czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział 17 ''Zaufanie to odwaga, wierność to siła''

- Ja już nie mam siły! Niech pani to zrozumie! - Zaczęła krzyczeć Martyna, która była coraz bardziej bezsilna.
- Ma pani dla kogo walczyć... Proszę przestać tak mówić!
- Myślę, że już prawie nie mam.
- Jak to? A ten pani chłopak, który tu zawsze przychodzi? Który zawsze pani pomaga? O nim pani zapomniała?
- No właśnie najgorsze jest to, że nie zapomniałam.
- Proszę przestać tak myśleć.
Martyna ponownie zabrała się do ćwiczeń. W pewnym momencie jej noga drgnęła. Popatrzyła na rehabilitantkę. Obie uśmiechnęły się do siebie.

***
- Martyna, zabieram cię nad jezioro. - Powiedział Piotrek siadając na kanapie.
- Gdzie? Przecież jutro pracujesz.
- Wziąłem wolne. No nie daj się prosić...
- No dobrze. - Kobieta uśmiechnęła się w jego stronę. - Piotruś...
- Tak?
- Pamiętasz, że jutro masz urodziny?
- Pamiętam. A co, szykujesz dla mnie jakąś niespodziankę?
- Może, może.

***
  Spojrzała na błękitną taflę wody. Piotrek wychodził z jeziora cały mokry. Podszedł do niej i przytulił ją.
- Piotruś! Mokry jesteś!
Chłopak wziął Martynę na ręce i zamoczył ją w wodzie. Świetnie się bawili.
  Leżała na kocu. Co chwila ludzie przenosili na nią wzrok ze względu na wózek, który stał obok niej.
- Może już pójdziemy do pokoju? - Zapytała niepewna.
- Martynka, będziesz się przejmować jakimiś gapiami? Zostańmy jeszcze trochę. Jest ciepło...
- Właśnie, Piotrek ja coś dla ciebie mam. Podasz mi tamtą torebeczkę? Tam jest prezent dla ciebie.
Mężczyzna sięgnął po wskazaną rzecz. Jego oczom ukazał się perfum, który był bardzo ładnie zapakowany.
- Dziękuję kochanie. - Powiedział.
- Nie ma za co. - Martyna uśmiechnęła się do niego.

  Kilka godzin później para siedziała w pokoju hotelowym i oglądała film.
- Piotrek, wyłączysz już? Jestem zmęczona.
- Pewnie. Dobranoc. - Piotr pocałował dziewczynę w usta.
Koło północy Martyna się obudziła. Coś jej nie pasowało. Spojrzała na swoje nogi. Powoli nimi ruszała... Czy może to sen? Czy jej się to śni?
- Piotrek! Piotrek! Obudź się!
- Co się stało? - Chłopak automatycznie przeniósł wzrok na nogi kobiety. Zaniemówił.
- Widzisz to samo co ja? Czy mi się to śni? 
- Martynka... To ci się nie śni. - Para uśmiechnęła się do siebie. - Widzisz? Mówiłem, że wszystko się ułoży i szybko odzyskasz sprawność.
- Kocham cię. - Martyna pocałowała Piotrka. 
- Ja ciebie też, ale możemy iść teraz spać?
- Jasne, ale ja już nie zasnę.

*Martyna*
  Piotruś migiem zasnął, jednak ja nie mogłam powstrzymać energii, która mnie po prostu rozpierała! Nogami ruszałam już ponad dwadzieścia minut. Wszystko było dobrze. Jutro wracamy. Niedługo pewnie będę uczyć się chodzić o kulach, a potem... A potem będę normalnie chodzić!

  Leżałam, aż zaczęło robić się coraz jaśniej. Spojrzałam na wschodzące słońce... Chciałabym teraz pobiegać. Gdy już odzyskam pełną sprawność muszę sobie wzmocnić kondycję. Nie mogę się już tego doczekać. Dzisiejsza noc była najcudowniejsza!
  Gdy przypomnę sobie, co działo się kilka tygodni temu... Nie miałam już siły walczyć dalej, ale opłacało się. Tym wszystkim udowodniłam sobie, że jestem silna. Mało ludzi by sobie z tym poradziło. Ja dałam radę. Byłam z siebie dumna. Spojrzałam na Piotrka, który chyba się obudził.
- Martynka, już nie śpisz? - Zapytał niewyspany.
- Nie, nie spałam od wtedy. - Od tamtej chwili byłam cały czas uśmiechnięta. 
Chciałam wstać, lecz poczułam silny uchwyt dłoni.
- To, że poruszasz nogami, nie znaczy, że od razu zaczniesz chodzić. Znam cię już trochę i nie rób wszystkiego na raz, ok?
- Tak, Piotruś.

  Około dwunastej byliśmy w szpitalu. Poszłam na rehabilitację. Pani Ania nauczyła mnie chodzić o kulach. Zadowolona wyszłam z gabinetu i skierowałam się w stronę stacji, w której czekał na mnie Piotr.
- Cześć wszystkim!
- Martyna? Ty... chodzisz?! - Zapytał Wiktor odkładając stos papierów na stół. 
- Tak! Już niedługo będę chodzić bez tych kul. Adaś, widziałeś? - Skierowałam wzrok na chłopaka.
- Jestem z ciebie dumny. - Zażartował Adam i mnie przytulił.
Chwilę z nimi porozmawialiśmy. Na całe szczęście nie spotkałam Renaty, lecz miałam dziś dobry humor, więc ona miałaby mi go zepsuć? O nie, nikt mi dziś nie odbierze tego cudownego dnia.

  Weszłam z Piotrkiem do salonu. Byłam zmęczona. W nocy się nie wyspałam. Odłożyłam kule i położyłam się na kanapę. Oparłam głowę o ramie Piotrka. Chyba zasnęłam...

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

super!! czekam na nexta :)

Na sygnale pisze...

Super

Patrycja pisze...

Super. Bardzo się cieszę, że Martyna zaczyna chodzić. Wszystko zaczyna się układać. Czekam na kolejne opowiadanie. Pozdrawiam serdecznie. Patrycja

Anonimowy pisze...

Uwielbiam twoje opowiadania i czekam na nastepne:) pozdrawiam:)