tu mieszkał Bartek! - Powiedziała entuzjastycznie.
- Kto?
- Moja miłość z przedszkola.
- Dobrze, że tylko z przedszkola. - Piotrek się uśmiechnął.
Po godzinie byli w mieszkaniu.
- O twoim bracie nic nie wspominałaś...
- Nie było okazji. - Odpowiedziała.
- Teraz czas na odwiedziny mojej mamy.
- Piotrek... Boję się, że mnie nie zaakceptuje. Jeszcze pomyśli...
- Przestań. - Powiedział i pocałował Martynę. - Wszyscy cię lubią, to niby dlaczego moja mama miała by cię nie polubić?
- Niby tak. Masz rodzeństwo? - Zapytała.
- Brata Tomka i siostrę Julię. - Powiedział i zaczął całować kobietę. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni...
wtorek, 7 kwietnia 2015
Rozdział 14 ''Dobre złego początki''
Kilka dni później.
Piotrek dostał wypis ze szpitala. Poszedł do stacji.
- Cześć, doktorze.
- Cześć. Gdzie masz Martynę? - Zapytał lekarz odkładając stos papierów na biurko.
- Musi jeszcze kilka dni poleżeć w szpitalu.
- A jak ona się czuje? Jak sobie z tym wszystkim radzi?
- Nie jest łatwo, ale dajemy radę.
- Wy?
- Tak, jesteśmy razem.
Całej rozmowie przysłuchiwała się Renata. Po chwili Piotr poszedł do Martyny. Wszedł do sali z wózkiem inwalidzkim.
- Witam, oto pani nowe Porsche. - Dziewczyna się uśmiechnęła.
Piotr posadził Martynę na wózek.
- Przejedziemy się do stacji? Wszyscy się za tobą stęsknili.
Para udała się w stronę bazy. Martyna rozmawiała z Adamem.
- Jesteście razem? - Zapytała Renata podchodząc do Piotrka.
- Tak.
- Chcesz być ze sparaliżowaną dziewczyną, a nie ze sprawną?
- Kocham Martynę z wózkiem i bez niego. Wierzę, że odzyska sprawność i to niedługo.
- Ona będzie cię tylko przygnębiać. Znałam takich ludzi. Prędzej, czy później pęknie i będzie miała dość.
- Ty chyba nie znasz Martyny. - Piotrek poszedł w stronę Adama. - Będziemy już iść?
- Tak. To cześć Adaś.
Piotr odwiózł Martynę do sali, a potem udał się do domu.
*Martyna*
Powoli odsunęłam kołdrę i spojrzałam na swoje nogi. Dotknęłam ich, lecz nic nie czułam. W oczach pojawiły mi się łzy. Do sali weszła pielęgniarka i powiedziała, że zabiera mnie na rehabilitację.
- Im pani szybciej zacznie ćwiczenia, tym prędzej odzyska pani sprawność.
Pielęgniarka wjechała z Martyną do pomieszczenia.
- Witam, jestem Ania Nowicka. Będę pani rehabilitantką.
- Martyna. - Kobiety podały sobie ręce. - A więc ten wypadek był tydzień temu. Nie wiem, czy jest to ważne, ale poroniłam.
- W takiej sytuacji wszystko może być ważne. Masz niedowład kończyn dolnych, tak?
- Tak.
Martyna rozpoczęła ćwiczenia.
Następnego dnia Piotrek wszedł do sali.
- Cześć. - Chłopak podał Martynie kwiaty.
- A to z jakiej okazji?
- Bez okazji. Pamiętasz, że dziś idę z tobą na rehabilitację? Niedługo wychodzisz, więc muszę nauczyć się tych wszystkich ćwiczeń.
Kilka godzin później Piotrek poszedł do pracy pierwszy dzień od wypadku. Ubrał się w strój.
- W końcu wracasz. - Powiedziała Renata.
- Wracam, ale nie na długo. Martyna niedługo wyjdzie ze szpitala i będę musiał pomagać jej w rehabilitacji.
- Mówiłam, że będzie sprawiać ci problemy. - Po tych słowach Piotr się zdenerwował.
- To nie jest dla mnie żaden problem.
Nagle dziewczyna pocałowała Piotrka, lecz ten szybko się od niej oderwał.
- Co ty do cholery robisz?!
- Przecież ty tego chcesz!
