Siedzieliśmy z Piotrkiem oraz księdzem w zakrystii i ustalaliśmy datę naszego ślubu.
- Czy dziesiąty września będzie państwu odpowiadał? - Zapytał.
- Tak. - Odpowiedział Piotrek.
- To będzie pewnie ostatnia ważna data w moim życiu... - Dodałam smutno.
- A mogę wiedzieć dlaczego decydują się państwo wziąć ślub tak szybko?
- Jestem chora na białaczkę, do tego spodziewamy się dziecka. Lekarze dają mi mało szans na wyzdrowienie, więc właśnie dlatego chcieliśmy wziąć ślub.
- Są państwo pewni swojej decyzji? Chcę się dowiedzieć, czy to nie jest podejmowane pod wpływem emocji.
- Nie, jesteśmy tego w pełni świadomi. - Powiedział Piotr.
- Dobrze, w takim razie widzimy się później.
Wyszliśmy z Piotrkiem z kościoła i pojechaliśmy do szpitala. W samochodzie podkręciłam ogrzewanie, gdyż było mi zimno.
- Martyna, jest sierpień, a ty włączasz ogrzewanie?
- Zimno mi. - Piotrek dotknął mojego czoła.
- Jesteś cała rozpalona i masz gorączkę. Dobrze się czujesz?
- Nie za bardzo. Kiedy będziemy na miejscu?
- Jeszcze pięć minut. Dasz radę?
- Tak. - Odpowiedziałam słabo.
Weszliśmy do gabinetu Hany razem z Piotrkiem. Usiedliśmy na krzesłach przy jej biurku.
- Cześć, Martyna. Słyszałam już wszystko i chciałam wam serdecznie pogratulować, że jesteś w ciąży. - Powiedziała uśmiechnięta lekarka.
- Dziękujemy...
- Wiesz, bardzo cię podziwiam, że postanowiłaś nie usuwać ciąży. To odważne posunięcie z twojej strony. No dobrze, połóż się. - Usiadłam na łóżku i po chwili Hana zrobiła USG. - Czy chcecie posłuchać bicia serduszka dziecka?
- Tak. - Powiedział Piotrek.
- To siedemnasty tydzień, początek czwartego miesiąca.
- Jak ja mogłam nie zauważyć tego, że jestem w ciąży? - Zapytałam samą siebie.
- Objawy ciąży mieszały się z objawami białaczki, więc nie dziw się. Do tego brzuszek jest słabo widoczny, więc miałaś prawo jej nie zauważyć. Mam jeszcze jedno pytanie. Ile przytyłaś?
- Nie przytyłam.
- Tak się domyślałam. Białaczka to choroba, która powoduje dość dużą utratę wagi. - Hana podała komplet zdjęć z badania. - Będziesz musiała dosyć często mnie odwiedzać, muszę kontrolować stan dziecka i twój.
- Dobrze, to do zobaczenia.
- Cześć.
Poszliśmy z Piotrkiem do bazy. O dziwo wszyscy tam byli.
- Doktorze, chciałam wszystkim powiedzieć o moim stanie zdrowia i o tym, że już nie będę tu pracować.
- Jasne, zawołam ich. - Wiktor poszedł. - Chciałem wam powiedzieć, że Martyna jest ciężko chora i nie będzie tu pracować, a jak już to na dyspozytorni. Może szczegóły niech wam opowie ona sama.
- Niedawno dowiedziałam się, że mam białaczkę i jestem w ciąży. Lekarze chcieli namówić mnie na jej usunięcie, ale nie zgodziłam się.
- To bardzo odważne z twojej strony. - Powiedział Łukasz.
- Wiem, ale chcę żeby po mojej śmierci jednak coś zostało. Lekarze praktycznie nie dają mi szans na to, że wyzdrowieję, dlatego postanowiliśmy z Piotrkiem wziąć ślub.
- I oczywiście zapraszamy wszystkich na tą uroczystość. - Dodał Piotrek. Po chwili wszyscy składali nam gratulacje.
- Myślę, że teraz możecie wrócić do pracy. - Zwrócił się Wiktor do ratowników. - Też bym z wami jeszcze porozmawiał, ale muszę jechać na akcję. Zobaczymy się kiedy indziej.
Nagle stacja zrobiła się prawie pusta. Został tylko Góra, który przez ten cały czas nie odezwał się ani słowem.
- Martyna... mogę z tobą porozmawiać? - Zapytał.
- Tak. - Zostawiłam Piotrka w kuchni i poszłam do Artura. - O co chodzi?
- Też chciałbym wam pogratulować tego, że spodziewacie się dziecka. Faktycznie, lepiej by było usunąć ciążę, ale myślę, że dobrze zrobiłaś. Zależy ci na dziecku i dobru Piotrka, to widać. Powinnaś uwierzyć w to, że jednak jakieś szanse są, że wyzdrowiejesz.
- Staram się w to wierzyć i wykorzystywać jak najlepiej mój czas.
- A mam jeszcze jedno pytanie... Czy ja też jestem zaproszony na ślub? - Zapytał Góra trochę niepewnie.
- Oczywiście, jak wszyscy to wszyscy. Będzie pan mile widziany. - Uśmiechnęłam się do niego. Miał dzisiaj dobry humor, aż za dobry.
- Dziękuję. - Odpowiedział i również wyszedł ze stacji. Byłam bardzo zdziwiona jego zachowaniem, zawsze był dla wszystkich oschły, a dzisiaj zdawało mi się jakby się martwił?
- Jedziemy do domu? Słabo się czuję. - Powiedziałam i razem z Piotrkiem pojechaliśmy do domu. Tam zadzwoniliśmy do moich rodziców i Piotra mamy. Przyjadą jutro, to im wszystko powiemy.
- Pójdę się wykąpać. - Poszłam do łazienki. Weszłam do wanny i od razu poczułam ulgę. Po pół godzinie wyszłam.
- I jak?
- Już lepiej. O wiele lepiej. - Powiedziałam uśmiechnięta. Usiadłam na kolanach Piotrka.
On odgarnia mi włosy i dotyka mnie ciepłymi dłońmi. Zaczyna mnie całować przenosząc do sypialni.
Piotrek zręcznie przewraca mnie na plecy. Nasze usta się spotykają. Jego ciekawskie ręce błądzą po moim ciele badając każdy z jego zakątków. Powoli ściąga moją sukienkę, w czym ja próbuję mu pomóc. Jestem pewna, że robię dobrze, szczególnie wtedy, gdy nasza bielizna znajduje się już na podłodze. Dzisiaj naprawdę go potrzebuję i wiem, że on mnie też.
Szkoda tylko, że ta noc była jedną z moich ostatnich.
Opowiadanie na temat serialu ''Na Sygnale'', skupiający się głównie na Martynie i Piotrku. Zapraszam do czytania :)
poniedziałek, 17 sierpnia 2015
wtorek, 11 sierpnia 2015
Rozdział 25 ''Są chwile, kiedy nie chce się żyć''
- Mam dla państwa dwie wiadomości. Dobrą i złą... - Zaczął lekarz, a ja wzięłam głęboki wdech. - Dobra jest taka, że jest pani w ciąży. Będzie pani musiała iść do lekarza. Napiszę zaraz skierowanie. - Ja i Piotrek zaczęliśmy się cieszyć, lecz po chwili przypomniałam sobie, że została jeszcze ta zła wiadomość.
- A ta druga, zła wiadomość?
- W wynikach wyszło coś niepokojącego.
- Niech pan mówi jaśniej...
- Ma pani białaczkę. - Oświadczył lekarz i chyba poczuł ulgę, że to powiedział. - Wiem, jakie to dla państwa trudne, bo sam przygotowywałem się do tej rozmowy, bo ciężko jest powiedzieć o śmiertelnej chorobie kobiecie, która jest w ciąży. Zalecam państwu jednak usunięcie ciąży, gdyż jest to niebezpieczne dla matki, a i tak szanse na donoszenie ciąży są nikłe.
- Ale jest jakaś szansa? - Zapytał Piotrek.
- Około pięciu procent.
- A czy ja mam szansę w ogóle wyzdrowieć? - W końcu z siebie coś wydusiłam.
- Choroba jest w zbyt zaawansowanym stopniu i szans praktycznie nie ma. Ciąża może to jeszcze pogłębić. Naprawdę radzę państwu usunięcie ciąży. Będzie pani miała jeszcze czas na dziecko.
- Tak?! Ciekawe, kiedy, jeśli niedługo umrę?! - Wykrzyczałam w płaczu i stamtąd wybiegłam.
*Piotr*
Wziąłem jeszcze od lekarza wyniki badań i wybiegłem za Martyną. Sam nie wierzyłem w sens jego słów.
- Zaczekaj! - Dziewczyna po chwili ukucnęła przy ścianie i zaczęła głośno płakać. - Nie płacz, proszę. - Przytuliłem ją do siebie.
- Cholera, Piotrek! To nie ma sensu, moje całe życie nie ma sensu! Ja za chwilę umrę!
- Nie umrzesz, nie pozwolimy na to. Przejdziemy przez tą chorobę razem. Jednak co do ciąży... Naprawdę powinniśmy się zastanowić nad jej usunięciem.
- Piotrek, nie rozumiesz tego, że ja po mojej śmierci chciałabym coś po sobie zostawić i chciałabym urodzić to dziecko?
- Martynka, to jest jeszcze zarodek. Dla ciebie i twojego zdrowia naprawdę lepiej będzie, gdy usuniesz ciążę.
- To jest moje ciało i sama o tym będę decydować. Myślałam, że mnie kochasz, a ty tak mówisz mi, że mam usunąć ciążę?! - Martyna wstała i pobiegła w stronę wyjścia, lecz ja mocno chwyciłem ją za nadgarstek.
- Kocham cię, czy ty tego nie rozumiesz? Nie chcę cię stracić... Nie chciałem też tak naciskać na tą aborcję, ale wyszło jak wyszło. Przepraszam... - Przytuliłem ją do siebie i czułem jak moja koszulka robi się mokra od jej łez. - Poradzimy sobie z tym jakoś, ale najpierw odwiozę cię do domu.
- Musisz iść do pracy.
- Pierdolę tą pracę, ona nie jest ważniejsza od ciebie.
- Piotrek rozumiem twoją troskę i wiem, że nie chcesz, żebym w tym momencie była sama, ale poradzę sobie.
- Może zadzwonię do Basi, żeby przyjechała?
- No dobrze... Ale ja pojadę taksówką, a ty idź do pracy. Proszę...?
- Na pewno sobie poradzisz?
- Tak, zaraz zadzwonię do Baśki, żeby przyjechała. Kocham cię. - Martyna pocałowała mnie w policzek i wsiadła do samochodu. Stałem tam jeszcze przez chwilę, aż taksówka nie odjechała. Czułem, że po policzku spływa mi kilka łez. Gdy lekarz powiedział, że Martyna jest chora, uświadomiłem sobie, że zaczynam kogoś tracić. Kogoś bardzo ważnego...
Poszedłem zdenerwowany do pracy i trzasnąłem drzwiami. Wiktor do mnie podszedł.
- Piotr, spokojnie. Coś się stało?
- Tak, dużo się stało! Martyna ma białaczkę, a do tego jest w ciąży i lekarz kazał jej usunąć to dziecko! To się stało! - Zacząłem krzyczeć i po chwili usiadłem na kanapę, a obok mnie Wiktor.
- Cholera... Aż głupio wam gratulować... Ale Martyna usunie tą ciążę? - Spytał, jakby było to dla niego oczywiste.
- No właśnie w tym jest problem, bo ona nie chce aborcji. Chce urodzić to dziecko, żeby został po niej jakiś ślad, jednak szanse na urodzenie dziecka są nikłe...
- Nawet nie wiem co powiedzieć i nie wiem, jak wam mam doradzić. Aż tak z nią jest źle?
- Tak. Jutro mamy iść do ginekologa zobaczyć w którym jest tygodniu ciąży, no i może tam się czegoś dowiemy.
- Dam wam wolne i powiesz mi po prostu kiedy będziesz gotowy wrócić do pracy, dobrze? Więc jedź teraz do domu i zajmij się Martyną, bo wiesz doskonale, że tego potrzebuje.
- Do widzenia. - Powiedziałem i szybko wsiadłem do samochodu. Po piętnastu minutach byłem w mieszkaniu. Martyna była sama. Siedziała na kanapie i płakała.
- Już jestem, Wiktor dał mi wolne. Basia nie przyjechała?
- Nie, bo pracuje. - Martyna znów zaczęła płakać i się we mnie wtuliła.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wszystko się jakoś ułoży. - Powiedziałem, choć sam wątpiłem w moje słowa.
- Nie chce mi się już żyć, nie rozumiesz tego?!
- Rozumiem... - Powiedziałem cicho i jeszcze mocniej ją w siebie wtuliłem. - Nie wyobrażam sobie dnia ani sekundy spędzonej bez ciebie.
- Piotrek chcę ci jeszcze powiedzieć o dwóch rzeczach. Przemyślałam wszystko i nie usunę tej ciąży czy ci się to podoba, czy nie. Druga sprawa jest taka, że chciałabym się z tobą ożenić...
- Też wszystko przemyślałem i zgodzę się, żebyś nie usuwała ciąży, a co do ślubu... Chciałbym go wziąć chociażby teraz. - Zobaczyłem na twarzy Martyny cień uśmiechu.
- Nie przesadzajmy... Musimy jechać ustalić datę ślubu.
- Jutro pojedziemy?
- Tak. - Martyna pocałowała mnie w usta. Widać, że chciała cieszyć się chwilą.
- A ta druga, zła wiadomość?
- W wynikach wyszło coś niepokojącego.
- Niech pan mówi jaśniej...
- Ma pani białaczkę. - Oświadczył lekarz i chyba poczuł ulgę, że to powiedział. - Wiem, jakie to dla państwa trudne, bo sam przygotowywałem się do tej rozmowy, bo ciężko jest powiedzieć o śmiertelnej chorobie kobiecie, która jest w ciąży. Zalecam państwu jednak usunięcie ciąży, gdyż jest to niebezpieczne dla matki, a i tak szanse na donoszenie ciąży są nikłe.
- Ale jest jakaś szansa? - Zapytał Piotrek.
- Około pięciu procent.
- A czy ja mam szansę w ogóle wyzdrowieć? - W końcu z siebie coś wydusiłam.
- Choroba jest w zbyt zaawansowanym stopniu i szans praktycznie nie ma. Ciąża może to jeszcze pogłębić. Naprawdę radzę państwu usunięcie ciąży. Będzie pani miała jeszcze czas na dziecko.
- Tak?! Ciekawe, kiedy, jeśli niedługo umrę?! - Wykrzyczałam w płaczu i stamtąd wybiegłam.
*Piotr*
Wziąłem jeszcze od lekarza wyniki badań i wybiegłem za Martyną. Sam nie wierzyłem w sens jego słów.
- Zaczekaj! - Dziewczyna po chwili ukucnęła przy ścianie i zaczęła głośno płakać. - Nie płacz, proszę. - Przytuliłem ją do siebie.
- Cholera, Piotrek! To nie ma sensu, moje całe życie nie ma sensu! Ja za chwilę umrę!
- Nie umrzesz, nie pozwolimy na to. Przejdziemy przez tą chorobę razem. Jednak co do ciąży... Naprawdę powinniśmy się zastanowić nad jej usunięciem.
- Piotrek, nie rozumiesz tego, że ja po mojej śmierci chciałabym coś po sobie zostawić i chciałabym urodzić to dziecko?
- Martynka, to jest jeszcze zarodek. Dla ciebie i twojego zdrowia naprawdę lepiej będzie, gdy usuniesz ciążę.
- To jest moje ciało i sama o tym będę decydować. Myślałam, że mnie kochasz, a ty tak mówisz mi, że mam usunąć ciążę?! - Martyna wstała i pobiegła w stronę wyjścia, lecz ja mocno chwyciłem ją za nadgarstek.
- Kocham cię, czy ty tego nie rozumiesz? Nie chcę cię stracić... Nie chciałem też tak naciskać na tą aborcję, ale wyszło jak wyszło. Przepraszam... - Przytuliłem ją do siebie i czułem jak moja koszulka robi się mokra od jej łez. - Poradzimy sobie z tym jakoś, ale najpierw odwiozę cię do domu.
- Musisz iść do pracy.
- Pierdolę tą pracę, ona nie jest ważniejsza od ciebie.
- Piotrek rozumiem twoją troskę i wiem, że nie chcesz, żebym w tym momencie była sama, ale poradzę sobie.
- Może zadzwonię do Basi, żeby przyjechała?
- No dobrze... Ale ja pojadę taksówką, a ty idź do pracy. Proszę...?
- Na pewno sobie poradzisz?
- Tak, zaraz zadzwonię do Baśki, żeby przyjechała. Kocham cię. - Martyna pocałowała mnie w policzek i wsiadła do samochodu. Stałem tam jeszcze przez chwilę, aż taksówka nie odjechała. Czułem, że po policzku spływa mi kilka łez. Gdy lekarz powiedział, że Martyna jest chora, uświadomiłem sobie, że zaczynam kogoś tracić. Kogoś bardzo ważnego...
Poszedłem zdenerwowany do pracy i trzasnąłem drzwiami. Wiktor do mnie podszedł.
- Piotr, spokojnie. Coś się stało?
- Tak, dużo się stało! Martyna ma białaczkę, a do tego jest w ciąży i lekarz kazał jej usunąć to dziecko! To się stało! - Zacząłem krzyczeć i po chwili usiadłem na kanapę, a obok mnie Wiktor.
- Cholera... Aż głupio wam gratulować... Ale Martyna usunie tą ciążę? - Spytał, jakby było to dla niego oczywiste.
- No właśnie w tym jest problem, bo ona nie chce aborcji. Chce urodzić to dziecko, żeby został po niej jakiś ślad, jednak szanse na urodzenie dziecka są nikłe...
- Nawet nie wiem co powiedzieć i nie wiem, jak wam mam doradzić. Aż tak z nią jest źle?
- Tak. Jutro mamy iść do ginekologa zobaczyć w którym jest tygodniu ciąży, no i może tam się czegoś dowiemy.
- Dam wam wolne i powiesz mi po prostu kiedy będziesz gotowy wrócić do pracy, dobrze? Więc jedź teraz do domu i zajmij się Martyną, bo wiesz doskonale, że tego potrzebuje.