- Skąd możesz wiedzieć, czego ja chcę?! Mam dziewczynę, nadal nie możesz tego zrozumieć? Czy może nie chcesz? Daj mi spokój. - Chłopak szybko wyszedł z przebieralni.
Cztery dni później Martyna wyszła ze szpitala. Piotrek pojechał po nią. Potem pojechali do domu dziewczyny.
- Piotruś, może na ten czas zamieszkałbyś u mnie?
- Ale ten czas może trwać...
-Jeśli nie chcesz, to zrozumiem.
- Chcę! To pojadę po swoje rzeczy. Poradzisz sobie?
- Tak, dam radę.
***
Wieczorem para oglądała film. Piotrek zaczął całować Martynę. Po chwili zaniósł ją do sypialni...
Rankiem Piotr usłyszał hałas dochodzący z kuchni. Szybko tam poszedł.
- Co ty robisz? - Zapytał patrząc na Martynę.
- Chciałam zrobić śniadanie, ale spadły mi talerze.
- Ale jakim sposobem znalazłaś się w kuchni?
- Wyobraź sobie, że z łóżka doczołgałam się do wózka, wsiadłam na niego i tym oto skomplikowanym sposobem znalazłam się w tym miejscu.
- A co miało być na śniadanie?
- Kanapki.
- Ja je dokończę. - Piotrek wziął od Martyny produkty.
Po zjedzeniu śniadania para pojechała do bazy.
- Co ty tu robisz? - Zapytał Wiktor kierując wzrok na kobietę.
- Chciałam zapytać, kiedy będę mogła wrócić do pracy.
- Ale ty niedawno miałaś wypadek. Chyba żartujesz...
- Doktorze, ja muszę coś robić. Straciłam dziecko, ja w domu nie wytrzymam choćby chwili sama!
- Nie ma mowy. Możemy o tym porozmawiać dopiero, gdy dostanę od ciebie zaświadczenie o zdolności do pracy.
- Niedługo je dostanę...
- Wtedy pomyślimy, ale sądzę, że znajdziemy wtedy dla ciebie coś lżejszego. Nie możesz się przemęczać.
- Dobrze. - Martyna skierowała się do wyjścia. - Do widzenia doktorze, pa Piotruś. - Dziewczyna pocałowała go w policzek i pojechała do domu.
Piotrek dostał wypis ze szpitala. Poszedł do stacji.
- Cześć, doktorze.
- Cześć. Gdzie masz Martynę? - Zapytał lekarz odkładając stos papierów na biurko.
- Musi jeszcze kilka dni poleżeć w szpitalu.
- A jak ona się czuje? Jak sobie z tym wszystkim radzi?
- Nie jest łatwo, ale dajemy radę.
- Wy?
- Tak, jesteśmy razem.
Całej rozmowie przysłuchiwała się Renata. Po chwili Piotr poszedł do Martyny. Wszedł do sali z wózkiem inwalidzkim.
- Witam, oto pani nowe Porsche. - Dziewczyna się uśmiechnęła.
Piotr posadził Martynę na wózek.
- Przejedziemy się do stacji? Wszyscy się za tobą stęsknili.
Para udała się w stronę bazy. Martyna rozmawiała z Adamem.
- Jesteście razem? - Zapytała Renata podchodząc do Piotrka.
- Tak.
- Chcesz być ze sparaliżowaną dziewczyną, a nie ze sprawną?
- Kocham Martynę z wózkiem i bez niego. Wierzę, że odzyska sprawność i to niedługo.
- Ona będzie cię tylko przygnębiać. Znałam takich ludzi. Prędzej, czy później pęknie i będzie miała dość.
- Ty chyba nie znasz Martyny. - Piotrek poszedł w stronę Adama. - Będziemy już iść?
- Tak. To cześć Adaś.
Piotr odwiózł Martynę do sali, a potem udał się do domu.
*Martyna*
Powoli odsunęłam kołdrę i spojrzałam na swoje nogi. Dotknęłam ich, lecz nic nie czułam. W oczach pojawiły mi się łzy. Do sali weszła pielęgniarka i powiedziała, że zabiera mnie na rehabilitację.
- Im pani szybciej zacznie ćwiczenia, tym prędzej odzyska pani sprawność.
Pielęgniarka wjechała z Martyną do pomieszczenia.
- Witam, jestem Ania Nowicka. Będę pani rehabilitantką.
- Martyna. - Kobiety podały sobie ręce. - A więc ten wypadek był tydzień temu. Nie wiem, czy jest to ważne, ale poroniłam.
- W takiej sytuacji wszystko może być ważne. Masz niedowład kończyn dolnych, tak?
- Tak.
Martyna rozpoczęła ćwiczenia.
Następnego dnia Piotrek wszedł do sali.
- Cześć. - Chłopak podał Martynie kwiaty.
- A to z jakiej okazji?
- Bez okazji. Pamiętasz, że dziś idę z tobą na rehabilitację? Niedługo wychodzisz, więc muszę nauczyć się tych wszystkich ćwiczeń.
Kilka godzin później Piotrek poszedł do pracy pierwszy dzień od wypadku. Ubrał się w strój.
- W końcu wracasz. - Powiedziała Renata.
- Wracam, ale nie na długo. Martyna niedługo wyjdzie ze szpitala i będę musiał pomagać jej w rehabilitacji.
- Mówiłam, że będzie sprawiać ci problemy. - Po tych słowach Piotr się zdenerwował.
- To nie jest dla mnie żaden problem.
Nagle dziewczyna pocałowała Piotrka, lecz ten szybko się od niej oderwał.
- Co ty do cholery robisz?!
- Przecież ty tego chcesz!
- Skąd możesz wiedzieć, czego ja chcę?! Mam dziewczynę, nadal nie możesz tego zrozumieć? Czy może nie chcesz? Daj mi spokój. - Chłopak szybko wyszedł z przebieralni.
Cztery dni później Martyna wyszła ze szpitala. Piotrek pojechał po nią. Potem pojechali do domu dziewczyny.
- Piotruś, może na ten czas zamieszkałbyś u mnie?
- Ale ten czas może trwać...
-Jeśli nie chcesz, to zrozumiem.
- Chcę! To pojadę po swoje rzeczy. Poradzisz sobie?
- Tak, dam radę.
***
Wieczorem para oglądała film. Piotrek zaczął całować Martynę. Po chwili zaniósł ją do sypialni...
Rankiem Piotr usłyszał hałas dochodzący z kuchni. Szybko tam poszedł.
- Co ty robisz? - Zapytał patrząc na Martynę.
- Chciałam zrobić śniadanie, ale spadły mi talerze.
- Ale jakim sposobem znalazłaś się w kuchni?
- Wyobraź sobie, że z łóżka doczołgałam się do wózka, wsiadłam na niego i tym oto skomplikowanym sposobem znalazłam się w tym miejscu.
- A co miało być na śniadanie?
- Kanapki.
- Ja je dokończę. - Piotrek wziął od Martyny produkty.
Po zjedzeniu śniadania para pojechała do bazy.
- Co ty tu robisz? - Zapytał Wiktor kierując wzrok na kobietę.
- Chciałam zapytać, kiedy będę mogła wrócić do pracy.
- Ale ty niedawno miałaś wypadek. Chyba żartujesz...
- Doktorze, ja muszę coś robić. Straciłam dziecko, ja w domu nie wytrzymam choćby chwili sama!
- Nie ma mowy. Możemy o tym porozmawiać dopiero, gdy dostanę od ciebie zaświadczenie o zdolności do pracy.
- Niedługo je dostanę...
- Wtedy pomyślimy, ale sądzę, że znajdziemy wtedy dla ciebie coś lżejszego. Nie możesz się przemęczać.
- Dobrze. - Martyna skierowała się do wyjścia. - Do widzenia doktorze, pa Piotruś. - Dziewczyna pocałowała go w policzek i pojechała do domu.
sobota, 4 kwietnia 2015
Rozdział 13 ''Odpowiadam nie tylko za swoje życie''
Martyna dla pewności zrobiła jeszcze trzy testy. Każdy z nich wychodził pozytywnie. Zerknęła na zdjęcie USG. Była w piątym tygodniu ciąży.
Wzięła torebkę z kanapy i szybkim krokiem wyszła z mieszkania.
***
- Cześć, Martynka. - Powiedział Piotrek.
- Hej.
- A może dzisiaj po pracy przejechałabyś się ze mną motorem?
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Wiedziałem, że się zgodzisz.
- Piotrek, zbieraj się, wezwanie mamy. - Powiedział Wiktor zakładając kurtkę. - Ruchy, ruchy.