- Do widzenia. - Powiedziałem i szybko wsiadłem do samochodu. Po piętnastu minutach byłem w mieszkaniu. Martyna była sama. Siedziała na kanapie i płakała.
- Już jestem, Wiktor dał mi wolne. Basia nie przyjechała?
- Nie, bo pracuje. - Martyna znów zaczęła płakać i się we mnie wtuliła.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wszystko się jakoś ułoży. - Powiedziałem, choć sam wątpiłem w moje słowa.
- Nie chce mi się już żyć, nie rozumiesz tego?!
- Rozumiem... - Powiedziałem cicho i jeszcze mocniej ją w siebie wtuliłem. - Nie wyobrażam sobie dnia ani sekundy spędzonej bez ciebie.
- Piotrek chcę ci jeszcze powiedzieć o dwóch rzeczach. Przemyślałam wszystko i nie usunę tej ciąży czy ci się to podoba, czy nie. Druga sprawa jest taka, że chciałabym się z tobą ożenić...
- Też wszystko przemyślałem i zgodzę się, żebyś nie usuwała ciąży, a co do ślubu... Chciałbym go wziąć chociażby teraz. - Zobaczyłem na twarzy Martyny cień uśmiechu.
- Nie przesadzajmy... Musimy jechać ustalić datę ślubu.
- Jutro pojedziemy?
- Tak. - Martyna pocałowała mnie w usta. Widać, że chciała cieszyć się chwilą.
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
Rozdział 24 ''Dziwnym zjawiskiem jest przeczenie własnym słowom''
Od dłuższego czasu dziwnie się czuję. Piotrek ciągle o czymś myśli, a ja nie mogę rozszyfrować o co chodzi. Dziś mam z nim dyżur jako ratownicy wodni nad jeziorem.
- Gotowa do wyjścia? - Zapytał.
- Tak, możemy już iść. - Odrzekłam.
Po kilkunastu minutach byliśmy na plaży. Ludzie zaczęli się powoli zbierać. Robiło się coraz cieplej.
- Idę się przebrać. - Powiedziałam i poszłam do szatni. Po chwili wróciłam.
- Dlaczego jesteś taka blada?
- Jest dzisiaj strasznie gorąco, to chyba dlatego.
- Idź się wykąpać, to dobrze ci zrobi. - Poszłam do wody. Chwilę popływałam, a potem wyszłam na brzeg. Znowu zrobiło mi się słabo.
- Martyna, co ci jest?
- Mówiłam ci już, to przez ten upał.
- Przez upał? Tobie leci krew z nosa! - Piotrek spojrzał się na mnie.
- O cholera... - Powiedziałam. - Dasz chusteczkę?
- Tak, poczekaj. Martynka musisz jechać na badania krwi. To może być coś poważnego. Powiem Wiktorowi, że ma nas odpisać z dyżuru.
- Ale nie ma takiej potrzeby.
- Kurwa, Martyna! Nie będę z tobą dyskutował na ten temat, masz się ubierać i jedziemy! - Piotrek poszedł powiadomić Wiktora o zaistniałej sytuacji i po chwili byliśmy w drodze do szpitala. Było mi bardzo słabo.
***
Szliśmy szpitalnym korytarzem, a właściwie Piotrek mnie podtrzymywał, bo sama nie potrafiłabym utrzymać równowagi.
- Poczekaj, muszę iść do toalety.
- Pomóc ci? - Zapytał zmartwiony.
- Nie, dam sobie radę. Zaraz przyjdę.
Po chwili wróciłam i poszliśmy dalej. Pielęgniarka pobrała mi krew. Czekaliśmy teraz przed gabinetem na wyniki, które miały być na cito. Byłam przytulona do Piotrka, który starał się postawić mnie na duchu. Po chwili przyszedł lekarz.
- Bardzo przepraszamy, ale wyniki może odebrać pani dopiero jutro. Mamy dzisiaj urwanie głowy i naprawdę nie damy rady. Proszę być jutro około dziesiątej.
- Dobrze, do widzenia. - Odeszłam z Piotrkiem do samochodu. Usiadłam i oparłam głowę o szybę.
- Jak się czujesz?
- A jak mam się czuć? W ogóle nie rozumiem, po co zabierałeś mnie na te badania. I tak mi nic nie jest, to po prostu z przemęczenia.
- Takich objawów nie należy lekceważyć, dobrze o tym wiesz. Czemu jesteś taka uparta?
- Bo potrafię walczyć o swoje. W takiej się we mnie zakochałeś.
- Wiem, kocham cię, ale martwię się o ciebie, a to jest chyba normalne.
Zamknęłam oczy i zasnęłam. Czułam, że Piotrek mnie podnosi i wnosi do mieszkania. Opadłam bezwładnie na kanapę.
*Piotrek*
Przykryłem Martynę kocem. Ta jednak już nie spała. Usiadłem obok niej.
- Zadzwonię do Wiktora i załatwię ci wolne, bo ja będę musiał iść jutro do pracy.
- Dziękuję... - Powiedziała cicho, a ja wziąłem telefon do ręki i zadzwoniłem do doktora. Po chwili rozmowy wróciłem do Martyny.
- Będę mógł jutro iść z tobą po wyniki, a potem pojadę do pracy. Zrobić ci coś do jedzenia?
- Nie, Piotrek, ja nie mam ochoty nic jeść.
- To napij się chociaż czegoś, bo będziesz odwodniona. - Podałem jej szklankę wody. Dziewczyna wzięła łyka wody i odstawiła szklankę na stolik. Nagle usłyszeliśmy pukanie. Podszedłem do drzwi i otworzyłem.
- Cześć Piotrek! Za godzinę mecz, mam nadzieję, że nie zapomniałeś? - Zapytał Adam.
- O cholera... Wejdź na chwilę, bo sytuacja zrobiła się bardziej skomplikowana niż myślisz. - Weszliśmy do salonu, gdzie leżała Martyna.
- Cześć Adaś. Piotrek, idź na ten mecz jeśli chcesz.
- Nie ma mowy, nie zostawię cię tu samej.
- Właściwie to o co chodzi? - Zapytał zdezorientowany Adam.
- Martynie jest od dłuższego czasu słabo. Dziś Wiktor odpisał nas z dyżuru nad jeziorem, bo Martyna się źle czuła. Pojechaliśmy na badania krwi i wyniki będą jutro.
- To trochę kiepsko. Przepraszam was, że tak przyszedłem bez zapowiedzi.
- Nic się nie stało, Adaś. - Powiedziała słabym głosem Martyna. - Może zostaniesz na kawę?
- Nie, nie chcę wam przeszkadzać. Zadzwoń jutro jak wyniki.
- Dobra, to do zobaczenia.
- Pa.
*Nazajutrz rano, szpital*
- Zapraszam państwa do gabinetu. - Usiadłam na krześle, a Piotrek obok mnie. Lekarz trzymał w ręku wyniki badań. Trudno było cokolwiek odczytać z jego wyrazu twarzy.
- I jak panie doktorze? - Zapytałam niepewnie.
- Mam dla państwa dwie wiadomości. Dobrą i złą...
______________________________________________________
Z góry bardzo chcę wszystkich przeprosić za moją nieobecność, ale byłam cały miesiąc u wujka w Kanadzie. Musiałam też dogłębnie przemyśleć to opowiadanie i powiedzieć Wam, że niedługo będzie koniec. Może kiedyś wrócę, ale jak już to zacznę nową historię i będę pisać opowiadanie na Wattpadzie. Myślę, że następne opowiadanie powinno się niedługo pojawić. Bardzo bym się ucieszyła, gdyby pod tym postem znalazły się jakieś komentarze, bo wiem, że przez tak długą nieobecność straciłam wielu czytelników.
- Gotowa do wyjścia? - Zapytał.
- Tak, możemy już iść. - Odrzekłam.
Po kilkunastu minutach byliśmy na plaży. Ludzie zaczęli się powoli zbierać. Robiło się coraz cieplej.
- Idę się przebrać. - Powiedziałam i poszłam do szatni. Po chwili wróciłam.
- Dlaczego jesteś taka blada?
- Jest dzisiaj strasznie gorąco, to chyba dlatego.
- Idź się wykąpać, to dobrze ci zrobi. - Poszłam do wody. Chwilę popływałam, a potem wyszłam na brzeg. Znowu zrobiło mi się słabo.
- Martyna, co ci jest?
- Mówiłam ci już, to przez ten upał.
- Przez upał? Tobie leci krew z nosa! - Piotrek spojrzał się na mnie.
- O cholera... - Powiedziałam. - Dasz chusteczkę?
- Tak, poczekaj. Martynka musisz jechać na badania krwi. To może być coś poważnego. Powiem Wiktorowi, że ma nas odpisać z dyżuru.
- Ale nie ma takiej potrzeby.
- Kurwa, Martyna! Nie będę z tobą dyskutował na ten temat, masz się ubierać i jedziemy! - Piotrek poszedł powiadomić Wiktora o zaistniałej sytuacji i po chwili byliśmy w drodze do szpitala. Było mi bardzo słabo.
***
Szliśmy szpitalnym korytarzem, a właściwie Piotrek mnie podtrzymywał, bo sama nie potrafiłabym utrzymać równowagi.
- Poczekaj, muszę iść do toalety.
- Pomóc ci? - Zapytał zmartwiony.
- Nie, dam sobie radę. Zaraz przyjdę.
Po chwili wróciłam i poszliśmy dalej. Pielęgniarka pobrała mi krew. Czekaliśmy teraz przed gabinetem na wyniki, które miały być na cito. Byłam przytulona do Piotrka, który starał się postawić mnie na duchu. Po chwili przyszedł lekarz.
- Bardzo przepraszamy, ale wyniki może odebrać pani dopiero jutro. Mamy dzisiaj urwanie głowy i naprawdę nie damy rady. Proszę być jutro około dziesiątej.
- Dobrze, do widzenia. - Odeszłam z Piotrkiem do samochodu. Usiadłam i oparłam głowę o szybę.
- Jak się czujesz?
- A jak mam się czuć? W ogóle nie rozumiem, po co zabierałeś mnie na te badania. I tak mi nic nie jest, to po prostu z przemęczenia.
- Takich objawów nie należy lekceważyć, dobrze o tym wiesz. Czemu jesteś taka uparta?
- Bo potrafię walczyć o swoje. W takiej się we mnie zakochałeś.
- Wiem, kocham cię, ale martwię się o ciebie, a to jest chyba normalne.
Zamknęłam oczy i zasnęłam. Czułam, że Piotrek mnie podnosi i wnosi do mieszkania. Opadłam bezwładnie na kanapę.
*Piotrek*
Przykryłem Martynę kocem. Ta jednak już nie spała. Usiadłem obok niej.
- Zadzwonię do Wiktora i załatwię ci wolne, bo ja będę musiał iść jutro do pracy.
- Dziękuję... - Powiedziała cicho, a ja wziąłem telefon do ręki i zadzwoniłem do doktora. Po chwili rozmowy wróciłem do Martyny.
- Będę mógł jutro iść z tobą po wyniki, a potem pojadę do pracy. Zrobić ci coś do jedzenia?
- Nie, Piotrek, ja nie mam ochoty nic jeść.
- To napij się chociaż czegoś, bo będziesz odwodniona. - Podałem jej szklankę wody. Dziewczyna wzięła łyka wody i odstawiła szklankę na stolik. Nagle usłyszeliśmy pukanie. Podszedłem do drzwi i otworzyłem.
- Cześć Piotrek! Za godzinę mecz, mam nadzieję, że nie zapomniałeś? - Zapytał Adam.
- O cholera... Wejdź na chwilę, bo sytuacja zrobiła się bardziej skomplikowana niż myślisz. - Weszliśmy do salonu, gdzie leżała Martyna.
- Cześć Adaś. Piotrek, idź na ten mecz jeśli chcesz.
- Nie ma mowy, nie zostawię cię tu samej.
- Właściwie to o co chodzi? - Zapytał zdezorientowany Adam.
- Martynie jest od dłuższego czasu słabo. Dziś Wiktor odpisał nas z dyżuru nad jeziorem, bo Martyna się źle czuła. Pojechaliśmy na badania krwi i wyniki będą jutro.
- To trochę kiepsko. Przepraszam was, że tak przyszedłem bez zapowiedzi.
- Nic się nie stało, Adaś. - Powiedziała słabym głosem Martyna. - Może zostaniesz na kawę?
- Nie, nie chcę wam przeszkadzać. Zadzwoń jutro jak wyniki.
- Dobra, to do zobaczenia.
- Pa.
*Nazajutrz rano, szpital*
- Zapraszam państwa do gabinetu. - Usiadłam na krześle, a Piotrek obok mnie. Lekarz trzymał w ręku wyniki badań. Trudno było cokolwiek odczytać z jego wyrazu twarzy.
- I jak panie doktorze? - Zapytałam niepewnie.
- Mam dla państwa dwie wiadomości. Dobrą i złą...
______________________________________________________
Z góry bardzo chcę wszystkich przeprosić za moją nieobecność, ale byłam cały miesiąc u wujka w Kanadzie. Musiałam też dogłębnie przemyśleć to opowiadanie i powiedzieć Wam, że niedługo będzie koniec. Może kiedyś wrócę, ale jak już to zacznę nową historię i będę pisać opowiadanie na Wattpadzie. Myślę, że następne opowiadanie powinno się niedługo pojawić. Bardzo bym się ucieszyła, gdyby pod tym postem znalazły się jakieś komentarze, bo wiem, że przez tak długą nieobecność straciłam wielu czytelników.
czwartek, 18 czerwca 2015
Rozdział 23 ''Jest wielu ludzi, ale trafić na człowieka, to rzadkość''
Weszłam do stacji i usłyszałam krzyki.
- Jeśli masz z tym problem, to możesz iść. Droga wolna! - Mówił Wiktor. Renata z łzami w oczach wybiegła ze stacji lecz w drodze do drzwi spojrzała się na mnie.
- To wszystko przez ciebie. - Powiedziała i wyszła. Stałam w jednym miejscu i patrzyłam się ciągle w ten sam punkt.
- Cholera jasna, teraz będę musiał szukać ratownika na jej miejsce.
- Doktorze co się właściwie stało? - Zapytałam.
- Pewnie wiesz o wszystkim... Renata ma problem z zaakceptowaniem twojego związku z Piotrkiem. Wiesz, jak ona go traktuje. - Westchnął. Nie wiedziałam, jak mam się zachować.
- Tak, wiem. Ona ciągle myśli, że coś z tego wyniknie. Nie może zrozumieć tego, że jesteśmy razem. Wydaje mi się, że Renata... Czuje do niego coś więcej niż przyjaźń.
- Martyna nie martw się. Piotr poza tobą świata nie widzi. Nawet nie wiesz, jak on się zmienił gdy cię poznał. Gdy go zatrudniałem to był takim lekkoduchem. Teraz jest zupełnie inaczej. - Lekko się uśmiechnęłam i poszłam do szatni.
Gdy zakładałam koszulkę zaczęłam zastanawiać się nad sensem słów Renaty. ''To wszystko przez ciebie''. O co jej mogło chodzić? Sama nie wiem. W sumie to dobrze, że już tu nie pracuje. Mam jednak złe przeczucie. Myślę, że nas jeszcze nie zostawi w spokoju. Zerknęłam na swój palec. Miałam na nim piękny pierścionek zaręczynowy. Byłam taka szczęśliwa.
Nagle ktoś zasłonił mi oczy i mnie pocałował.
- Cześć Piotruś. - Powiedziałam.
- Cześć kochanie. Jak ci mija dyżur?
- Właściwie to go jeszcze nie zaczęłam. Wiesz, że Renata już tu nie pracuje?
- Jak to?
- Pokłóciła się z Wiktorem. Słyszałam wszystko. Powiedział jej, że może iść... I poszła.
- Może to i dobrze. - Piotrek mnie przytulił. - Pojedziemy po pracy do mojej mamy? Muszę się jej pochwalić, że jestem zaręczony.
- Pewnie.
***
- No to opowiadajcie, co tam u was. - Powiedziała Krystyna.
- Mamo, musimy ci coś powiedzieć. - Zaczął Piotr. - Zaręczyliśmy się.
- No to cudownie! Kiedy ślub? - Zapytała podekscytowana kobieta.
- Właściwie to nie mamy jeszcze ustalonej daty. Nie chcemy się spieszyć.
- Jasne, rozumiem was. A może zostalibyście na noc?
- Nie, musimy zaraz się zbierać. Mamy jeszcze trochę spraw do załatwienia.
Po chwili para wyszła z domu Krystyny. Pół godziny później byli już w domu. Martyna sprawdziła skrzynkę.
- Piotrek, coś do ciebie. - Przekazała chłopakowi kopertę.
- Później zobaczę.
- A może to coś ważnego?
- Martynka, godzina w tą czy w tą mnie nie zbawi.
- Jak uważasz. - Kobieta położyła list na szafce w przedpokoju i poszła do łazienki się wykąpać.
*Piotr*
Gdy Martyna wyszła, sięgnąłem po list. Spodziewałem się, że napisała Renata. Po tej całej akcji bała się do mnie zadzwonić. Nie chciałem czytać go przy Martynie, żeby jej nie martwić.
Z trudem otworzyłem kopertę. Wyjąłem z niej kartkę.
''Piotrek...
Tak mi przykro, że musiałam odejść, lecz nie było innego wyjścia. Miałam dość tej sytuacji, że gdy ciągle się staram to ty mnie odtrącasz. Nie chcę nic od Martyny, ale najpierw dajesz mi nadzieje, zostajesz u mnie na noc, całujesz mnie, a potem tak po prostu sobie wyjeżdżasz. Nie wyobrażasz sobie, jak ja się muszę czuć? Każdy myśli, że to ja jestem ta zła, ale tak nie jest! Czy to takie dziwne, że się zakochałam i chcę walczyć o to uczucie?
Nie chciałam żeby tak wyszło. Teraz wyjeżdżam. Przepraszam za wszystko i życzę Ci szczęśliwego życia z Martyną.
Renata''
Gdy to przeczytałem, upuściłem kartkę na podłogę. W tym liście było tak niewiele, lecz zorientowałem się jaki ból sprawiało to wszystko Renacie. Sięgnąłem go z ziemi i włożyłem do kieszeni od kurtki. Miałem ogromną gulę w w gardle.