Martyna spojrzała na odchodzącego chłopaka. Westchnęła. Podeszła do niej Renata.
- Co tak wzdychasz, zakochałaś się?
- To nie twoja sprawa. - Dziewczyna perfidnie się do niej uśmiechnęła.
- A jak wam minęła wczorajsza randka? Kto robił śniadanie?
- Po pierwsze, to nie była randka, a po drugie na śniadanie wróciłam do domu.
Kilkanaście minut później do stacji wszedł Piotrek i Wiktor.
- Renata, chodź na chwilę. - Powiedział lekarz.
Dziewczyna zaskoczona udała się do gabinetu.
- Piotruś, co ty nagadałeś Wiktorowi? - Zapytała Martyna.
- Prawdę.
Po chwili wściekła Renata wyszła.
- Poczekaj jeszcze chwilę. Pamiętaj, że to było tylko upomnienie. Pierwsze i ostatnie. - Dodał Wiktor.
- Dobrze. - Dziewczyna spojrzała na Martynę i wyszła z bazy.
***
- Załóż. - Piotr podał mi kask.
- Tylko jedź ostrożnie. Odpowiadam nie tylko za swoje życie.
- Martynka, nie pochlebiaj mi.
Oczywiście Piotrek mnie źle zrozumiał, ale może to i lepiej. Założyłam kask. Odjechaliśmy z piskiem opon. Czułam dreszcz emocji. Bardzo mi się to podobało, lecz do czasu.
Piotrek chciał wyprzedzić samochód. Nagle zza zakrętu wyjechała duża ciężarówka...
***
- Oddycha. Zdejmę jej kask, a ty przytrzymuj głowę. - Piotr mówił po kolei wszystkie czynności ratunkowe. - Ostrożnie... Martyna! Słyszysz mnie?
- Co się stało? - Dziewczyna zapytała nieprzytomnym głosem.
- Mieliśmy wypadek. Nie zasypiaj! Cholera, co się dzieje?! Martyna, dlaczego ty krwawisz?!
- Piotrek... Jestem w ciąży.
- Z kim?
- Z tobą. - Po tych słowach straciła przytomność.
***
- Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? - Piotr był zdenerwowany, ale starał się pocieszyć Martynę, która kilka godzin temu straciła dziecko.
- Nie chciałam. Wiem, że to zrujnowałoby ci dotychczasowe życie.
- To nie prawda. Martyna, ja cię kocham. Może dajmy sobie szansę?
Dziewczyna przez chwilę milczała.
- Dobra, wiem, że nie powinienem. Pójdę już do swojej sali.
- Poczekaj. - Powiedziała Martyna łapiąc chłopaka za rękę. - Dasz mi czas, bym się zastanowiła?
- Pewnie, dam ci tyle ile zechcesz. - Piotrek się uśmiechnął. - Co mówił lekarz?
Kobieta nic nie odpowiedziała.
- Martynka...?
- Jestem sparaliżowana od pasa w dół. I co nadal chcesz ze mną być? - Zaczęła płakać.
- Kocham cię jak jesteś sprawna, a jak jesteś sparaliżowana, to kocham cię jeszcze bardziej. Cholera, dlaczego ja zabrałem cię na tą przejażdżkę?!
- To nie twoja wina. Chcę być sama... Przyjdziesz później?
- Tak. - Piotr wyszedł z sali i poszedł na swój oddział.
***
- Renata, Adam... - Zaczął Wiktor.
- Tak?
- Pójdziemy jeszcze na chwilę do szpitala? Zobaczymy, co z Piotrkiem i Martyną.
- Pewnie. - Powiedział Adam.
Załoga skierowała się do sali, gdzie leżał Piotr.
- Cześć. Co z Martyną? - Zapytał lekarz.
- Idźcie się sami zapytać. - Chłopak zauważył, że Renata zaśmiała się pod nosem. - Tak cię to bawi?! Chcesz być w jej skórze i zobaczyć, jak to jest stracić dziecko, a do tego być sparaliżowaną?!
- Dzieciaki... Możecie na chwilę wyjść?
Adam i Renata wyszli z sali.
- Jak to ''stracić dziecko''?
- Martyna była ze mną w ciąży, ale ja nic nie wiedziałem. Powiedziała mi dopiero na wypadku, jak się zapytałem dlaczego krwawi. Do tego ma niedowład kończyn dolnych. Ale doktor niech na razie do niej nie idzie. Powiedziała, że chce być sama.