- Piotruś, co tak stoisz? - Zapytała Martyna owinięta w ręcznik.
- Tak jakoś... - Odrzekłem i przytuliłem ją do siebie. - Wiesz, że cię kocham?
- Wiem. Ja ciebie też. - Uśmiechnęła się do mnie. - Pójdę się położyć. Jestem już zmęczona.
- Pójdę z tobą. - Razem udaliśmy się do sypialni. Martyna zasnęła momentalnie, lecz ja ciągle myślałem o tym liście...
- Jeśli masz z tym problem, to możesz iść. Droga wolna! - Mówił Wiktor. Renata z łzami w oczach wybiegła ze stacji lecz w drodze do drzwi spojrzała się na mnie.
- To wszystko przez ciebie. - Powiedziała i wyszła. Stałam w jednym miejscu i patrzyłam się ciągle w ten sam punkt.
- Cholera jasna, teraz będę musiał szukać ratownika na jej miejsce.
- Doktorze co się właściwie stało? - Zapytałam.
- Pewnie wiesz o wszystkim... Renata ma problem z zaakceptowaniem twojego związku z Piotrkiem. Wiesz, jak ona go traktuje. - Westchnął. Nie wiedziałam, jak mam się zachować.
- Tak, wiem. Ona ciągle myśli, że coś z tego wyniknie. Nie może zrozumieć tego, że jesteśmy razem. Wydaje mi się, że Renata... Czuje do niego coś więcej niż przyjaźń.
- Martyna nie martw się. Piotr poza tobą świata nie widzi. Nawet nie wiesz, jak on się zmienił gdy cię poznał. Gdy go zatrudniałem to był takim lekkoduchem. Teraz jest zupełnie inaczej. - Lekko się uśmiechnęłam i poszłam do szatni.
Gdy zakładałam koszulkę zaczęłam zastanawiać się nad sensem słów Renaty. ''To wszystko przez ciebie''. O co jej mogło chodzić? Sama nie wiem. W sumie to dobrze, że już tu nie pracuje. Mam jednak złe przeczucie. Myślę, że nas jeszcze nie zostawi w spokoju. Zerknęłam na swój palec. Miałam na nim piękny pierścionek zaręczynowy. Byłam taka szczęśliwa.
Nagle ktoś zasłonił mi oczy i mnie pocałował.
- Cześć Piotruś. - Powiedziałam.
- Cześć kochanie. Jak ci mija dyżur?
- Właściwie to go jeszcze nie zaczęłam. Wiesz, że Renata już tu nie pracuje?
- Jak to?
- Pokłóciła się z Wiktorem. Słyszałam wszystko. Powiedział jej, że może iść... I poszła.
- Może to i dobrze. - Piotrek mnie przytulił. - Pojedziemy po pracy do mojej mamy? Muszę się jej pochwalić, że jestem zaręczony.
- Pewnie.
***
- No to opowiadajcie, co tam u was. - Powiedziała Krystyna.
- Mamo, musimy ci coś powiedzieć. - Zaczął Piotr. - Zaręczyliśmy się.
- No to cudownie! Kiedy ślub? - Zapytała podekscytowana kobieta.
- Właściwie to nie mamy jeszcze ustalonej daty. Nie chcemy się spieszyć.
- Jasne, rozumiem was. A może zostalibyście na noc?
- Nie, musimy zaraz się zbierać. Mamy jeszcze trochę spraw do załatwienia.
Po chwili para wyszła z domu Krystyny. Pół godziny później byli już w domu. Martyna sprawdziła skrzynkę.
- Piotrek, coś do ciebie. - Przekazała chłopakowi kopertę.
- Później zobaczę.
- A może to coś ważnego?
- Martynka, godzina w tą czy w tą mnie nie zbawi.
- Jak uważasz. - Kobieta położyła list na szafce w przedpokoju i poszła do łazienki się wykąpać.
*Piotr*
Gdy Martyna wyszła, sięgnąłem po list. Spodziewałem się, że napisała Renata. Po tej całej akcji bała się do mnie zadzwonić. Nie chciałem czytać go przy Martynie, żeby jej nie martwić.
Z trudem otworzyłem kopertę. Wyjąłem z niej kartkę.
''Piotrek...
Tak mi przykro, że musiałam odejść, lecz nie było innego wyjścia. Miałam dość tej sytuacji, że gdy ciągle się staram to ty mnie odtrącasz. Nie chcę nic od Martyny, ale najpierw dajesz mi nadzieje, zostajesz u mnie na noc, całujesz mnie, a potem tak po prostu sobie wyjeżdżasz. Nie wyobrażasz sobie, jak ja się muszę czuć? Każdy myśli, że to ja jestem ta zła, ale tak nie jest! Czy to takie dziwne, że się zakochałam i chcę walczyć o to uczucie?
Nie chciałam żeby tak wyszło. Teraz wyjeżdżam. Przepraszam za wszystko i życzę Ci szczęśliwego życia z Martyną.
Renata''
Gdy to przeczytałem, upuściłem kartkę na podłogę. W tym liście było tak niewiele, lecz zorientowałem się jaki ból sprawiało to wszystko Renacie. Sięgnąłem go z ziemi i włożyłem do kieszeni od kurtki. Miałem ogromną gulę w w gardle.
- Piotruś, co tak stoisz? - Zapytała Martyna owinięta w ręcznik.
- Tak jakoś... - Odrzekłem i przytuliłem ją do siebie. - Wiesz, że cię kocham?
- Wiem. Ja ciebie też. - Uśmiechnęła się do mnie. - Pójdę się położyć. Jestem już zmęczona.
- Pójdę z tobą. - Razem udaliśmy się do sypialni. Martyna zasnęła momentalnie, lecz ja ciągle myślałem o tym liście...
środa, 3 czerwca 2015
Rozdział 22 ''Nim zagrzmisz, najpierw zabłyśnij''
Przeglądała się w lustrze, gdy nagle ktoś złapał ją za biodra. Odwróciła lekko głowę.
- Pięknie wyglądasz. - Powiedział Piotrek całując ją w szyję.
- Dziękuję, ty też nie najgorzej.
- No wiesz co... Idziemy?
-Jasne.
Martyna sięgnęła torebkę i razem z Piotrem wyszłam z domu. Wsiedli do samochodu i pojechali w stronę kościoła.
Gdy wysiedli spostrzegli już małą grupkę ludzi stojących na schodach.
- Przepraszam, nie ma tu Pauliny? - Zapytała kobieta.
- Jesteście rodzicami chrzestnymi?
- Tak.
- Musicie iść do środka podpisać dokumenty. - Para skierowała się do kościoła.
Po chrzcie wszyscy zaproszeni goście pojechali do domu Pauliny. Tam odbyła się mała uroczystość. Po godzinie Piotrek i Martyna musieli jechać, gdyż mieli dziś dyżur.
*Piotr*
Jedziemy właśnie do pracy. Dziś będzie niezwykły dzień. Martyna jeszcze nic o tym nie wie. Chcę się jej oświadczyć. Mam nadzieję, że wszystko przebiegnie zgodnie z planem. W sumie dobrze, że mam na sobie garnitur...
Weszliśmy do stacji, gdzie czekali już pozostali pracownicy. Uśmiechnęli się na mój widok, za to Martyna zrobiła dziwną minę. Poszła się przebrać, a ja zostałem.
- Masz pierścionek? - Zapytał Adam. Zacząłem szukać po kieszeniach pudełka. - Cholera, Piotrek nie mów, że zapomniałeś!
- Dałeś się nabrać... - Powiedziałem i pokazałem chłopakowi czerwony pakunek.
- To jak robimy? Może pójdę zagadać Martynę?
- Idź. - Odrzekłem.
Wiktor wyciągnął białe balony. Wszyscy zaczęliśmy je nadmuchiwać. Po tym powiesiliśmy je w różnych miejscach. Z szatni wyszła Martyna i Adaś.
- Co tu się stało? Ktoś ma urodziny? - Zapytała zdezorientowana dziewczyna.
- Martynka... - Uklęknąłem przed nią. - Zostaniesz moją żoną?
- Co? - Zaśmiała się. - Piotruś... Pewnie, że tak!
Wsunąłem na jej palec złoty pierścionek. Ta rzuciła się na mnie. Pocałowałem ją.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. - Odpowiedziałem uśmiechnięty.
***
Założyłem kurtkę, gdy podeszła do mnie Renata.
- Gratuluję. - Powiedziała.
- Dziękuję.
- Piotrek, powiedz mi szczerze. Kochasz ją?
- Co to za pytanie? Jasne, że tak.
- Pytam się, bo jeszcze niedawno byliście pokłóceni. A o tej naszej wspólnej nocy nie wspomnę... - W tym momencie usłyszałem znajome mi chrząknięcie. Martyna.
- Dobrze, że to usłyszałaś. Chcę żebyś wiedziała o przeszłości twojego narzeczonego. - Renata podkreśliła ostatnie słowo.
- Myślisz, że nie wiedziałam? - Spytała. - Jeżeli chodzi ci o to, by nas skłócić, to na pewno ci się nie uda.
Kobieta zdenerwowana wyszła z szatni. Zostałem sam na sam z Martyną. Wiedziałem, że nie unikniemy tej rozmowy.
- Chyba musisz mi coś wytłumaczyć. - Powiedziała stanowczo.
- Kochanie, wtedy gdy powiedziałaś, że z nami koniec... Byłem załamany. Nie wiem, co mną kierowało, Renata zaprosiła mnie na drinka, a potem... Potem urwał mi się film. Rano, gdy zorientowałem się, co się stało to od razu uciekłem. Jechałem i wtedy zdarzył się ten wypadek. Martyna, ja... - Kobieta przerwała mi pocałunkiem.
- Wierzę ci. Tylko więcej mi tego nie rób, jasne?
- Oczywiście. - Odrzekłem trzymając ją w pasie. - Idziemy? - Martyna odpowiedziała skinięciem głowy.
***
Patrzyłam na swój palec. Widniał na nim piękny złoty pierścionek. Zawsze o takim marzyłam. Gdy oświadczył mi się Rafał również czułam szczęście, ale całkiem inne. Uśmiechałam się do samej siebie, bo Piotrek poszedł wziąć prysznic.
Gdy przyszłam do tej pracy, to nigdy bym nie pomyślała, że będę przyszłą żoną Piotra. Traktowałam go trochę pobłażliwie, lecz kiedy zorientowałam się, że tak się o mnie troszczy to coś do niego poczułam. Z każdym dniem było coraz lepiej, aż do czasu... Wypadku. Już się z tego na szczęście otrząsnęłam. Od tamtego zdarzenia minął już rok.
Myślenie przerwał mi Piotrek, który wyszedł z łazienki. Podszedł do mnie i usiadł na krześle obok.
- Martynka, powinniśmy pomyśleć nad świętami. - No tak, zapomniałam. Boże Narodzenie jest już za dwa tygodnie.
- Może my zorganizujemy? Zaprosimy moich rodziców, twoją mamę i rodzeństwo. Co o tym sądzisz?
- Okej. - Odpowiedział i wziął mnie na kolana. - Cieszę się, że się zgodziłaś.
- Ja też. - Uśmiechnęłam się do Piotrka, który mnie pocałował. - Ale obiecaj mi, że nigdy już nie zrobisz tego, co...
- Chodzi ci o Renatę?
- Tak...
- Obiecuję. Kocham cię Martynka.
- Ja ciebie też. - Wstałam z jego kolan i skierowałam się do łazienki.
- Pięknie wyglądasz. - Powiedział Piotrek całując ją w szyję.
- Dziękuję, ty też nie najgorzej.
- No wiesz co... Idziemy?
-Jasne.
Martyna sięgnęła torebkę i razem z Piotrem wyszłam z domu. Wsiedli do samochodu i pojechali w stronę kościoła.
Gdy wysiedli spostrzegli już małą grupkę ludzi stojących na schodach.
- Przepraszam, nie ma tu Pauliny? - Zapytała kobieta.
- Jesteście rodzicami chrzestnymi?
- Tak.
- Musicie iść do środka podpisać dokumenty. - Para skierowała się do kościoła.
Po chrzcie wszyscy zaproszeni goście pojechali do domu Pauliny. Tam odbyła się mała uroczystość. Po godzinie Piotrek i Martyna musieli jechać, gdyż mieli dziś dyżur.
*Piotr*
Jedziemy właśnie do pracy. Dziś będzie niezwykły dzień. Martyna jeszcze nic o tym nie wie. Chcę się jej oświadczyć. Mam nadzieję, że wszystko przebiegnie zgodnie z planem. W sumie dobrze, że mam na sobie garnitur...
Weszliśmy do stacji, gdzie czekali już pozostali pracownicy. Uśmiechnęli się na mój widok, za to Martyna zrobiła dziwną minę. Poszła się przebrać, a ja zostałem.
- Masz pierścionek? - Zapytał Adam. Zacząłem szukać po kieszeniach pudełka. - Cholera, Piotrek nie mów, że zapomniałeś!
- Dałeś się nabrać... - Powiedziałem i pokazałem chłopakowi czerwony pakunek.
- To jak robimy? Może pójdę zagadać Martynę?
- Idź. - Odrzekłem.
Wiktor wyciągnął białe balony. Wszyscy zaczęliśmy je nadmuchiwać. Po tym powiesiliśmy je w różnych miejscach. Z szatni wyszła Martyna i Adaś.
- Co tu się stało? Ktoś ma urodziny? - Zapytała zdezorientowana dziewczyna.
- Martynka... - Uklęknąłem przed nią. - Zostaniesz moją żoną?
- Co? - Zaśmiała się. - Piotruś... Pewnie, że tak!
Wsunąłem na jej palec złoty pierścionek. Ta rzuciła się na mnie. Pocałowałem ją.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. - Odpowiedziałem uśmiechnięty.
***
Założyłem kurtkę, gdy podeszła do mnie Renata.
- Gratuluję. - Powiedziała.
- Dziękuję.
- Piotrek, powiedz mi szczerze. Kochasz ją?
- Co to za pytanie? Jasne, że tak.
- Pytam się, bo jeszcze niedawno byliście pokłóceni. A o tej naszej wspólnej nocy nie wspomnę... - W tym momencie usłyszałem znajome mi chrząknięcie. Martyna.
- Dobrze, że to usłyszałaś. Chcę żebyś wiedziała o przeszłości twojego narzeczonego. - Renata podkreśliła ostatnie słowo.
- Myślisz, że nie wiedziałam? - Spytała. - Jeżeli chodzi ci o to, by nas skłócić, to na pewno ci się nie uda.
Kobieta zdenerwowana wyszła z szatni. Zostałem sam na sam z Martyną. Wiedziałem, że nie unikniemy tej rozmowy.
- Chyba musisz mi coś wytłumaczyć. - Powiedziała stanowczo.
- Kochanie, wtedy gdy powiedziałaś, że z nami koniec... Byłem załamany. Nie wiem, co mną kierowało, Renata zaprosiła mnie na drinka, a potem... Potem urwał mi się film. Rano, gdy zorientowałem się, co się stało to od razu uciekłem. Jechałem i wtedy zdarzył się ten wypadek. Martyna, ja... - Kobieta przerwała mi pocałunkiem.
- Wierzę ci. Tylko więcej mi tego nie rób, jasne?
- Oczywiście. - Odrzekłem trzymając ją w pasie. - Idziemy? - Martyna odpowiedziała skinięciem głowy.
***
Patrzyłam na swój palec. Widniał na nim piękny złoty pierścionek. Zawsze o takim marzyłam. Gdy oświadczył mi się Rafał również czułam szczęście, ale całkiem inne. Uśmiechałam się do samej siebie, bo Piotrek poszedł wziąć prysznic.
Gdy przyszłam do tej pracy, to nigdy bym nie pomyślała, że będę przyszłą żoną Piotra. Traktowałam go trochę pobłażliwie, lecz kiedy zorientowałam się, że tak się o mnie troszczy to coś do niego poczułam. Z każdym dniem było coraz lepiej, aż do czasu... Wypadku. Już się z tego na szczęście otrząsnęłam. Od tamtego zdarzenia minął już rok.
Myślenie przerwał mi Piotrek, który wyszedł z łazienki. Podszedł do mnie i usiadł na krześle obok.
- Martynka, powinniśmy pomyśleć nad świętami. - No tak, zapomniałam. Boże Narodzenie jest już za dwa tygodnie.
- Może my zorganizujemy? Zaprosimy moich rodziców, twoją mamę i rodzeństwo. Co o tym sądzisz?
- Okej. - Odpowiedział i wziął mnie na kolana. - Cieszę się, że się zgodziłaś.
- Ja też. - Uśmiechnęłam się do Piotrka, który mnie pocałował. - Ale obiecaj mi, że nigdy już nie zrobisz tego, co...
- Chodzi ci o Renatę?
- Tak...
- Obiecuję. Kocham cię Martynka.
- Ja ciebie też. - Wstałam z jego kolan i skierowałam się do łazienki.
poniedziałek, 25 maja 2015
Rozdział 21 ''Ten, kto nie jest kochany, zawsze jest samotny wśród tłumu''
Wyszłam z bazy. Szłam spokojnym krokiem, lecz usłyszałam wołanie. Odwróciłam się i zobaczyłam Piotrka.
- Martyna!
- Tak? - Zapytałam.
- Możemy porozmawiać?
- No dobrze... - Westchnęłam. - Gdzie?
- U mnie.
Po chwili skierowaliśmy się w stronę auta chłopaka. Miałam dość tego, że ciągle się kłócimy. Bardzo mi go brakowało. Zgodziłam się z nim pogadać. Chcę mu dać drugą szansę, bo nikogo jeszcze takiego nie spotkałam. Piotrek już od ponad miesiąca nie odpuszcza. Kocham go i nie potrafię przestać.
***
- Piotruś tylko nie zmarnujmy tej szansy... - Po tych słowach mężczyzna ją przytulił. Znów mogła poczuć się kochana.
- To co... Wprowadzisz się do mnie? - Zapytał z uśmiechem.
- Tak! - Martyna rzuciła mu się na szyję i namiętnie go pocałowała.
- Wiesz, jak się za tobą stęskniłem?
- Ja za tobą też. - Lekko podniosła kąciki ust wtulając się mocniej w Piotrka.