- Rozumiem... Pójdę już. Trzymaj się. - Wiktor wyszedł z sali i podszedł do Renaty.
- I co z nimi? - Zapytał Adam.
- Zaraz ci powiem. Możesz poczekać przy karetce?
- Tak.
- Więc możesz mi wytłumaczyć, co to miało znaczyć?!
- Nie wiem. - Powiedziała dziewczyna.
- Jeśli ci coś nie pasuje, mogę cię zwolnić. Proszę, droga wolna!
- Przepraszam.
- Mnie? Za co? Powinnaś iść przeprosić Piotrka, wiesz jak on się teraz musi czuć?! Jego dziecko nie żyje!
- Jego...? No to pójdę go przeprosić.
- Teraz nie. Masz dyżur, zapomniałaś?
***
- Wiem, że chciałaś być sama, ale nie mogę cię zostawić w tak trudnej sytuacji. - Martyna przytuliła się do Piotrka z bezsilności.
- Przepraszam, że ci nic nie powiedziałam. Bałam się twojej reakcji.
- To było z twojej strony nieodpowiedzialne, Martynka. W pracy byłaś narażona na różne niebezpieczeństwa, dźwigałaś dużo...
- Następnym razem to się nie powtórzy.
- Ale jak to ''następnym razem''?
- A co, nie chcesz być ze mną?
- Chcę! - Piotrek namiętnie pocałował Martynę.
Wzięła torebkę z kanapy i szybkim krokiem wyszła z mieszkania.
***
- Cześć, Martynka. - Powiedział Piotrek.
- Hej.
- A może dzisiaj po pracy przejechałabyś się ze mną motorem?
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Wiedziałem, że się zgodzisz.
- Piotrek, zbieraj się, wezwanie mamy. - Powiedział Wiktor zakładając kurtkę. - Ruchy, ruchy.
Martyna spojrzała na odchodzącego chłopaka. Westchnęła. Podeszła do niej Renata.
- Co tak wzdychasz, zakochałaś się?
- To nie twoja sprawa. - Dziewczyna perfidnie się do niej uśmiechnęła.
- A jak wam minęła wczorajsza randka? Kto robił śniadanie?
- Po pierwsze, to nie była randka, a po drugie na śniadanie wróciłam do domu.
Kilkanaście minut później do stacji wszedł Piotrek i Wiktor.
- Renata, chodź na chwilę. - Powiedział lekarz.
Dziewczyna zaskoczona udała się do gabinetu.
- Piotruś, co ty nagadałeś Wiktorowi? - Zapytała Martyna.
- Prawdę.
Po chwili wściekła Renata wyszła.
- Poczekaj jeszcze chwilę. Pamiętaj, że to było tylko upomnienie. Pierwsze i ostatnie. - Dodał Wiktor.
- Dobrze. - Dziewczyna spojrzała na Martynę i wyszła z bazy.
***
- Załóż. - Piotr podał mi kask.
- Tylko jedź ostrożnie. Odpowiadam nie tylko za swoje życie.
- Martynka, nie pochlebiaj mi.
Oczywiście Piotrek mnie źle zrozumiał, ale może to i lepiej. Założyłam kask. Odjechaliśmy z piskiem opon. Czułam dreszcz emocji. Bardzo mi się to podobało, lecz do czasu.
Piotrek chciał wyprzedzić samochód. Nagle zza zakrętu wyjechała duża ciężarówka...
***
- Oddycha. Zdejmę jej kask, a ty przytrzymuj głowę. - Piotr mówił po kolei wszystkie czynności ratunkowe. - Ostrożnie... Martyna! Słyszysz mnie?
- Co się stało? - Dziewczyna zapytała nieprzytomnym głosem.
- Mieliśmy wypadek. Nie zasypiaj! Cholera, co się dzieje?! Martyna, dlaczego ty krwawisz?!
- Piotrek... Jestem w ciąży.
- Z kim?
- Z tobą. - Po tych słowach straciła przytomność.
***
- Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? - Piotr był zdenerwowany, ale starał się pocieszyć Martynę, która kilka godzin temu straciła dziecko.
- Nie chciałam. Wiem, że to zrujnowałoby ci dotychczasowe życie.
- To nie prawda. Martyna, ja cię kocham. Może dajmy sobie szansę?
Dziewczyna przez chwilę milczała.
- Dobra, wiem, że nie powinienem. Pójdę już do swojej sali.
- Poczekaj. - Powiedziała Martyna łapiąc chłopaka za rękę. - Dasz mi czas, bym się zastanowiła?
- Pewnie, dam ci tyle ile zechcesz. - Piotrek się uśmiechnął. - Co mówił lekarz?
Kobieta nic nie odpowiedziała.
- Martynka...?
- Jestem sparaliżowana od pasa w dół. I co nadal chcesz ze mną być? - Zaczęła płakać.
- Kocham cię jak jesteś sprawna, a jak jesteś sparaliżowana, to kocham cię jeszcze bardziej. Cholera, dlaczego ja zabrałem cię na tą przejażdżkę?!
- To nie twoja wina. Chcę być sama... Przyjdziesz później?
- Tak. - Piotr wyszedł z sali i poszedł na swój oddział.
***
- Renata, Adam... - Zaczął Wiktor.
- Tak?
- Pójdziemy jeszcze na chwilę do szpitala? Zobaczymy, co z Piotrkiem i Martyną.
- Pewnie. - Powiedział Adam.
Załoga skierowała się do sali, gdzie leżał Piotr.
- Cześć. Co z Martyną? - Zapytał lekarz.
- Idźcie się sami zapytać. - Chłopak zauważył, że Renata zaśmiała się pod nosem. - Tak cię to bawi?! Chcesz być w jej skórze i zobaczyć, jak to jest stracić dziecko, a do tego być sparaliżowaną?!
- Dzieciaki... Możecie na chwilę wyjść?
Adam i Renata wyszli z sali.
- Jak to ''stracić dziecko''?
- Martyna była ze mną w ciąży, ale ja nic nie wiedziałem. Powiedziała mi dopiero na wypadku, jak się zapytałem dlaczego krwawi. Do tego ma niedowład kończyn dolnych. Ale doktor niech na razie do niej nie idzie. Powiedziała, że chce być sama.
- Rozumiem... Pójdę już. Trzymaj się. - Wiktor wyszedł z sali i podszedł do Renaty.
- I co z nimi? - Zapytał Adam.
- Zaraz ci powiem. Możesz poczekać przy karetce?
- Tak.
- Więc możesz mi wytłumaczyć, co to miało znaczyć?!
- Nie wiem. - Powiedziała dziewczyna.
- Jeśli ci coś nie pasuje, mogę cię zwolnić. Proszę, droga wolna!
- Przepraszam.
- Mnie? Za co? Powinnaś iść przeprosić Piotrka, wiesz jak on się teraz musi czuć?! Jego dziecko nie żyje!
- Jego...? No to pójdę go przeprosić.
- Teraz nie. Masz dyżur, zapomniałaś?
***
- Wiem, że chciałaś być sama, ale nie mogę cię zostawić w tak trudnej sytuacji. - Martyna przytuliła się do Piotrka z bezsilności.
- Przepraszam, że ci nic nie powiedziałam. Bałam się twojej reakcji.
- To było z twojej strony nieodpowiedzialne, Martynka. W pracy byłaś narażona na różne niebezpieczeństwa, dźwigałaś dużo...
- Następnym razem to się nie powtórzy.
- Ale jak to ''następnym razem''?
- A co, nie chcesz być ze mną?
- Chcę! - Piotrek namiętnie pocałował Martynę.
czwartek, 2 kwietnia 2015
Rozdział 12 ''Rywalka''
Podeszła do lustra i spojrzała na swoje zapuchnięte od płaczu oczy. Szybko ubrała się i poszła do pracy.
- Cześć. Coś słabo wyglądasz. - Rzekł Piotrek.
- Wszystko jest w porządku. Znaczy... Nie do końca. Przepraszam za wczoraj, że uciekłam.
- Nie ma za co. Ale co dokładniej się stało, jeśli mogę wiedzieć?
- To moja sprawa.
- Nie ufasz mi?
- To nie ma związku z zaufaniem.
Po chwili Piotr i Martyna pojechali na wezwanie.
- Masz wodę? - Zapytała dziewczyna.
- Nie, a co się dzieje?
- Zatrzymasz się?
- Tak. - Piotrek zaparkował ambulans na poboczu i wyszedł z pojazdu. - Poczekaj chwilę, do tego wypadku wezwę inną karetkę.
Martyna siedziała na noszach.