***
Tak się cieszę, że Martyna dała mi drugą szansę. Kocham ją najmocniej na świecie. Głupio mi teraz ukrywać, co się działo, gdy nie byliśmy razem. Najpierw ta cała sytuacja z Renatą, później wypadek... Nie mogę jej na razie tego powiedzieć, nie teraz. Boję się, co będzie dalej. Boję się, że znów stracę Martynę.
Nigdy nie doświadczyłem takiego czegoś, nigdy nie poczułem tego, gdy ją spotkałem. Poznaliśmy się w pracy. Pamiętam jeszcze, jak była z Rafałem... Gdy się jej oświadczył, a później ją zdradził... Gdy ja byłem z Martą... To wszystko już na szczęście nie wróci. Przeżywaliśmy okres w którym obu było nam ciężko. Najtrudniej było, jak dowiedziałem się, że Martyna była ze mną w ciąży, a później była sparaliżowana. Martwiłem się o nią, że sobie z tym wszystkim nie poradzi, że nie wytrzyma tej presji, lecz dała radę.
Następnego dnia mogliśmy w końcu razem iść do pracy. Gdy weszliśmy do bazy, wszyscy spojrzeli się na nas.
- To już koniec kłótni? - Zapytał Adam.
- Na to wygląda. - Powiedziała Martyna patrząc mi w oczy. Po chwili poszła do szatni, a do mnie podszedł Wszołek.
- Powiedziałeś jej o Paulinie?
- Nie... Nie umiem się przełamać, nie potrafię tego z siebie wydusić. - Odrzekłem.
- Stary, musisz! Jeśli będziesz z tym dłużej zwlekał to znów ją stracisz. Wtedy nie odzyskasz jej tak łatwo.
- Wiem... Po pracy jej powiem...
Dyżur zleciał mi bardzo szybko. Pierwszy raz od wielu lat nie chciałem, by się kończył. Boję się, jak Martyna na to zareaguje.
- Kochanie... Poczekaj. Może usiądziemy? - Spytałem niepewnie.
- Ok. A o co chodzi?
- Chciałem ci powiedzieć... Bo dużo rzeczy działo się przez ten miesiąc, gdy nie byliśmy razem.
- Tak?
- Chodzi o to, że pewnego dnia rano potrąciłem człowieka... Właściwie kobietę w ciąży...
- Słucham?! - Martyna była bardzo zaskoczona i nie wiedziała, co ma teraz powiedzieć.
- Na szczęście wszystko już jest dobrze. Paulina jest już w domu, urodziła zdrowego chłopca.
- Piotrek, może nie powinieneś tak się nią interesować? Ona może wykorzystać to przeciwko tobie.
- Martynka, razem ustaliliśmy, że zostawimy to w spokoju. Ten wypadek był nie tylko z mojej winy. Może byśmy ją odwiedzili? Bo tak szczerze to nawet się polubiliśmy.
- Nie mam ochoty, to zły pomysł. - Odpowiedziała Martyna. W sumie miała rację.
- Faktycznie, przepraszam. - Objąłem ją swoim ramieniem i skierowaliśmy się w stronę domu.
***
- Chcesz herbatę? - Zapytał Piotr.
- Tak, poproszę. - Odparła zmęczona Martyna. - Piotruś...
- No?
- A co z dzieckiem tej Pauliny?
- Urodziło się zdrowe, ale kilka tygodni przez terminem. Wiesz jak ma na imię?
- Jak?
- Piotrek.
- Naprawdę? To... Świetnie. A może nie powinieneś tak wnikać w ich życie prywatne?
- Martynka, między nami wszystko jest wyjaśnione. Paula nie złoży żadnej skargi, bo była to wina obojga z nas. A jak już mówiłem nawet oboje potrafimy się dogadać.
- To dobrze. - Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
Para usłyszała dzwonek telefonu Piotra. Gdy ten poszedł odebrać od razu zaniemówił.
- To mam być ja?! - Zapytał ze zdziwieniem...
*Martyna*
Usłyszałam duży szok w głosie Piotrka. Ciekawe, kto to był i co przede wszystkim chciał. Tak bardzo się cieszę, że znów jesteśmy razem. Trochę się obawiam, że nasza miłość może być jeszcze raz wystawiona na próbę, ale co ma być to będzie.
- Kto dzwonił? - Zapytałam.
- Paulina chce... żebym został ojcem chrzestnym małego. - Sama nie wiedziałam, co mam na to odpowiedzieć.
- Zgodziłeś się?
- Pod warunkiem, że ty zostaniesz matką chrzestną. - To co usłyszałam jeszcze bardziej mnie zszokowało.
- Ale Paulina mnie w ogóle nie zna...
- Możemy ją do nas zaprosić, albo do niej przyjść. Chrzest będzie za dwa tygodnie. Zgadzasz się?
- Sama nie wiem...
- Kochanie, Paula nikogo nie ma. Zrobilibyśmy jej ogromną przyjemność.
- No dobrze. - Uśmiechnęłam się i pocałowałam Piotrka. - Tatusiu chrzestny...
- Martyna!
- Tak? - Zapytałam.
- Możemy porozmawiać?
- No dobrze... - Westchnęłam. - Gdzie?
- U mnie.
Po chwili skierowaliśmy się w stronę auta chłopaka. Miałam dość tego, że ciągle się kłócimy. Bardzo mi go brakowało. Zgodziłam się z nim pogadać. Chcę mu dać drugą szansę, bo nikogo jeszcze takiego nie spotkałam. Piotrek już od ponad miesiąca nie odpuszcza. Kocham go i nie potrafię przestać.
***
- Piotruś tylko nie zmarnujmy tej szansy... - Po tych słowach mężczyzna ją przytulił. Znów mogła poczuć się kochana.
- To co... Wprowadzisz się do mnie? - Zapytał z uśmiechem.
- Tak! - Martyna rzuciła mu się na szyję i namiętnie go pocałowała.
- Wiesz, jak się za tobą stęskniłem?
- Ja za tobą też. - Lekko podniosła kąciki ust wtulając się mocniej w Piotrka.
***
Tak się cieszę, że Martyna dała mi drugą szansę. Kocham ją najmocniej na świecie. Głupio mi teraz ukrywać, co się działo, gdy nie byliśmy razem. Najpierw ta cała sytuacja z Renatą, później wypadek... Nie mogę jej na razie tego powiedzieć, nie teraz. Boję się, co będzie dalej. Boję się, że znów stracę Martynę.
Nigdy nie doświadczyłem takiego czegoś, nigdy nie poczułem tego, gdy ją spotkałem. Poznaliśmy się w pracy. Pamiętam jeszcze, jak była z Rafałem... Gdy się jej oświadczył, a później ją zdradził... Gdy ja byłem z Martą... To wszystko już na szczęście nie wróci. Przeżywaliśmy okres w którym obu było nam ciężko. Najtrudniej było, jak dowiedziałem się, że Martyna była ze mną w ciąży, a później była sparaliżowana. Martwiłem się o nią, że sobie z tym wszystkim nie poradzi, że nie wytrzyma tej presji, lecz dała radę.
Następnego dnia mogliśmy w końcu razem iść do pracy. Gdy weszliśmy do bazy, wszyscy spojrzeli się na nas.
- To już koniec kłótni? - Zapytał Adam.
- Na to wygląda. - Powiedziała Martyna patrząc mi w oczy. Po chwili poszła do szatni, a do mnie podszedł Wszołek.
- Powiedziałeś jej o Paulinie?
- Nie... Nie umiem się przełamać, nie potrafię tego z siebie wydusić. - Odrzekłem.
- Stary, musisz! Jeśli będziesz z tym dłużej zwlekał to znów ją stracisz. Wtedy nie odzyskasz jej tak łatwo.
- Wiem... Po pracy jej powiem...
Dyżur zleciał mi bardzo szybko. Pierwszy raz od wielu lat nie chciałem, by się kończył. Boję się, jak Martyna na to zareaguje.
- Kochanie... Poczekaj. Może usiądziemy? - Spytałem niepewnie.
- Ok. A o co chodzi?
- Chciałem ci powiedzieć... Bo dużo rzeczy działo się przez ten miesiąc, gdy nie byliśmy razem.
- Tak?
- Chodzi o to, że pewnego dnia rano potrąciłem człowieka... Właściwie kobietę w ciąży...
- Słucham?! - Martyna była bardzo zaskoczona i nie wiedziała, co ma teraz powiedzieć.
- Na szczęście wszystko już jest dobrze. Paulina jest już w domu, urodziła zdrowego chłopca.
- Piotrek, może nie powinieneś tak się nią interesować? Ona może wykorzystać to przeciwko tobie.
- Martynka, razem ustaliliśmy, że zostawimy to w spokoju. Ten wypadek był nie tylko z mojej winy. Może byśmy ją odwiedzili? Bo tak szczerze to nawet się polubiliśmy.
- Nie mam ochoty, to zły pomysł. - Odpowiedziała Martyna. W sumie miała rację.
- Faktycznie, przepraszam. - Objąłem ją swoim ramieniem i skierowaliśmy się w stronę domu.
***
- Chcesz herbatę? - Zapytał Piotr.
- Tak, poproszę. - Odparła zmęczona Martyna. - Piotruś...
- No?
- A co z dzieckiem tej Pauliny?
- Urodziło się zdrowe, ale kilka tygodni przez terminem. Wiesz jak ma na imię?
- Jak?
- Piotrek.
- Naprawdę? To... Świetnie. A może nie powinieneś tak wnikać w ich życie prywatne?
- Martynka, między nami wszystko jest wyjaśnione. Paula nie złoży żadnej skargi, bo była to wina obojga z nas. A jak już mówiłem nawet oboje potrafimy się dogadać.
- To dobrze. - Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
Para usłyszała dzwonek telefonu Piotra. Gdy ten poszedł odebrać od razu zaniemówił.
- To mam być ja?! - Zapytał ze zdziwieniem...
*Martyna*
Usłyszałam duży szok w głosie Piotrka. Ciekawe, kto to był i co przede wszystkim chciał. Tak bardzo się cieszę, że znów jesteśmy razem. Trochę się obawiam, że nasza miłość może być jeszcze raz wystawiona na próbę, ale co ma być to będzie.
- Kto dzwonił? - Zapytałam.
- Paulina chce... żebym został ojcem chrzestnym małego. - Sama nie wiedziałam, co mam na to odpowiedzieć.
- Zgodziłeś się?
- Pod warunkiem, że ty zostaniesz matką chrzestną. - To co usłyszałam jeszcze bardziej mnie zszokowało.
- Ale Paulina mnie w ogóle nie zna...
- Możemy ją do nas zaprosić, albo do niej przyjść. Chrzest będzie za dwa tygodnie. Zgadzasz się?
- Sama nie wiem...
- Kochanie, Paula nikogo nie ma. Zrobilibyśmy jej ogromną przyjemność.
- No dobrze. - Uśmiechnęłam się i pocałowałam Piotrka. - Tatusiu chrzestny...
niedziela, 24 maja 2015
10 000 wyświetleń!
Bardzo Wam dziękuję za aż 10 000 wyświetleń! Przy okazji przepraszam, że nie pojawiła się nowa część opowiadania w poprzednią niedzielę jak mówiłam. Zmieniły mi się trochę plany, przyjechałam późno, a następnego dnia znów wyjeżdżałam. Niedawno wróciłam i już opowiadanie jest w trakcie pisania :) Pojawi się jutro, w poniedziałek.
Co do wyświetleń na moim blogu - jeszcze raz serdecznie Wam dziękuję za to, że czytacie moje opowiadania i jeszcze Wam się nie znudziły! :)
Pozdrawiam Was serdecznie!
Co do wyświetleń na moim blogu - jeszcze raz serdecznie Wam dziękuję za to, że czytacie moje opowiadania i jeszcze Wam się nie znudziły! :)
Pozdrawiam Was serdecznie!
środa, 6 maja 2015
Rozdział 20 ''Trudno jest żyć z ludźmi, bo takie trudne jest milczenie''
Patrzyłem na salę za którą leżała ta kobieta z wypadku. Podobno wszystko poszło dobrze. Biłem się z myślami, czy mam tam wejść. Wziąłem głęboki wdech i otworzyłem szklane drzwi.
- Mogę?
- Tak... - Widziałem zaskoczenie dziewczyny. Chyba nie wiedziała kim jestem. - Właściwie co pan tutaj robi?
- To ja panią potrąciłem. Jest mi strasznie głupio, że tu jestem. Nie patrzyłem gdzie jadę, zamyśliłem się...
- A więc to pan... Wina leży również po mojej stronie. Od rana źle się czułam, a wtedy przy jezdni zakręciło mi się w głowie i nie spojrzałam, czy ktoś jedzie. Najważniejsze jest to, że operacja się udała i Piotruś urodził się zdrowy.
Podszedłem do tego małego i złapałem go za rączkę. Były takie malutkie i bezbronne.
- Cześć, też jestem Piotrek. - Uśmiechnąłem się i z powrotem usiadłem na krzesło obok łóżka.
- Nie złożę zeznań. Niech umorzą tą sprawę. To była wina obojga z nas.
- Naprawdę?
- Tak. - Dziewczyna chwilę milczała. - Paulina jestem.
- Piotrek. - Podałem jej rękę.
- Nie przejmuj się tym. Ze mną już w porządku, z małym zresztą też. Nie warto się tym zadręczać.
- Pójdę już. Cześć. I dziękuję!
Wyszedłem z sali. Spojrzałem na zegarek. Cholera, na dwunastą byłem umówiony z Martyną! Kompletnie o tym zapomniałem. Jest już szesnasta, więc nawet nie będę jej się tłumaczył. Teraz to dopiero mi nie wybaczy. Przez te kilka dni bardzo ją zaniedbałem. Pogrążyłem się myślami w tym wypadku, wziąłem nawet wolne w pracy.
Całymi dniami siedziałem przed tą salą. Chciałem tam wejść, lecz coś mnie zatrzymywało. Dziś się odważyłem. Nie obchodził mnie jakiś głupi sąd. Chodziło mi o ich zdrowie. Cieszę się, że każdy wyszedł z tego cało.
***
Poszłam się przebrać. Byłam dziś bardzo smutna. Miałam się spotkać z Piotrkiem. Chciałam mu wybaczyć, ale teraz muszę to poważnie przemyśleć. Od tygodnia mnie zaniedbywał. Wziął urlop. Co się stało? Nigdy nie brał wolnego z jakiegoś błahego powodu.
- Martyna, cześć. - Powiedział do mnie Wiktor.
- Dzień dobry doktorze.
- Co ty taka blada jesteś?
- Jestem przeziębiona.
- Kończysz już?
- Tak.
- Poczekaj, Piotrek już jest, a zaczyna za pół godziny. Niech cię podwiezie.
Wiktor poszedł po Piotrka. Po chwili z nim przyszedł.
- Co się stało? - Zapytał.
- Martyna jest chora i źle wygląda. Możesz ją podwieźć do domu?
- Mogę.
Poszliśmy do samochodu. Usiadłam z przodu. Faktycznie nie za dobrze się czułam.
- Wyrzucisz mnie koło apteki, bo muszę iść po antybiotyki?
- Tak... Martyna?
- No?
- Przepraszam, że zapomniałem o dzisiejszym spotkaniu. Wypadło mi coś ważnego. Możemy je przełożyć na jutro?
- Ja już niczego nie chcę przekładać. - Westchnęłam cicho.
- Daj mi jeszcze jedną szansę...
- Żebyś znowu ją zmarnował? Żebyś znowu umówił się z inną? Piotrek, to nie jest na moje nerwy. Lepiej będzie, gdy się rozstaniemy.
- Ale ja nie chcę tak tego kończyć. Za dużo przeszliśmy razem, za dużo...
- Wysadź mnie tutaj. - Otworzyłam drzwi samochodu i wzięłam torebkę. - Cześć.
Wyszłam z auta i skierowałam się w stronę apteki. Kupiłam wszystkie leki i poszłam w kierunku mieszkania. Chciało mi się płakać. Piotrek nigdy taki nie był. Od tygodnia jest jakiś nieobecny. Coś się musiało stać, ale co? Nie chcę go teraz pytać. Nie chcę się z nim rozstawać! Kocham go, ale czy chcę znów przeżywać to samo? Czy znów chcę zobaczyć go z inną? Ale może to był tylko jeden raz...
Ciągle zadawałam sobie milion pytań. Nie wiedziałam już, co o tym myśleć. Tak bardzo chciałabym się teraz do niego przytulić i usłyszeć jego słowa, że wszystko będzie dobrze chociaż, że były one wypowiadane na wiatr.
W końcu weszłam do domu. Opadłam zmęczona na kanapę. Źle się czułam. Nie dość, że męczył mnie kaszel i katar, to jeszcze wyrzuty sumienia. Czy dobrze zrobiłam odtrącając tak Piotrka? Może stało się coś złego, a ja nawet nie daję dojść mu do słowa?
***
- Stary, co się z wami dzieje? Pokłóciliście się? - Zapytał Adam.
- Szkoda gadać. Martyna zobaczyła mnie z Renatą... Potem chciałem jej wszystko wytłumaczyć, ale ona nie miała czasu. A gdy ona miała czas, to mi go zabrakło. Wątpię już w szczęśliwe zakończenie.
- Znam trochę Martynę i wiem, że łatwo ci nie wybaczy. Ale zastanów się, czy chcesz z nią być. Ona jest inna niż wszystkie twoje poprzednie panny.
- Wiem, Adaś. - Odrzekł Piotr zakładając ratowniczą bluzę.
- Piotrek, bo... Widziałem cię kilka razy w szpitalu. Kogoś odwiedzasz?
- Tak, moją... Moją znajomą. To przez nią zapomniałem o dzisiejszym spotkaniu z Martyną. A ona jest na mnie teraz wściekła.
- A ta znajoma to tylko znajoma, czy ktoś więcej?
- Tylko koleżanka. Chodź, powiem ci coś, tylko nikomu nie mów, jasne?
- Ok. - Adam z Piotrkiem odeszli na bok. - Więc o co chodzi?
- Potrąciłem ją samochodem. Była w ciąży, ale wszystko potem się udało. Poszedłem do nich i operacja się powiodła. Paulina powiedziała, że nie złoży skargi, bo była to też jej wina, a że wszystko skończyło się dobrze, to mamy o tym zapomnieć.