- Jesteś blada. - Chłopak usiadł koło niej. - Zmierzę ci temperaturę.
Piotrek wyjął z plecaka termometr.
- 37 stopni, stan podgorączkowy. Martynka, chyba się rozchorowałaś.
Zespół 23P pojechał z powrotem do bazy.
- Doktorze...
- Tak Piotrek?
- Martyna się rozchorowała, może dałby pan jej wolne?
- Ale ja się już dobrze czuję. - Dodała kobieta.
- Nie ma sprawy. Jutro masz wolne. Muszę już iść dzieciaki, mam wezwanie.
Wiktor wyszedł z bazy. Piotrek odwiózł Martynę do domu.
- Wejdziesz na kawę?
- Pewnie.
Chłopak usiadł na kanapę.
- Piotruś, bo ja ci muszę o czymś powiedzieć.
- Coś poważnego?
- Yyy... Nie, zmieńmy temat. - Martyna sztucznie się uśmiechnęła. Piotrek zbliżył się do niej.
- Martynka, czy nasza znajomość pozostaje na ''przyjaciołach''?
- Zależy jak się potoczy pewna sprawa.
- Jaka?
- Nie umiem ci na to pytanie odpowiedzieć...
- Pójdę już. Cześć.
- Poczekaj, Piotruś. Nie obrażaj się, po prostu muszę wyjaśnić kilka spraw.
- Rozumiem. Do zobaczenia. - Piotrek wyszedł.
***
Dwa dni później Martyna wróciła do pracy. Od razu zobaczyła kogoś, kogo jeszcze nigdy nie widziała na oczy.
- Przedstawiam ci nową pracowniczkę. To jest Renata. - Rzekł Wiktor.
Kobiety podały sobie ręce.
- Mam nadzieję, że się polubicie. Ja lecę na wezwanie.
Do Martyny podszedł Piotrek.
- Już lepiej? Jak się czujesz?
- Dobrze.
Po chwili Piotr, Martyna i Renata udali się do karetki. Nowa pracownica usiadła z przodu.
- Sorry, ale tu siedzi Martynka. Ty musisz jeździć z tyłu.
- A dlaczego? - Zapytała oburzona dziewczyna.
- Pracuje tu dłużej i ma większe doświadczenie.
Załoga pojechała w trasę. Piotrek i Martyna rozmawiali.
- Jak się czujesz?
- Piotruś, spokojnie. Już jest wszystko dobrze. - Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
- A co było nie tak? - Zapytała Renata.
- Przeziębienie. Nic takiego.
- Wy z powodu przeziębienia dostajecie wolne?
- Widzisz, że dostajemy. - Wtrącił się Piotrek.
Po pracy Martyna skierowała się w stronę wyjścia. Dogonił ją Piotr.
- Poczekaj! Może poszłabyś ze mną na kolację?
- Nie... Pojadę do domu.
- Piotrek. - Zawołała Renata. - Pójdziesz ze mną na kawę?
- Raczej nie, już jestem umówiony. Nie Martynka?
- Tak...
- No to w takim razie życzę wam miłej randki. - Renata odeszła.
- Czyli jednak trochę ci na mnie zależy?
- Może. Chodźmy już.
Przyjaciele udali się do mieszkania Piotrka. Chłopak wyjął z lodówki jedzenie i włożył do piekarnika.
- Skąd ty to wszystko masz?
- Przezorny zawsze ubezpieczony. Wleję nam wina.
- Nie, Piotruś. Ja poproszę herbatę. - Dziewczyna odpowiedziała zakłopotana.
- Ok. Ta Renata trochę do nas nie pasuje, co?
- Trochę bardzo. Wydaje mi się, że jest do mnie jakoś sceptycznie nastawiona.
- Ona widzi w tobie rywalkę. Dwie kobiety do tak przystojnego mężczyzny. - Piotrek zbliżył się do Martyny.
- Piotruś...
- Spokojnie. I tak masz u mnie większe szanse.
- Cześć. Coś słabo wyglądasz. - Rzekł Piotrek.
- Wszystko jest w porządku. Znaczy... Nie do końca. Przepraszam za wczoraj, że uciekłam.
- Nie ma za co. Ale co dokładniej się stało, jeśli mogę wiedzieć?
- To moja sprawa.
- Nie ufasz mi?
- To nie ma związku z zaufaniem.