- 23P zgłoś się. - Zawiadomiła centrala.
- 23P zgłaszam się.
- Zatrucie grzybami przy centrum handlowym. Jesteście potrzebni.
- Przyjąłem. - Piotrek wraz z Adamem wyszli ze stacji.
- Mogę?
- Tak... - Widziałem zaskoczenie dziewczyny. Chyba nie wiedziała kim jestem. - Właściwie co pan tutaj robi?
- To ja panią potrąciłem. Jest mi strasznie głupio, że tu jestem. Nie patrzyłem gdzie jadę, zamyśliłem się...
- A więc to pan... Wina leży również po mojej stronie. Od rana źle się czułam, a wtedy przy jezdni zakręciło mi się w głowie i nie spojrzałam, czy ktoś jedzie. Najważniejsze jest to, że operacja się udała i Piotruś urodził się zdrowy.
Podszedłem do tego małego i złapałem go za rączkę. Były takie malutkie i bezbronne.
- Cześć, też jestem Piotrek. - Uśmiechnąłem się i z powrotem usiadłem na krzesło obok łóżka.
- Nie złożę zeznań. Niech umorzą tą sprawę. To była wina obojga z nas.
- Naprawdę?
- Tak. - Dziewczyna chwilę milczała. - Paulina jestem.
- Piotrek. - Podałem jej rękę.
- Nie przejmuj się tym. Ze mną już w porządku, z małym zresztą też. Nie warto się tym zadręczać.
- Pójdę już. Cześć. I dziękuję!
Wyszedłem z sali. Spojrzałem na zegarek. Cholera, na dwunastą byłem umówiony z Martyną! Kompletnie o tym zapomniałem. Jest już szesnasta, więc nawet nie będę jej się tłumaczył. Teraz to dopiero mi nie wybaczy. Przez te kilka dni bardzo ją zaniedbałem. Pogrążyłem się myślami w tym wypadku, wziąłem nawet wolne w pracy.
Całymi dniami siedziałem przed tą salą. Chciałem tam wejść, lecz coś mnie zatrzymywało. Dziś się odważyłem. Nie obchodził mnie jakiś głupi sąd. Chodziło mi o ich zdrowie. Cieszę się, że każdy wyszedł z tego cało.
***
Poszłam się przebrać. Byłam dziś bardzo smutna. Miałam się spotkać z Piotrkiem. Chciałam mu wybaczyć, ale teraz muszę to poważnie przemyśleć. Od tygodnia mnie zaniedbywał. Wziął urlop. Co się stało? Nigdy nie brał wolnego z jakiegoś błahego powodu.
- Martyna, cześć. - Powiedział do mnie Wiktor.
- Dzień dobry doktorze.
- Co ty taka blada jesteś?
- Jestem przeziębiona.
- Kończysz już?
- Tak.
- Poczekaj, Piotrek już jest, a zaczyna za pół godziny. Niech cię podwiezie.
Wiktor poszedł po Piotrka. Po chwili z nim przyszedł.
- Co się stało? - Zapytał.
- Martyna jest chora i źle wygląda. Możesz ją podwieźć do domu?
- Mogę.
Poszliśmy do samochodu. Usiadłam z przodu. Faktycznie nie za dobrze się czułam.
- Wyrzucisz mnie koło apteki, bo muszę iść po antybiotyki?
- Tak... Martyna?
- No?
- Przepraszam, że zapomniałem o dzisiejszym spotkaniu. Wypadło mi coś ważnego. Możemy je przełożyć na jutro?
- Ja już niczego nie chcę przekładać. - Westchnęłam cicho.
- Daj mi jeszcze jedną szansę...
- Żebyś znowu ją zmarnował? Żebyś znowu umówił się z inną? Piotrek, to nie jest na moje nerwy. Lepiej będzie, gdy się rozstaniemy.
- Ale ja nie chcę tak tego kończyć. Za dużo przeszliśmy razem, za dużo...
- Wysadź mnie tutaj. - Otworzyłam drzwi samochodu i wzięłam torebkę. - Cześć.
Wyszłam z auta i skierowałam się w stronę apteki. Kupiłam wszystkie leki i poszłam w kierunku mieszkania. Chciało mi się płakać. Piotrek nigdy taki nie był. Od tygodnia jest jakiś nieobecny. Coś się musiało stać, ale co? Nie chcę go teraz pytać. Nie chcę się z nim rozstawać! Kocham go, ale czy chcę znów przeżywać to samo? Czy znów chcę zobaczyć go z inną? Ale może to był tylko jeden raz...
Ciągle zadawałam sobie milion pytań. Nie wiedziałam już, co o tym myśleć. Tak bardzo chciałabym się teraz do niego przytulić i usłyszeć jego słowa, że wszystko będzie dobrze chociaż, że były one wypowiadane na wiatr.
W końcu weszłam do domu. Opadłam zmęczona na kanapę. Źle się czułam. Nie dość, że męczył mnie kaszel i katar, to jeszcze wyrzuty sumienia. Czy dobrze zrobiłam odtrącając tak Piotrka? Może stało się coś złego, a ja nawet nie daję dojść mu do słowa?
***
- Stary, co się z wami dzieje? Pokłóciliście się? - Zapytał Adam.
- Szkoda gadać. Martyna zobaczyła mnie z Renatą... Potem chciałem jej wszystko wytłumaczyć, ale ona nie miała czasu. A gdy ona miała czas, to mi go zabrakło. Wątpię już w szczęśliwe zakończenie.
- Znam trochę Martynę i wiem, że łatwo ci nie wybaczy. Ale zastanów się, czy chcesz z nią być. Ona jest inna niż wszystkie twoje poprzednie panny.
- Wiem, Adaś. - Odrzekł Piotr zakładając ratowniczą bluzę.
- Piotrek, bo... Widziałem cię kilka razy w szpitalu. Kogoś odwiedzasz?
- Tak, moją... Moją znajomą. To przez nią zapomniałem o dzisiejszym spotkaniu z Martyną. A ona jest na mnie teraz wściekła.
- A ta znajoma to tylko znajoma, czy ktoś więcej?
- Tylko koleżanka. Chodź, powiem ci coś, tylko nikomu nie mów, jasne?
- Ok. - Adam z Piotrkiem odeszli na bok. - Więc o co chodzi?
- Potrąciłem ją samochodem. Była w ciąży, ale wszystko potem się udało. Poszedłem do nich i operacja się powiodła. Paulina powiedziała, że nie złoży skargi, bo była to też jej wina, a że wszystko skończyło się dobrze, to mamy o tym zapomnieć.
- 23P zgłoś się. - Zawiadomiła centrala.
- 23P zgłaszam się.
- Zatrucie grzybami przy centrum handlowym. Jesteście potrzebni.
- Przyjąłem. - Piotrek wraz z Adamem wyszli ze stacji.
niedziela, 3 maja 2015
Rozdział 19 ''W sporach ginie prawda''
Stałam bezczynnie i patrzyłam się na Piotrka. Kompletnie nie wiedziałam, co mam zrobić. Czułam pustkę w głowie, jakby mi ktoś zresetował pamięć.
- Piotrek... - Sama nie wiem, po co to powiedziałam. Dalej nie miałam pojęcia, jak sensownie ułożyć zdanie.
- Tak? - Zapytał oczami pełnymi nadziei.
- Nie mam teraz głowy do rozmawiania na ten temat.
- To kiedy?
- Nie wiem. - Powiedziałam i odeszłam w stronę dyspozytorni. Czułam, że Piotr nadal tam stoi.
*Piotrek*
Cholera, wiem, że Martyna teraz łatwo mi nie wybaczy. Po kilku minutach odszedłem w stronę karetek. Było mi smutno, ale zarazem byłem na siebie wściekły. Chciałem teraz o tym zapomnieć, odrywając się od rzeczywistości.
Usiadłem na fotelu w pojeździe. Nawet nie zauważyłem, kiedy dosiadła się Renata. Jeszcze jej tu brakowało.
- Cześć.
- Cześć. - Odpowiedziałem obojętnym głosem bawiąc się kluczami.
- Co taki smutny jesteś? Pokłóciliście się z Martyną?
- No... Zgadnij przez kogo.
- Na pewno nie przeze mnie. - Dziewczyna najwyraźniej świetnie się bawiła.
- Rozmawiałem już z nią dwa razy, ale ciągle nie mogę jej tego wytłumaczyć. Martyna się upiera, tłumacząc, że nie ma do tego głowy. Z resztą ja już nie wiem, co mam jej mówić.
- Może dziś się rozluźnisz, co?
- W jakim sensie? - Zapytałem zdziwiony.
- Mam dwa bilety do kina. Koleżance coś nagle wypadło.
- I ja mam zastąpić ci koleżankę?
- Jeśli byś mógł.
- Pomyślę. - Odrzekłem i wstałem z fotela.
***
Zobaczyłem, że Martyna idzie w stronę wyjścia. Szybko ją dogoniłem i mocno chwyciłem za rękę, lecz ona ją wyszarpnęła.
- Wysłuchaj mnie w końcu.
- Teraz nie mogę, spieszę się. Aha, i tutaj masz klucze do domu.
- Co?!
- Klucze do mieszkania. Zostanę jak na razie w swoim.
- Czy to znaczy, że...
- Piotrek, nie wiem, co to znaczy. Wiem tylko, że teraz to nie ma sensu. - Odpowiedziała ze łzami w oczach i poszła.
Stałem w miejscu i patrzyłem na oddalającą się Martynę. Byłem zdenerwowany, ale na siebie, czy na nią?
Poczułem zimne dłonie na karku.
- Przykro mi. - Powiedziała Renata.
- Kino jest ciągle aktualne? - Nie panowałem nad tym, co mówiłem. Jakby ktoś mną sterował. Nie mam pojęcia, co chciałem udowodnić Martynie... Że nie wie co traci?
- Aktualne. Idziemy?
- Tak.
Skierowaliśmy się w stronę bazy i poszliśmy do kina. Po seansie udaliśmy się do jakiegoś baru, a potem do niej. Potem jakby urwał mi się film.
***
Czułem, że ktoś się we mnie wpatruje. Powoli otworzyłem oczy i zobaczyłem Renatę. Co?! Przetarłem je jeszcze raz. Znów ten widok. Nie wiedziałem, co ja z nią robię w jednym łóżku.
- Co tu się wczoraj stało?
- Nie pamiętasz? - Zapytała uśmiechnięta.
- Nie. - Powiedziałem i szybko wstałem. Ubrałem się i wybiegłem.
Jeździłem bez sensu po mieście, które było dziś nadzwyczaj puste. Żadnych samochodów, ludzi. Spojrzałem na zegarek. Była dopiero szósta. W głowie kłębiło mi się tysiąc myśli. Co ja zrobiłem Martynie? Przecież ją kocham. Jednak po tym, co jej zrobiłem... Gdyby ona się o tym dowiedziała...
Nagle poczułem silne uderzenie czegoś ciężkiego o maskę samochodu. Cholera jasna! Potrąciłem człowieka przez moją nieuwagę! Szybko wysiałem z samochodu i podbiegłem do kobiety. Jakby tego wszystkiego było mało... Dziewczyna była w zaawansowanej ciąży!
- Halo, słyszy mnie pani?
- Jak pan jeździ? - Usłyszałem ciche i bezbronne pytanie.
- Przepraszam, ale to nie jest teraz ważne. Proszę nie zasypiać! Ja szybko zadzwonię po karetkę.
Wykręciłem numer do pogotowia. Za dwie minuty powinno być. Spojrzałem na kobietę. Straciła przytomność. Wiedziałem, że liczy się teraz każda minuta. Sprawdziłem tętno, popatrzyłem, czy oddycha. Nic z tego. Pomimo mojego doświadczenia nie umiałem jej pomóc. Na szczęście przyjechała karetka i zabrała ją do szpitala.
***
Stałem sam na pustej drodze. Powiedziałem ratownikom, że dojadę do szpitala. Samochodowi nic się nie stało. Wsiadłem w niego i pojechałem.
Po chwili byłem na miejscu. Wszedłem na OIOM. Widziałem, że za zamkniętymi drzwiami trwa walka o jej życie. O ich życie.
Usiadłem na krześle i schowałem głowę w dłonie. Ciągle zadawałem sobie pytanie, dlaczego? Dlaczego akurat mi musi się to wszystko przytrafiać? Za tą ścianą może się dziać wszystko. Czy oni w ogóle żyją? A może któreś z nich... Nie, nie mogę dopuszczać do siebie takich myśli. Gdybym wtedy nie był pochłonięty myślami to by do tego nie doszło!
Dopiero teraz dotarło do mnie, co musiała czuć Martyna na tamtym wypadku. Co się działo w jej głowie po śmierci dziecka?
Myślenie przerwały mi głośne i zaniepokojone głosy dobiegające z sali naprzeciwko. Drzwi się otworzyły... Wybiegli lekarze i pielęgniarki z kobietą na noszach.
- Panie doktorze, trzeba z nią jak najszybciej jechać na salę operacyjną! W przeciwnym razie ona i dziecko umrą w czasie kilku minut!
Wszyscy pobiegli z dziewczyną i schowali się za zakrętem. Czy to, co ja usłyszałem było prawdą? Oni nie mogą dopuścić do jej śmierci...
- Piotrek... - Sama nie wiem, po co to powiedziałam. Dalej nie miałam pojęcia, jak sensownie ułożyć zdanie.
- Tak? - Zapytał oczami pełnymi nadziei.
- Nie mam teraz głowy do rozmawiania na ten temat.
- To kiedy?
- Nie wiem. - Powiedziałam i odeszłam w stronę dyspozytorni. Czułam, że Piotr nadal tam stoi.
*Piotrek*
Cholera, wiem, że Martyna teraz łatwo mi nie wybaczy. Po kilku minutach odszedłem w stronę karetek. Było mi smutno, ale zarazem byłem na siebie wściekły. Chciałem teraz o tym zapomnieć, odrywając się od rzeczywistości.
Usiadłem na fotelu w pojeździe. Nawet nie zauważyłem, kiedy dosiadła się Renata. Jeszcze jej tu brakowało.
- Cześć.
- Cześć. - Odpowiedziałem obojętnym głosem bawiąc się kluczami.
- Co taki smutny jesteś? Pokłóciliście się z Martyną?
- No... Zgadnij przez kogo.
- Na pewno nie przeze mnie. - Dziewczyna najwyraźniej świetnie się bawiła.
- Rozmawiałem już z nią dwa razy, ale ciągle nie mogę jej tego wytłumaczyć. Martyna się upiera, tłumacząc, że nie ma do tego głowy. Z resztą ja już nie wiem, co mam jej mówić.
- Może dziś się rozluźnisz, co?
- W jakim sensie? - Zapytałem zdziwiony.
- Mam dwa bilety do kina. Koleżance coś nagle wypadło.
- I ja mam zastąpić ci koleżankę?
- Jeśli byś mógł.
- Pomyślę. - Odrzekłem i wstałem z fotela.
***
Zobaczyłem, że Martyna idzie w stronę wyjścia. Szybko ją dogoniłem i mocno chwyciłem za rękę, lecz ona ją wyszarpnęła.
- Wysłuchaj mnie w końcu.
- Teraz nie mogę, spieszę się. Aha, i tutaj masz klucze do domu.
- Co?!
- Klucze do mieszkania. Zostanę jak na razie w swoim.
- Czy to znaczy, że...
- Piotrek, nie wiem, co to znaczy. Wiem tylko, że teraz to nie ma sensu. - Odpowiedziała ze łzami w oczach i poszła.
Stałem w miejscu i patrzyłem na oddalającą się Martynę. Byłem zdenerwowany, ale na siebie, czy na nią?
Poczułem zimne dłonie na karku.
- Przykro mi. - Powiedziała Renata.
- Kino jest ciągle aktualne? - Nie panowałem nad tym, co mówiłem. Jakby ktoś mną sterował. Nie mam pojęcia, co chciałem udowodnić Martynie... Że nie wie co traci?
- Aktualne. Idziemy?
- Tak.
Skierowaliśmy się w stronę bazy i poszliśmy do kina. Po seansie udaliśmy się do jakiegoś baru, a potem do niej. Potem jakby urwał mi się film.
***
Czułem, że ktoś się we mnie wpatruje. Powoli otworzyłem oczy i zobaczyłem Renatę. Co?! Przetarłem je jeszcze raz. Znów ten widok. Nie wiedziałem, co ja z nią robię w jednym łóżku.
- Co tu się wczoraj stało?
- Nie pamiętasz? - Zapytała uśmiechnięta.
- Nie. - Powiedziałem i szybko wstałem. Ubrałem się i wybiegłem.
Jeździłem bez sensu po mieście, które było dziś nadzwyczaj puste. Żadnych samochodów, ludzi. Spojrzałem na zegarek. Była dopiero szósta. W głowie kłębiło mi się tysiąc myśli. Co ja zrobiłem Martynie? Przecież ją kocham. Jednak po tym, co jej zrobiłem... Gdyby ona się o tym dowiedziała...
Nagle poczułem silne uderzenie czegoś ciężkiego o maskę samochodu. Cholera jasna! Potrąciłem człowieka przez moją nieuwagę! Szybko wysiałem z samochodu i podbiegłem do kobiety. Jakby tego wszystkiego było mało... Dziewczyna była w zaawansowanej ciąży!
- Halo, słyszy mnie pani?
- Jak pan jeździ? - Usłyszałem ciche i bezbronne pytanie.
- Przepraszam, ale to nie jest teraz ważne. Proszę nie zasypiać! Ja szybko zadzwonię po karetkę.
Wykręciłem numer do pogotowia. Za dwie minuty powinno być. Spojrzałem na kobietę. Straciła przytomność. Wiedziałem, że liczy się teraz każda minuta. Sprawdziłem tętno, popatrzyłem, czy oddycha. Nic z tego. Pomimo mojego doświadczenia nie umiałem jej pomóc. Na szczęście przyjechała karetka i zabrała ją do szpitala.
***
Stałem sam na pustej drodze. Powiedziałem ratownikom, że dojadę do szpitala. Samochodowi nic się nie stało. Wsiadłem w niego i pojechałem.
Po chwili byłem na miejscu. Wszedłem na OIOM. Widziałem, że za zamkniętymi drzwiami trwa walka o jej życie. O ich życie.
Usiadłem na krześle i schowałem głowę w dłonie. Ciągle zadawałem sobie pytanie, dlaczego? Dlaczego akurat mi musi się to wszystko przytrafiać? Za tą ścianą może się dziać wszystko. Czy oni w ogóle żyją? A może któreś z nich... Nie, nie mogę dopuszczać do siebie takich myśli. Gdybym wtedy nie był pochłonięty myślami to by do tego nie doszło!
Dopiero teraz dotarło do mnie, co musiała czuć Martyna na tamtym wypadku. Co się działo w jej głowie po śmierci dziecka?
Myślenie przerwały mi głośne i zaniepokojone głosy dobiegające z sali naprzeciwko. Drzwi się otworzyły... Wybiegli lekarze i pielęgniarki z kobietą na noszach.
- Panie doktorze, trzeba z nią jak najszybciej jechać na salę operacyjną! W przeciwnym razie ona i dziecko umrą w czasie kilku minut!
Wszyscy pobiegli z dziewczyną i schowali się za zakrętem. Czy to, co ja usłyszałem było prawdą? Oni nie mogą dopuścić do jej śmierci...
poniedziałek, 27 kwietnia 2015
Rozdział 18 ''Dopiero po kłótni zaczyna się największy test miłości''
Od kilku tygodni swobodnie poruszałam się o kulach. Właśnie wychodziłam z domu i szłam do pracy. Niedługo zostawię dyspozytornię i wrócę do pogotowia.
Weszłam do bazy, gdyż chciałam spotkać się jeszcze z Piotrkiem i powiedzieć mu kilka ważnych rzeczy. Zajrzałam do przebieralni. Piotrek właśnie wręczał kwiaty Renacie i całował ją w policzek... Cholera, co się tutaj dzieje?! Wyszłam bardziej z kąta i chrząknęłam. Piotr odskoczył momentalnie. Wszyscy milczeli. Na szczęście Renata dostała wezwanie. Zostaliśmy sami. Przez chwilę wpatrywałam się w jego oczy.
- Martyna... - Chłopak chyba sam nie wiedział, jak mi to wytłumaczyć.
- Tak? - Spytałam zaciekawiona ukrywając swoją wściekłość. Naprawdę to myślałam, że zaraz mnie tam rozniesie.
- Te kwiaty to były tak po przyjacielsku...
- A pocałunek?
- Też, znaczy się pocałunek tym bardziej. Wiem, że to źle wyglądało.
- Masz rację.
- Ale nas nic nie łączy...
- Zrobimy tak: ja pójdę do pracy, a gdy wrócę do domu, to przygotuj sobie jakąś racjonalną wersję. Ok? - Wyszłam ze stacji nie dając dojść Piotrkowi do słowa.
W sumie byłam zadowolona, że nie dałam się ponieść emocjom. Ukryłam swoją złość. Już myślałam, że ten miesiąc będzie dla mnie szczęśliwy. Widocznie się myliłam. Życie potrafi nieźle zaskoczyć i to w najmniej przewidywalnym momencie.
Nie wiem, co mam o tym sądzić. Czy mam się gniewać i wystawiać naszą miłość na próbę? Czy raczej odpuścić? Biłam się z myślami dłuższą chwilę. Tak w ogóle po co jej te kwiaty? Z jakiej okazji? Miałam w głowie tyle pytań, na które nie potrafiłam sobie odpowiedzieć.
Dzień w pracy był trochę napięty. Napływało dużo wezwań. Były to w szczególności podtopienia. No tak, w końcu zaczyna się sezon letni, a niedługo wakacje. Wzięłam torebkę z krzesła i poszłam do mieszkania. Jestem ciekawa, co mi Piotrek powie i jak to wytłumaczy. Nie chcę się z nim kłócić, ale nie chcę też, żeby mnie zdradzał. To chyba oczywiste.
Po chwili otworzyłam drzwi. Czekała na mnie kolacja przy świecach.
- Już jesteś? - Zapytał Piotr.
- Tak. - Odpowiedziałam smętnym głosem.
- Martyna... To nic nie znaczyło. Mam z Renatą coś do wyjaśnienia. Nie będę tego ukrywał. Znaliśmy się już wcześniej. Chodziliśmy razem na studia i łączyło nas coś więcej niż przyjaźń. Przepraszam, że ci nie powiedziałem, ale bałem się, że to coś zmieni między nami.
Stałam jak wryta i patrzyłam mu prosto w oczy. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Zatkało mnie. ''Nic się nie stało'', czy raczej ''Z nami koniec''?
- Dlaczego to ukrywałeś? - Po tak długim milczeniu w końcu udało mi się coś z siebie wydusić.
- Obawiałem się, że nie będziesz chciała ze mną być, że...
- Im dłużej to w sobie trzymałeś, tym dalej w to brnąłeś. Rozumiesz?
- Tak. Przepraszam. - Piotrek chciał mnie pocałować, lecz ja oddaliłam się o kilka kroków.
- Powiesz mi, dlaczego dałeś jej te kwiaty?
- Po prostu pokłóciliśmy się i chciałem ją przeprosić. Nie chcę mieszać życia prywatnego z zawodowym.
- Ale to było aż takie ważne, żebyś całował ją w policzek i wręczał jej bukiet kwiatów? - Ciągle zachowywałam spokój.
- Trochę tak. Ta kłótnia dotyczyła naszej przeszłości. Martyna, uwierz mi, że to nic nie znaczyło. Mnie z nią nic nie łączy.
Nie wiedziałam, jak na to wszystko odpowiedzieć. Miałam ochotę wyjść, jak również przytulić się do Piotrka i poczuć jego bezpieczne ramiona. Stałam w bezruchu i gapiłam się w podłogę. W głowie układałam sobie wszystko, co chciałam powiedzieć.
- Piotrek, jak się raz straci zaufanie, to potem trudno jest je odbudować. Prześpię się w hotelu i przesuniemy rozmowę na kiedy indziej. Kompletnie nie mam do tego głowy.
- Ale...
Wyszłam. Nie potrafiłam spojrzeć Piotrkowi w oczy, co było chyba najgorsze. Zeszłam schodami na dół i usiadłam na ławce. Zaczęłam płakać. Nie panowałam nad tym. Muszę dawać sobie z tym wszystkim radę. Oprócz Piotrka nie mam nikogo bliskiego, komu mogę powiedzieć wszystko. A on? Nie powiedział mi o przeszłości w której był z Renatą. Dlaczego? Nie ufał mi? Czy po prostu nie chciał mnie martwić?
***
Dzwoniłem już kilka razy do Martyny. Każde połączenie ode mnie odrzucała. Wiem, że ta sytuacja wyglądała jednoznacznie. Każdy by sobie pomyślał, że nas coś łączy.
Kiedyś byłem razem z Renatą. Nie chcieliśmy wziąć ślubu. Dobrze nam było tak, bez żadnych obietnic i zobowiązań. Pewnego dnia Renata wyjechała za granicę. Ponoć znalazła dobrze płatną pracę. Miała tam siostrę, ale chyba kogoś jeszcze... Przez jakiś czas prowadziła podwójne życie. Po tym co mi zrobiła, znienawidziłem ją. Znalazłem pracę w pogotowiu i kilka lat później poznałem Martynę.
Martwiłem się o nią. Wiem, że jest dorosła i świetnie sobie poradzi nawet beze mnie. Kocham Martynę i dla niej zrobiłbym wszystko!
Jutro spotkam ją w pracy i spróbuję to ponownie wytłumaczyć. Może to zrozumie.
Rano wszedłem do bazy. Zobaczyłem Wiktora, który pił kawę. Był po nocce.
- Dzień dobry doktorze. Nie widział pan Martyny?
- Nie, a to wy dziś razem nie przyjechaliście? - Zapytał.
- Nie... Trochę się posprzeczaliśmy.
- Rozumiem... Ale chyba jest w dyspozytorni.
Miałem już wychodzić, gdy zatrzymał mnie Wiktor.
- Nie wiem o co się pokłóciliście, ale nie zepsuj tego. Martyna to dobra dziewczyna.
- Wiem, doktorze.
Wyszedłem ze stacji i szybko udałem się w stronę dyspozytorni. Miałem nadzieję, że Martyna to zrozumie i mi wybaczy.
Weszłam do bazy, gdyż chciałam spotkać się jeszcze z Piotrkiem i powiedzieć mu kilka ważnych rzeczy. Zajrzałam do przebieralni. Piotrek właśnie wręczał kwiaty Renacie i całował ją w policzek... Cholera, co się tutaj dzieje?! Wyszłam bardziej z kąta i chrząknęłam. Piotr odskoczył momentalnie. Wszyscy milczeli. Na szczęście Renata dostała wezwanie. Zostaliśmy sami. Przez chwilę wpatrywałam się w jego oczy.
- Martyna... - Chłopak chyba sam nie wiedział, jak mi to wytłumaczyć.
- Tak? - Spytałam zaciekawiona ukrywając swoją wściekłość. Naprawdę to myślałam, że zaraz mnie tam rozniesie.
- Te kwiaty to były tak po przyjacielsku...
- A pocałunek?
- Też, znaczy się pocałunek tym bardziej. Wiem, że to źle wyglądało.
- Masz rację.
- Ale nas nic nie łączy...
- Zrobimy tak: ja pójdę do pracy, a gdy wrócę do domu, to przygotuj sobie jakąś racjonalną wersję. Ok? - Wyszłam ze stacji nie dając dojść Piotrkowi do słowa.
W sumie byłam zadowolona, że nie dałam się ponieść emocjom. Ukryłam swoją złość. Już myślałam, że ten miesiąc będzie dla mnie szczęśliwy. Widocznie się myliłam. Życie potrafi nieźle zaskoczyć i to w najmniej przewidywalnym momencie.
Nie wiem, co mam o tym sądzić. Czy mam się gniewać i wystawiać naszą miłość na próbę? Czy raczej odpuścić? Biłam się z myślami dłuższą chwilę. Tak w ogóle po co jej te kwiaty? Z jakiej okazji? Miałam w głowie tyle pytań, na które nie potrafiłam sobie odpowiedzieć.
Dzień w pracy był trochę napięty. Napływało dużo wezwań. Były to w szczególności podtopienia. No tak, w końcu zaczyna się sezon letni, a niedługo wakacje. Wzięłam torebkę z krzesła i poszłam do mieszkania. Jestem ciekawa, co mi Piotrek powie i jak to wytłumaczy. Nie chcę się z nim kłócić, ale nie chcę też, żeby mnie zdradzał. To chyba oczywiste.
Po chwili otworzyłam drzwi. Czekała na mnie kolacja przy świecach.
- Już jesteś? - Zapytał Piotr.
- Tak. - Odpowiedziałam smętnym głosem.
- Martyna... To nic nie znaczyło. Mam z Renatą coś do wyjaśnienia. Nie będę tego ukrywał. Znaliśmy się już wcześniej. Chodziliśmy razem na studia i łączyło nas coś więcej niż przyjaźń. Przepraszam, że ci nie powiedziałem, ale bałem się, że to coś zmieni między nami.
Stałam jak wryta i patrzyłam mu prosto w oczy. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Zatkało mnie. ''Nic się nie stało'', czy raczej ''Z nami koniec''?
- Dlaczego to ukrywałeś? - Po tak długim milczeniu w końcu udało mi się coś z siebie wydusić.
- Obawiałem się, że nie będziesz chciała ze mną być, że...
- Im dłużej to w sobie trzymałeś, tym dalej w to brnąłeś. Rozumiesz?
- Tak. Przepraszam. - Piotrek chciał mnie pocałować, lecz ja oddaliłam się o kilka kroków.
- Powiesz mi, dlaczego dałeś jej te kwiaty?
- Po prostu pokłóciliśmy się i chciałem ją przeprosić. Nie chcę mieszać życia prywatnego z zawodowym.
- Ale to było aż takie ważne, żebyś całował ją w policzek i wręczał jej bukiet kwiatów? - Ciągle zachowywałam spokój.
- Trochę tak. Ta kłótnia dotyczyła naszej przeszłości. Martyna, uwierz mi, że to nic nie znaczyło. Mnie z nią nic nie łączy.
Nie wiedziałam, jak na to wszystko odpowiedzieć. Miałam ochotę wyjść, jak również przytulić się do Piotrka i poczuć jego bezpieczne ramiona. Stałam w bezruchu i gapiłam się w podłogę. W głowie układałam sobie wszystko, co chciałam powiedzieć.
- Piotrek, jak się raz straci zaufanie, to potem trudno jest je odbudować. Prześpię się w hotelu i przesuniemy rozmowę na kiedy indziej. Kompletnie nie mam do tego głowy.
- Ale...
Wyszłam. Nie potrafiłam spojrzeć Piotrkowi w oczy, co było chyba najgorsze. Zeszłam schodami na dół i usiadłam na ławce. Zaczęłam płakać. Nie panowałam nad tym. Muszę dawać sobie z tym wszystkim radę. Oprócz Piotrka nie mam nikogo bliskiego, komu mogę powiedzieć wszystko. A on? Nie powiedział mi o przeszłości w której był z Renatą. Dlaczego? Nie ufał mi? Czy po prostu nie chciał mnie martwić?
***
Dzwoniłem już kilka razy do Martyny. Każde połączenie ode mnie odrzucała. Wiem, że ta sytuacja wyglądała jednoznacznie. Każdy by sobie pomyślał, że nas coś łączy.
Kiedyś byłem razem z Renatą. Nie chcieliśmy wziąć ślubu. Dobrze nam było tak, bez żadnych obietnic i zobowiązań. Pewnego dnia Renata wyjechała za granicę. Ponoć znalazła dobrze płatną pracę. Miała tam siostrę, ale chyba kogoś jeszcze... Przez jakiś czas prowadziła podwójne życie. Po tym co mi zrobiła, znienawidziłem ją. Znalazłem pracę w pogotowiu i kilka lat później poznałem Martynę.
Martwiłem się o nią. Wiem, że jest dorosła i świetnie sobie poradzi nawet beze mnie. Kocham Martynę i dla niej zrobiłbym wszystko!
Jutro spotkam ją w pracy i spróbuję to ponownie wytłumaczyć. Może to zrozumie.
Rano wszedłem do bazy. Zobaczyłem Wiktora, który pił kawę. Był po nocce.
- Dzień dobry doktorze. Nie widział pan Martyny?
- Nie, a to wy dziś razem nie przyjechaliście? - Zapytał.
- Nie... Trochę się posprzeczaliśmy.
- Rozumiem... Ale chyba jest w dyspozytorni.
Miałem już wychodzić, gdy zatrzymał mnie Wiktor.
- Nie wiem o co się pokłóciliście, ale nie zepsuj tego. Martyna to dobra dziewczyna.
- Wiem, doktorze.
Wyszedłem ze stacji i szybko udałem się w stronę dyspozytorni. Miałem nadzieję, że Martyna to zrozumie i mi wybaczy.
czwartek, 23 kwietnia 2015
Rozdział 17 ''Zaufanie to odwaga, wierność to siła''
- Ja już nie mam siły! Niech pani to zrozumie! - Zaczęła krzyczeć Martyna, która była coraz bardziej bezsilna.
- Ma pani dla kogo walczyć... Proszę przestać tak mówić!
- Myślę, że już prawie nie mam.
- Jak to? A ten pani chłopak, który tu zawsze przychodzi? Który zawsze pani pomaga? O nim pani zapomniała?
- No właśnie najgorsze jest to, że nie zapomniałam.
- Proszę przestać tak myśleć.
Martyna ponownie zabrała się do ćwiczeń. W pewnym momencie jej noga drgnęła. Popatrzyła na rehabilitantkę. Obie uśmiechnęły się do siebie.
***
- Martyna, zabieram cię nad jezioro. - Powiedział Piotrek siadając na kanapie.
- Gdzie? Przecież jutro pracujesz.
- Wziąłem wolne. No nie daj się prosić...
- No dobrze. - Kobieta uśmiechnęła się w jego stronę. - Piotruś...
- Tak?
- Pamiętasz, że jutro masz urodziny?
- Pamiętam. A co, szykujesz dla mnie jakąś niespodziankę?
- Może, może.
***
Spojrzała na błękitną taflę wody. Piotrek wychodził z jeziora cały mokry. Podszedł do niej i przytulił ją.
- Piotruś! Mokry jesteś!
Chłopak wziął Martynę na ręce i zamoczył ją w wodzie. Świetnie się bawili.
Leżała na kocu. Co chwila ludzie przenosili na nią wzrok ze względu na wózek, który stał obok niej.
- Może już pójdziemy do pokoju? - Zapytała niepewna.
- Martynka, będziesz się przejmować jakimiś gapiami? Zostańmy jeszcze trochę. Jest ciepło...
- Właśnie, Piotrek ja coś dla ciebie mam. Podasz mi tamtą torebeczkę? Tam jest prezent dla ciebie.
Mężczyzna sięgnął po wskazaną rzecz. Jego oczom ukazał się perfum, który był bardzo ładnie zapakowany.
- Dziękuję kochanie. - Powiedział.
- Nie ma za co. - Martyna uśmiechnęła się do niego.
Kilka godzin później para siedziała w pokoju hotelowym i oglądała film.
- Piotrek, wyłączysz już? Jestem zmęczona.
- Pewnie. Dobranoc. - Piotr pocałował dziewczynę w usta.
Koło północy Martyna się obudziła. Coś jej nie pasowało. Spojrzała na swoje nogi. Powoli nimi ruszała... Czy może to sen? Czy jej się to śni?
- Piotrek! Piotrek! Obudź się!
- Co się stało? - Chłopak automatycznie przeniósł wzrok na nogi kobiety. Zaniemówił.
- Widzisz to samo co ja? Czy mi się to śni?
- Martynka... To ci się nie śni. - Para uśmiechnęła się do siebie. - Widzisz? Mówiłem, że wszystko się ułoży i szybko odzyskasz sprawność.
- Kocham cię. - Martyna pocałowała Piotrka.
- Ja ciebie też, ale możemy iść teraz spać?
- Jasne, ale ja już nie zasnę.
*Martyna*
Piotruś migiem zasnął, jednak ja nie mogłam powstrzymać energii, która mnie po prostu rozpierała! Nogami ruszałam już ponad dwadzieścia minut. Wszystko było dobrze. Jutro wracamy. Niedługo pewnie będę uczyć się chodzić o kulach, a potem... A potem będę normalnie chodzić!