Po chwili Piotr i Martyna pojechali na wezwanie.
- Masz wodę? - Zapytała dziewczyna.
- Nie, a co się dzieje?
- Zatrzymasz się?
- Tak. - Piotrek zaparkował ambulans na poboczu i wyszedł z pojazdu. - Poczekaj chwilę, do tego wypadku wezwę inną karetkę.
Martyna siedziała na noszach.
- Jesteś blada. - Chłopak usiadł koło niej. - Zmierzę ci temperaturę.
Piotrek wyjął z plecaka termometr.
- 37 stopni, stan podgorączkowy. Martynka, chyba się rozchorowałaś.
Zespół 23P pojechał z powrotem do bazy.
- Doktorze...
- Tak Piotrek?
- Martyna się rozchorowała, może dałby pan jej wolne?
- Ale ja się już dobrze czuję. - Dodała kobieta.
- Nie ma sprawy. Jutro masz wolne. Muszę już iść dzieciaki, mam wezwanie.
Wiktor wyszedł z bazy. Piotrek odwiózł Martynę do domu.
- Wejdziesz na kawę?
- Pewnie.
Chłopak usiadł na kanapę.
- Piotruś, bo ja ci muszę o czymś powiedzieć.
- Coś poważnego?
- Yyy... Nie, zmieńmy temat. - Martyna sztucznie się uśmiechnęła. Piotrek zbliżył się do niej.
- Martynka, czy nasza znajomość pozostaje na ''przyjaciołach''?
- Zależy jak się potoczy pewna sprawa.
- Jaka?
- Nie umiem ci na to pytanie odpowiedzieć...
- Pójdę już. Cześć.
- Poczekaj, Piotruś. Nie obrażaj się, po prostu muszę wyjaśnić kilka spraw.
- Rozumiem. Do zobaczenia. - Piotrek wyszedł.
***
Dwa dni później Martyna wróciła do pracy. Od razu zobaczyła kogoś, kogo jeszcze nigdy nie widziała na oczy.
- Przedstawiam ci nową pracowniczkę. To jest Renata. - Rzekł Wiktor.
Kobiety podały sobie ręce.
- Mam nadzieję, że się polubicie. Ja lecę na wezwanie.
Do Martyny podszedł Piotrek.
- Już lepiej? Jak się czujesz?
- Dobrze.
Po chwili Piotr, Martyna i Renata udali się do karetki. Nowa pracownica usiadła z przodu.
- Sorry, ale tu siedzi Martynka. Ty musisz jeździć z tyłu.
- A dlaczego? - Zapytała oburzona dziewczyna.
- Pracuje tu dłużej i ma większe doświadczenie.
Załoga pojechała w trasę. Piotrek i Martyna rozmawiali.
- Jak się czujesz?
- Piotruś, spokojnie. Już jest wszystko dobrze. - Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
- A co było nie tak? - Zapytała Renata.
- Przeziębienie. Nic takiego.
- Wy z powodu przeziębienia dostajecie wolne?
- Widzisz, że dostajemy. - Wtrącił się Piotrek.
Po pracy Martyna skierowała się w stronę wyjścia. Dogonił ją Piotr.
- Poczekaj! Może poszłabyś ze mną na kolację?
- Nie... Pojadę do domu.
- Piotrek. - Zawołała Renata. - Pójdziesz ze mną na kawę?
- Raczej nie, już jestem umówiony. Nie Martynka?
- Tak...
- No to w takim razie życzę wam miłej randki. - Renata odeszła.
- Czyli jednak trochę ci na mnie zależy?
- Może. Chodźmy już.
Przyjaciele udali się do mieszkania Piotrka. Chłopak wyjął z lodówki jedzenie i włożył do piekarnika.
- Skąd ty to wszystko masz?
- Przezorny zawsze ubezpieczony. Wleję nam wina.
- Nie, Piotruś. Ja poproszę herbatę. - Dziewczyna odpowiedziała zakłopotana.
- Ok. Ta Renata trochę do nas nie pasuje, co?
- Trochę bardzo. Wydaje mi się, że jest do mnie jakoś sceptycznie nastawiona.
- Ona widzi w tobie rywalkę. Dwie kobiety do tak przystojnego mężczyzny. - Piotrek zbliżył się do Martyny.
- Piotruś...
- Spokojnie. I tak masz u mnie większe szanse.
Subskrybuj:
Posty (Atom)