Leżałam, aż zaczęło robić się coraz jaśniej. Spojrzałam na wschodzące słońce... Chciałabym teraz pobiegać. Gdy już odzyskam pełną sprawność muszę sobie wzmocnić kondycję. Nie mogę się już tego doczekać. Dzisiejsza noc była najcudowniejsza!
Gdy przypomnę sobie, co działo się kilka tygodni temu... Nie miałam już siły walczyć dalej, ale opłacało się. Tym wszystkim udowodniłam sobie, że jestem silna. Mało ludzi by sobie z tym poradziło. Ja dałam radę. Byłam z siebie dumna. Spojrzałam na Piotrka, który chyba się obudził.
- Martynka, już nie śpisz? - Zapytał niewyspany.
- Nie, nie spałam od wtedy. - Od tamtej chwili byłam cały czas uśmiechnięta.
Chciałam wstać, lecz poczułam silny uchwyt dłoni.
- To, że poruszasz nogami, nie znaczy, że od razu zaczniesz chodzić. Znam cię już trochę i nie rób wszystkiego na raz, ok?
- Tak, Piotruś.
Około dwunastej byliśmy w szpitalu. Poszłam na rehabilitację. Pani Ania nauczyła mnie chodzić o kulach. Zadowolona wyszłam z gabinetu i skierowałam się w stronę stacji, w której czekał na mnie Piotr.
- Cześć wszystkim!
- Martyna? Ty... chodzisz?! - Zapytał Wiktor odkładając stos papierów na stół.
- Tak! Już niedługo będę chodzić bez tych kul. Adaś, widziałeś? - Skierowałam wzrok na chłopaka.
- Jestem z ciebie dumny. - Zażartował Adam i mnie przytulił.
Chwilę z nimi porozmawialiśmy. Na całe szczęście nie spotkałam Renaty, lecz miałam dziś dobry humor, więc ona miałaby mi go zepsuć? O nie, nikt mi dziś nie odbierze tego cudownego dnia.
Weszłam z Piotrkiem do salonu. Byłam zmęczona. W nocy się nie wyspałam. Odłożyłam kule i położyłam się na kanapę. Oparłam głowę o ramie Piotrka. Chyba zasnęłam...
- Ma pani dla kogo walczyć... Proszę przestać tak mówić!
- Myślę, że już prawie nie mam.
- Jak to? A ten pani chłopak, który tu zawsze przychodzi? Który zawsze pani pomaga? O nim pani zapomniała?
- No właśnie najgorsze jest to, że nie zapomniałam.
- Proszę przestać tak myśleć.
Martyna ponownie zabrała się do ćwiczeń. W pewnym momencie jej noga drgnęła. Popatrzyła na rehabilitantkę. Obie uśmiechnęły się do siebie.
***
- Martyna, zabieram cię nad jezioro. - Powiedział Piotrek siadając na kanapie.
- Gdzie? Przecież jutro pracujesz.
- Wziąłem wolne. No nie daj się prosić...
- No dobrze. - Kobieta uśmiechnęła się w jego stronę. - Piotruś...
- Tak?
- Pamiętasz, że jutro masz urodziny?
- Pamiętam. A co, szykujesz dla mnie jakąś niespodziankę?
- Może, może.
***
Spojrzała na błękitną taflę wody. Piotrek wychodził z jeziora cały mokry. Podszedł do niej i przytulił ją.
- Piotruś! Mokry jesteś!
Chłopak wziął Martynę na ręce i zamoczył ją w wodzie. Świetnie się bawili.
Leżała na kocu. Co chwila ludzie przenosili na nią wzrok ze względu na wózek, który stał obok niej.
- Może już pójdziemy do pokoju? - Zapytała niepewna.
- Martynka, będziesz się przejmować jakimiś gapiami? Zostańmy jeszcze trochę. Jest ciepło...
- Właśnie, Piotrek ja coś dla ciebie mam. Podasz mi tamtą torebeczkę? Tam jest prezent dla ciebie.
Mężczyzna sięgnął po wskazaną rzecz. Jego oczom ukazał się perfum, który był bardzo ładnie zapakowany.
- Dziękuję kochanie. - Powiedział.
- Nie ma za co. - Martyna uśmiechnęła się do niego.
Kilka godzin później para siedziała w pokoju hotelowym i oglądała film.
- Piotrek, wyłączysz już? Jestem zmęczona.
- Pewnie. Dobranoc. - Piotr pocałował dziewczynę w usta.
Koło północy Martyna się obudziła. Coś jej nie pasowało. Spojrzała na swoje nogi. Powoli nimi ruszała... Czy może to sen? Czy jej się to śni?
- Piotrek! Piotrek! Obudź się!
- Co się stało? - Chłopak automatycznie przeniósł wzrok na nogi kobiety. Zaniemówił.
- Widzisz to samo co ja? Czy mi się to śni?
- Martynka... To ci się nie śni. - Para uśmiechnęła się do siebie. - Widzisz? Mówiłem, że wszystko się ułoży i szybko odzyskasz sprawność.
- Kocham cię. - Martyna pocałowała Piotrka.
- Ja ciebie też, ale możemy iść teraz spać?
- Jasne, ale ja już nie zasnę.
*Martyna*
Piotruś migiem zasnął, jednak ja nie mogłam powstrzymać energii, która mnie po prostu rozpierała! Nogami ruszałam już ponad dwadzieścia minut. Wszystko było dobrze. Jutro wracamy. Niedługo pewnie będę uczyć się chodzić o kulach, a potem... A potem będę normalnie chodzić!
Leżałam, aż zaczęło robić się coraz jaśniej. Spojrzałam na wschodzące słońce... Chciałabym teraz pobiegać. Gdy już odzyskam pełną sprawność muszę sobie wzmocnić kondycję. Nie mogę się już tego doczekać. Dzisiejsza noc była najcudowniejsza!
Gdy przypomnę sobie, co działo się kilka tygodni temu... Nie miałam już siły walczyć dalej, ale opłacało się. Tym wszystkim udowodniłam sobie, że jestem silna. Mało ludzi by sobie z tym poradziło. Ja dałam radę. Byłam z siebie dumna. Spojrzałam na Piotrka, który chyba się obudził.
- Martynka, już nie śpisz? - Zapytał niewyspany.
- Nie, nie spałam od wtedy. - Od tamtej chwili byłam cały czas uśmiechnięta.
Chciałam wstać, lecz poczułam silny uchwyt dłoni.
- To, że poruszasz nogami, nie znaczy, że od razu zaczniesz chodzić. Znam cię już trochę i nie rób wszystkiego na raz, ok?
- Tak, Piotruś.
Około dwunastej byliśmy w szpitalu. Poszłam na rehabilitację. Pani Ania nauczyła mnie chodzić o kulach. Zadowolona wyszłam z gabinetu i skierowałam się w stronę stacji, w której czekał na mnie Piotr.
- Cześć wszystkim!
- Martyna? Ty... chodzisz?! - Zapytał Wiktor odkładając stos papierów na stół.
- Tak! Już niedługo będę chodzić bez tych kul. Adaś, widziałeś? - Skierowałam wzrok na chłopaka.
- Jestem z ciebie dumny. - Zażartował Adam i mnie przytulił.
Chwilę z nimi porozmawialiśmy. Na całe szczęście nie spotkałam Renaty, lecz miałam dziś dobry humor, więc ona miałaby mi go zepsuć? O nie, nikt mi dziś nie odbierze tego cudownego dnia.
Weszłam z Piotrkiem do salonu. Byłam zmęczona. W nocy się nie wyspałam. Odłożyłam kule i położyłam się na kanapę. Oparłam głowę o ramie Piotrka. Chyba zasnęłam...
czwartek, 16 kwietnia 2015
Rozdział 16 ''Sny (rzadko) mówią prawdę''
Mama Piotrka spojrzała się na Martynę.
- Nie mogłeś sobie znaleźć zdrowej? Jesteś przystojny, mógłbyś mieć każdą. - Odrzekła.
Z niewiadomych powodów pojawiła tam się również Renata. Zaczęła się śmiać.
- Widzisz? Mówiłam... - Kobieta spojrzała na nią z litością.
- Mamo, przecież to jest tylko pracownica karetki. Do tego sparaliżowana. Renatka jest moją dziewczyną.
Obudziła się zalana potem z łzami w oczach. Spojrzała się w stronę Piotrka, który jeszcze spał. Odetchnęła z ulgą, jednak coś jej nie dawało spokoju. Dziś miała wyjechać do jego mamy.
- Piotruś... Obudź się! - Powiedziała wystraszona.
- Tak? - Zapytał sennym głosem.
- Kochasz mnie? Powiedz, że mnie kochasz!
- Martynka, kocham cię, ale co się dzieje? Jesteś blada.
- Miałam straszny sen... - Dziewczyna mocno wtuliła się w Piotrka.
- Co ci się śniło? - Pocałował ją w policzek.
- Twoją dziewczyną była Renata i... Twoja mama mnie nie zaakceptowała! - Martynie znów pojawiły się łzy w oczach.
- Spokojnie. Dziś się z nią spotkamy. To był zły sen, nie martw się. Chcesz wody?
- Tak.
Piotr wstał i poszedł do kuchni. Zrobił sobie kawę. Po chwili podjechała Martyna. Napiła się wody.
- Uspokoiłaś się już?
- Nie chcę jechać do twojej mamy.
- Ale kochanie... To był sen, ona nigdy by takiego czegoś nie powiedziała!
- A jak mnie nie zaakceptuje naprawdę? Piotruś, nie chcę tam jechać.
- Moja mama jest tolerancyjna. Nie zaufasz mi?
- Zrobię to dla ciebie. - Kobieta uśmiechnęła się.
- W drodze do niej, podjedziemy jeszcze na cmentarz? Muszę odwiedzić mojego tatę...
- Pewnie. Tylko nie zostawajmy na noc.
- Dla ciebie wszystko.
***
Piotrek stał nieruchomo nad grobem ojca. Przypomniały mu się wszystkie chwile z nim spędzone, choć było ich mało.
- Szkoda, że nie mógł poznać takiej wspaniałej osoby jak ty. - Powiedział chłopak.
Martyna nic nie odpowiedziała, tylko złapała go za rękę.
- Idziemy?
- Poczekaj jeszcze chwilę...
Po godzinie para była w domu mamy Piotrka. Siedzieli w salonie i rozmawiali.
- Pani Krystyno, bałam się, że pani mnie nie zaakceptuje. - Rzekła Martyna.
- Aż tak o mnie źle myślałaś? - Zaśmiała się. - Cieszę się, że mój najstarszy synek znalazł sobie tak wspaniałą kobietę. Aha... I mów do mnie mamo.
- Dobrze. - Odpowiedziała uśmiechnięta dziewczyna.
W tym momencie do pokoju weszła kobieta z małym dzieckiem na rękach.
- Cześć, Piotruś! - Zawołała.
- Julia... Hej. Martynka, to jest moja siostra.
Obie podały sobie ręce.
- A to jest Michał... Misiu, mój syn. - Julia położyła dziecko na dywanie, wyciągnęła mu zabawki, a sama usiadła na fotel. - Jeździsz na wózku?
- Mieliśmy wypadek jakieś dwa miesiące temu.
- Współczuję... Ja też w życiu nie mam łatwo. Od półtora roku wychowuję sama dziecko i zarabiam. Wszystkiemu muszę poświęcić trochę czasu, co nie jest łatwe.
- A gdzie pracujesz?
- Jestem dziennikarką. - Odpowiedziała.
Wszyscy mile rozmawiali. Nastał wieczór. Piotr i Martyna musieli odjechać. Po godzinie byli w domu.
- Zmęczyłam się dzisiejszym dniem. Ale myślałam, że wypadnę gorzej... Twoja mama i Julia są świetne.
- Widzisz? Mówiłem. Pójdę się wykąpać. - Mężczyzna wyjął z kieszeni telefon, położył go na stole i udał się do łazienki.
Martyna siedziała na kanapie i oglądała telewizję. Chwilę później zadzwoniła komórka Piotrka. Dziewczyna zobaczyła na wyświetlaczu napis ''Renata''.
***
- Ktoś do mnie dzwonił? - Zapytał.
- Tak...
Piotrek zaczął sprawdzać coś w telefonie.
- I kto to był?
- Adaś... Czego on znowu ode mnie chce?
Po tych słowach zrobiło mi się strasznie przykro. Wiedziałam, że Piotrek mnie okłamał, przecież dzwoniła do niego Renata. Tylko w jakiej sprawie? Gdyby byli tylko znajomymi, powiedziałby mi. Przypomniał mi się mój sen. Czyżby miał on coś sygnalizować? Nie, nie wierzę w takie rzeczy.
Pomimo tego Piotruś mnie zawiódł. Byłam zmęczona i nie chciałam już roztrząsać tego tematu. Dalej wpatrywałam się w ekran telewizora i oglądałam jakiś film, który w ogóle mnie nie interesował.
- O czym tak myślisz? - Zapytał.
- O niczym... Idziesz jutro do pracy?
- Tak, a ty?
- Ja też. Dyspozytornia wcale nie jest taka zła. Jest Ruda i kilka innych dziewczyn. Mam z kim pogadać.
- A w karetce nie miałaś?
- Miałam, ale odkąd zaczęliśmy jeździć z Renatą... Jakoś straciłam ochotę na rozmowę z nią. Piotrek, zaniesiesz mnie do sypialni? Chce mi się spać.
- Pewnie.
- Nie mogłeś sobie znaleźć zdrowej? Jesteś przystojny, mógłbyś mieć każdą. - Odrzekła.
Z niewiadomych powodów pojawiła tam się również Renata. Zaczęła się śmiać.
- Widzisz? Mówiłam... - Kobieta spojrzała na nią z litością.
- Mamo, przecież to jest tylko pracownica karetki. Do tego sparaliżowana. Renatka jest moją dziewczyną.
Obudziła się zalana potem z łzami w oczach. Spojrzała się w stronę Piotrka, który jeszcze spał. Odetchnęła z ulgą, jednak coś jej nie dawało spokoju. Dziś miała wyjechać do jego mamy.
- Piotruś... Obudź się! - Powiedziała wystraszona.
- Tak? - Zapytał sennym głosem.
- Kochasz mnie? Powiedz, że mnie kochasz!
- Martynka, kocham cię, ale co się dzieje? Jesteś blada.
- Miałam straszny sen... - Dziewczyna mocno wtuliła się w Piotrka.
- Co ci się śniło? - Pocałował ją w policzek.
- Twoją dziewczyną była Renata i... Twoja mama mnie nie zaakceptowała! - Martynie znów pojawiły się łzy w oczach.
- Spokojnie. Dziś się z nią spotkamy. To był zły sen, nie martw się. Chcesz wody?
- Tak.
Piotr wstał i poszedł do kuchni. Zrobił sobie kawę. Po chwili podjechała Martyna. Napiła się wody.
- Uspokoiłaś się już?
- Nie chcę jechać do twojej mamy.
- Ale kochanie... To był sen, ona nigdy by takiego czegoś nie powiedziała!
- A jak mnie nie zaakceptuje naprawdę? Piotruś, nie chcę tam jechać.
- Moja mama jest tolerancyjna. Nie zaufasz mi?
- Zrobię to dla ciebie. - Kobieta uśmiechnęła się.
- W drodze do niej, podjedziemy jeszcze na cmentarz? Muszę odwiedzić mojego tatę...
- Pewnie. Tylko nie zostawajmy na noc.
- Dla ciebie wszystko.
***
Piotrek stał nieruchomo nad grobem ojca. Przypomniały mu się wszystkie chwile z nim spędzone, choć było ich mało.
- Szkoda, że nie mógł poznać takiej wspaniałej osoby jak ty. - Powiedział chłopak.
Martyna nic nie odpowiedziała, tylko złapała go za rękę.
- Idziemy?
- Poczekaj jeszcze chwilę...
Po godzinie para była w domu mamy Piotrka. Siedzieli w salonie i rozmawiali.
- Pani Krystyno, bałam się, że pani mnie nie zaakceptuje. - Rzekła Martyna.
- Aż tak o mnie źle myślałaś? - Zaśmiała się. - Cieszę się, że mój najstarszy synek znalazł sobie tak wspaniałą kobietę. Aha... I mów do mnie mamo.
- Dobrze. - Odpowiedziała uśmiechnięta dziewczyna.
W tym momencie do pokoju weszła kobieta z małym dzieckiem na rękach.
- Cześć, Piotruś! - Zawołała.
- Julia... Hej. Martynka, to jest moja siostra.
Obie podały sobie ręce.
- A to jest Michał... Misiu, mój syn. - Julia położyła dziecko na dywanie, wyciągnęła mu zabawki, a sama usiadła na fotel. - Jeździsz na wózku?
- Mieliśmy wypadek jakieś dwa miesiące temu.
- Współczuję... Ja też w życiu nie mam łatwo. Od półtora roku wychowuję sama dziecko i zarabiam. Wszystkiemu muszę poświęcić trochę czasu, co nie jest łatwe.
- A gdzie pracujesz?
- Jestem dziennikarką. - Odpowiedziała.
Wszyscy mile rozmawiali. Nastał wieczór. Piotr i Martyna musieli odjechać. Po godzinie byli w domu.
- Zmęczyłam się dzisiejszym dniem. Ale myślałam, że wypadnę gorzej... Twoja mama i Julia są świetne.
- Widzisz? Mówiłem. Pójdę się wykąpać. - Mężczyzna wyjął z kieszeni telefon, położył go na stole i udał się do łazienki.
Martyna siedziała na kanapie i oglądała telewizję. Chwilę później zadzwoniła komórka Piotrka. Dziewczyna zobaczyła na wyświetlaczu napis ''Renata''.
***
- Ktoś do mnie dzwonił? - Zapytał.
- Tak...
Piotrek zaczął sprawdzać coś w telefonie.
- I kto to był?
- Adaś... Czego on znowu ode mnie chce?
Po tych słowach zrobiło mi się strasznie przykro. Wiedziałam, że Piotrek mnie okłamał, przecież dzwoniła do niego Renata. Tylko w jakiej sprawie? Gdyby byli tylko znajomymi, powiedziałby mi. Przypomniał mi się mój sen. Czyżby miał on coś sygnalizować? Nie, nie wierzę w takie rzeczy.
Pomimo tego Piotruś mnie zawiódł. Byłam zmęczona i nie chciałam już roztrząsać tego tematu. Dalej wpatrywałam się w ekran telewizora i oglądałam jakiś film, który w ogóle mnie nie interesował.
- O czym tak myślisz? - Zapytał.
- O niczym... Idziesz jutro do pracy?
- Tak, a ty?
- Ja też. Dyspozytornia wcale nie jest taka zła. Jest Ruda i kilka innych dziewczyn. Mam z kim pogadać.
- A w karetce nie miałaś?
- Miałam, ale odkąd zaczęliśmy jeździć z Renatą... Jakoś straciłam ochotę na rozmowę z nią. Piotrek, zaniesiesz mnie do sypialni? Chce mi się spać.
- Pewnie.
sobota, 11 kwietnia 2015
Rozdział 15 ''Nawet najszczęśliwszym choroba może zabrać szczęście''
Martyna pojechała do kuchni i sięgnęła telefon.
- Halo?
- Cześć słoneczko, długo się nie odzywałaś. - Powiedziała Beata. Dziewczyna na chwilę ucichła. - Jesteś tam?
- Tak mamo, jestem. Po prostu stało się coś o czym nie chcę rozmawiać.
- Ktoś cię skrzywdził?
- Nie. Miałam wypadek z Piotrkiem... Ale to nie jest rozmowa na telefon.
- W takim razie może przyjedziecie dziś na noc? - Zaproponowała kobieta. - Przedstawisz nam swojego chłopaka.
- Dobrze. Będziemy pod wieczór. Do zobaczenia. - Powiedziała Martyna rozłączając się.
Po chwili przyszedł Piotr z pracy. Pocałował dziewczynę na powitanie.
- Jak ci minął dzień? - Zapytał.
- Moja mama dzwoniła. Pojedziemy do nich na noc? Przez ten cały wypadek zapomniałam z nią porozmawiać.
***
Wysiadła z samochodu i skierowała się w stronę dużego, białego domu, który otoczony był zielonym żywopłotem. Na podwórku biegały duże psy, które jak zobaczyły Martynę pobiegły do niej.
- Zobacz Piotruś, to moje pieski.
- Pieski? - Zapytał zaskoczony.
- Kiedyś były małe...
- Myślisz, że mnie polubią? Twoi rodzice w sensie...
- Mama na pewno... Tata też cię polubi, ale musimy dać mu czas. Doznają teraz szoku, gdy mnie zobaczą na wózku. Trochę boję się ich reakcji.
Po chwili Beata usłyszała rozmowę w ogrodzie. Otworzyła drzwi balkonowe.
- Dzieci? - Zapytała i stanęła jak wryta.
- Tak... Mówiłam, że to nie rozmowa na telefon. Mogę wjechać?
- Chodźcie...
Wszyscy skierowali się do salonu.
- Cześć tato. - Powiedziała Martyna. - Zaraz wam wszystko wyjaśnię, ale najpierw przedstawię wam kogoś. To jest Piotrek.
- Andrzej. - Mężczyzna podał mu rękę. - A teraz powiesz nam co się stało?
- Mieliśmy z Piotrkiem wypadek na motorze. Jestem sparaliżowana od pasa w dół.
Rodzice Martyny stali i patrzyli się na siebie.
- Ale jak wy teraz zarabiacie? Dajecie sobie radę? - Zapytał Andrzej, który jak zwykle pierwszy podejmował temat pieniędzy.
- Ja pracuję. - Powiedział chłopak.
- Tato, tobie jak zwykle chodzi o pieniądze. Nawet nie zapytałeś, jak się czuję.
- Gdybyś pracowała jako księgowa w firmie u Jakubowskiego, to nigdy taka sytuacja by nie sprawiała problemów.
- Mam tego dość... Pójdziemy Piotruś do pokoju?
- Tak. - Powiedział chłopak biorąc Martynę na ręce.
Beata pobiegła za nimi do sypialni.
- Dzieci, możemy porozmawiać? - Zapytała.
Piotrek posadził Martynę na łóżku, która spojrzała się na okno. Było już koło dwudziestej drugiej.
- Wiedziałam, że tak to się skończy. - Powiedziała. Łzy zaczęły jej napływać do oczu. - Chcę wrócić do domu, mam jego dość.
- Może dasz mu szansę? - Piotrek przytulił Martynę.
- Ja mu ciągle daję szansę, ale on mnie traktuje jak zawsze. Nigdy się dla niego nie liczyłam. Mu zawsze chodziło o te cholerne pieniądze!
Po chwili Beata wyszła z pokoju. Piotrek zasnął, lecz Martyna nie mogła spać. Przewracała się z boku na bok.
*Martyna*
Nie mogłam zasnąć. Łzy ciągle spływały mi po policzkach, lecz starałam się je opanować. Rozglądałam się po pokoju patrząc na okno z którego widać było całą okolicę. Widziałam szkołę do której kiedyś chodziłam... Przypomniały mi się czasy, w których miałam osiemnaście lat i żyłam chwilą.
Przekręciłam się w stronę Piotrka. Przytuliłam go starając się zamknąć oczy i zasnąć.
***
Piotrek zszedł na dół. Zobaczył Andrzeja, który pił kawę, czytając przy tym gazetę.
- Dzień dobry. - Powiedział.
- Cześć... Usiądziesz?
Chłopak usiadł przy stole.
- Głupio się wczoraj zachowałem. Dopiero wczoraj wieczorem zdałem sobie sprawę, jaką przykrość jej sprawiłem.
- Martyna całą noc płakała.
- Nie chciałem, żeby tak wyszło. Jest to dla mnie nowa sytuacja. Pierwszy raz zobaczyłem córkę na wózku inwalidzkim. To był dla mnie szok.
- Powinien ją pan przeprosić.
- Wiem. Tak w ogóle... Mów do mnie ''tato''.
- Dobrze tato. - Piotrek uśmiechnął się.
W tym momencie do kuchni wjechała Martyna.
- Czy ja dobrze słyszałam?
- Córeczko, mogę cię zabrać na spacer?
- Tak, chyba musimy sobie coś wyjaśnić.
Po chwili wyszli. Mijali dobrze znane miejsca dla kobiety.
- Przepraszam. - Powiedział Andrzej.
Martyna przez chwilę nic nie mówiła.
- Nie ma za co. Zgoda?
- Zgoda. - Tata uśmiechnął się do córki.
Po chwili wrócili do domu. Zobaczyli pięknie zastawiony stół.
- Zapraszamy na śniadanie. - Beata i Piotrek powiedzieli to zgodnie.
Wszyscy usiedli do stołu i jedli posiłek.
- A co u Łukasza? - Zapytała Martyna.
- Alicja, jego narzeczona jest w ciąży. Niedługo będą się żenić... A wy?
- Mamo, my jeszcze nawet nie jesteśmy zaręczeni i nie mamy konkretnych planów. - Odrzekła. - Prawda Piotruś?
- Tak...
Pod wieczór para wyjechała od rodziców Martyny. Przejechali obok jakiegoś domu.
- Tu mieszkał Bartek! - Powiedziała entuzjastycznie.
- Kto?
- Moja miłość z przedszkola.
- Dobrze, że tylko z przedszkola. - Piotrek się uśmiechnął.
Po godzinie byli w mieszkaniu.
- O twoim bracie nic nie wspominałaś...
- Nie było okazji. - Odpowiedziała.
- Teraz czas na odwiedziny mojej mamy.
- Piotrek... Boję się, że mnie nie zaakceptuje. Jeszcze pomyśli...
- Przestań. - Powiedział i pocałował Martynę. - Wszyscy cię lubią, to niby dlaczego moja mama miała by cię nie polubić?
- Niby tak. Masz rodzeństwo? - Zapytała.
- Brata Tomka i siostrę Julię. - Powiedział i zaczął całować kobietę. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni...
- Halo?
- Cześć słoneczko, długo się nie odzywałaś. - Powiedziała Beata. Dziewczyna na chwilę ucichła. - Jesteś tam?
- Tak mamo, jestem. Po prostu stało się coś o czym nie chcę rozmawiać.
- Ktoś cię skrzywdził?
- Nie. Miałam wypadek z Piotrkiem... Ale to nie jest rozmowa na telefon.
- W takim razie może przyjedziecie dziś na noc? - Zaproponowała kobieta. - Przedstawisz nam swojego chłopaka.
- Dobrze. Będziemy pod wieczór. Do zobaczenia. - Powiedziała Martyna rozłączając się.
Po chwili przyszedł Piotr z pracy. Pocałował dziewczynę na powitanie.
- Jak ci minął dzień? - Zapytał.
- Moja mama dzwoniła. Pojedziemy do nich na noc? Przez ten cały wypadek zapomniałam z nią porozmawiać.
***
Wysiadła z samochodu i skierowała się w stronę dużego, białego domu, który otoczony był zielonym żywopłotem. Na podwórku biegały duże psy, które jak zobaczyły Martynę pobiegły do niej.
- Zobacz Piotruś, to moje pieski.
- Pieski? - Zapytał zaskoczony.
- Kiedyś były małe...
- Myślisz, że mnie polubią? Twoi rodzice w sensie...
- Mama na pewno... Tata też cię polubi, ale musimy dać mu czas. Doznają teraz szoku, gdy mnie zobaczą na wózku. Trochę boję się ich reakcji.
Po chwili Beata usłyszała rozmowę w ogrodzie. Otworzyła drzwi balkonowe.
- Dzieci? - Zapytała i stanęła jak wryta.
- Tak... Mówiłam, że to nie rozmowa na telefon. Mogę wjechać?
- Chodźcie...
Wszyscy skierowali się do salonu.
- Cześć tato. - Powiedziała Martyna. - Zaraz wam wszystko wyjaśnię, ale najpierw przedstawię wam kogoś. To jest Piotrek.
- Andrzej. - Mężczyzna podał mu rękę. - A teraz powiesz nam co się stało?
- Mieliśmy z Piotrkiem wypadek na motorze. Jestem sparaliżowana od pasa w dół.
Rodzice Martyny stali i patrzyli się na siebie.
- Ale jak wy teraz zarabiacie? Dajecie sobie radę? - Zapytał Andrzej, który jak zwykle pierwszy podejmował temat pieniędzy.
- Ja pracuję. - Powiedział chłopak.
- Tato, tobie jak zwykle chodzi o pieniądze. Nawet nie zapytałeś, jak się czuję.
- Gdybyś pracowała jako księgowa w firmie u Jakubowskiego, to nigdy taka sytuacja by nie sprawiała problemów.
- Mam tego dość... Pójdziemy Piotruś do pokoju?
- Tak. - Powiedział chłopak biorąc Martynę na ręce.
Beata pobiegła za nimi do sypialni.
- Dzieci, możemy porozmawiać? - Zapytała.
Piotrek posadził Martynę na łóżku, która spojrzała się na okno. Było już koło dwudziestej drugiej.
- Wiedziałam, że tak to się skończy. - Powiedziała. Łzy zaczęły jej napływać do oczu. - Chcę wrócić do domu, mam jego dość.
- Może dasz mu szansę? - Piotrek przytulił Martynę.
- Ja mu ciągle daję szansę, ale on mnie traktuje jak zawsze. Nigdy się dla niego nie liczyłam. Mu zawsze chodziło o te cholerne pieniądze!
Po chwili Beata wyszła z pokoju. Piotrek zasnął, lecz Martyna nie mogła spać. Przewracała się z boku na bok.
*Martyna*
Nie mogłam zasnąć. Łzy ciągle spływały mi po policzkach, lecz starałam się je opanować. Rozglądałam się po pokoju patrząc na okno z którego widać było całą okolicę. Widziałam szkołę do której kiedyś chodziłam... Przypomniały mi się czasy, w których miałam osiemnaście lat i żyłam chwilą.
Przekręciłam się w stronę Piotrka. Przytuliłam go starając się zamknąć oczy i zasnąć.
***
Piotrek zszedł na dół. Zobaczył Andrzeja, który pił kawę, czytając przy tym gazetę.
- Dzień dobry. - Powiedział.
- Cześć... Usiądziesz?
Chłopak usiadł przy stole.
- Głupio się wczoraj zachowałem. Dopiero wczoraj wieczorem zdałem sobie sprawę, jaką przykrość jej sprawiłem.
- Martyna całą noc płakała.
- Nie chciałem, żeby tak wyszło. Jest to dla mnie nowa sytuacja. Pierwszy raz zobaczyłem córkę na wózku inwalidzkim. To był dla mnie szok.
- Powinien ją pan przeprosić.
- Wiem. Tak w ogóle... Mów do mnie ''tato''.
- Dobrze tato. - Piotrek uśmiechnął się.
W tym momencie do kuchni wjechała Martyna.
- Czy ja dobrze słyszałam?
- Córeczko, mogę cię zabrać na spacer?
- Tak, chyba musimy sobie coś wyjaśnić.
Po chwili wyszli. Mijali dobrze znane miejsca dla kobiety.
- Przepraszam. - Powiedział Andrzej.
Martyna przez chwilę nic nie mówiła.
- Nie ma za co. Zgoda?
- Zgoda. - Tata uśmiechnął się do córki.
Po chwili wrócili do domu. Zobaczyli pięknie zastawiony stół.
- Zapraszamy na śniadanie. - Beata i Piotrek powiedzieli to zgodnie.
Wszyscy usiedli do stołu i jedli posiłek.
- A co u Łukasza? - Zapytała Martyna.
- Alicja, jego narzeczona jest w ciąży. Niedługo będą się żenić... A wy?
- Mamo, my jeszcze nawet nie jesteśmy zaręczeni i nie mamy konkretnych planów. - Odrzekła. - Prawda Piotruś?
- Tak...
Pod wieczór para wyjechała od rodziców Martyny. Przejechali obok jakiegoś domu.
- Tu mieszkał Bartek! - Powiedziała entuzjastycznie.
- Kto?
- Moja miłość z przedszkola.
- Dobrze, że tylko z przedszkola. - Piotrek się uśmiechnął.
Po godzinie byli w mieszkaniu.
- O twoim bracie nic nie wspominałaś...
- Nie było okazji. - Odpowiedziała.
- Teraz czas na odwiedziny mojej mamy.
- Piotrek... Boję się, że mnie nie zaakceptuje. Jeszcze pomyśli...
- Przestań. - Powiedział i pocałował Martynę. - Wszyscy cię lubią, to niby dlaczego moja mama miała by cię nie polubić?
- Niby tak. Masz rodzeństwo? - Zapytała.
- Brata Tomka i siostrę Julię. - Powiedział i zaczął całować kobietę. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni...
wtorek, 7 kwietnia 2015
Rozdział 14 ''Dobre złego początki''
Kilka dni później.
Piotrek dostał wypis ze szpitala. Poszedł do stacji.
- Cześć, doktorze.
- Cześć. Gdzie masz Martynę? - Zapytał lekarz odkładając stos papierów na biurko.
- Musi jeszcze kilka dni poleżeć w szpitalu.
- A jak ona się czuje? Jak sobie z tym wszystkim radzi?
- Nie jest łatwo, ale dajemy radę.
- Wy?
- Tak, jesteśmy razem.
Całej rozmowie przysłuchiwała się Renata. Po chwili Piotr poszedł do Martyny. Wszedł do sali z wózkiem inwalidzkim.
- Witam, oto pani nowe Porsche. - Dziewczyna się uśmiechnęła.
Piotr posadził Martynę na wózek.
- Przejedziemy się do stacji? Wszyscy się za tobą stęsknili.
Para udała się w stronę bazy. Martyna rozmawiała z Adamem.
- Jesteście razem? - Zapytała Renata podchodząc do Piotrka.
- Tak.
- Chcesz być ze sparaliżowaną dziewczyną, a nie ze sprawną?
- Kocham Martynę z wózkiem i bez niego. Wierzę, że odzyska sprawność i to niedługo.
- Ona będzie cię tylko przygnębiać. Znałam takich ludzi. Prędzej, czy później pęknie i będzie miała dość.
- Ty chyba nie znasz Martyny. - Piotrek poszedł w stronę Adama. - Będziemy już iść?
- Tak. To cześć Adaś.
Piotr odwiózł Martynę do sali, a potem udał się do domu.
*Martyna*
Powoli odsunęłam kołdrę i spojrzałam na swoje nogi. Dotknęłam ich, lecz nic nie czułam. W oczach pojawiły mi się łzy. Do sali weszła pielęgniarka i powiedziała, że zabiera mnie na rehabilitację.
- Im pani szybciej zacznie ćwiczenia, tym prędzej odzyska pani sprawność.
Pielęgniarka wjechała z Martyną do pomieszczenia.
- Witam, jestem Ania Nowicka. Będę pani rehabilitantką.
- Martyna. - Kobiety podały sobie ręce. - A więc ten wypadek był tydzień temu. Nie wiem, czy jest to ważne, ale poroniłam.
- W takiej sytuacji wszystko może być ważne. Masz niedowład kończyn dolnych, tak?
- Tak.
Martyna rozpoczęła ćwiczenia.
Następnego dnia Piotrek wszedł do sali.
- Cześć. - Chłopak podał Martynie kwiaty.
- A to z jakiej okazji?
- Bez okazji. Pamiętasz, że dziś idę z tobą na rehabilitację? Niedługo wychodzisz, więc muszę nauczyć się tych wszystkich ćwiczeń.
Kilka godzin później Piotrek poszedł do pracy pierwszy dzień od wypadku. Ubrał się w strój.
- W końcu wracasz. - Powiedziała Renata.
- Wracam, ale nie na długo. Martyna niedługo wyjdzie ze szpitala i będę musiał pomagać jej w rehabilitacji.
- Mówiłam, że będzie sprawiać ci problemy. - Po tych słowach Piotr się zdenerwował.
- To nie jest dla mnie żaden problem.
Nagle dziewczyna pocałowała Piotrka, lecz ten szybko się od niej oderwał.
- Co ty do cholery robisz?!
- Przecież ty tego chcesz!
- Skąd możesz wiedzieć, czego ja chcę?! Mam dziewczynę, nadal nie możesz tego zrozumieć? Czy może nie chcesz? Daj mi spokój. - Chłopak szybko wyszedł z przebieralni.
Cztery dni później Martyna wyszła ze szpitala. Piotrek pojechał po nią. Potem pojechali do domu dziewczyny.
- Piotruś, może na ten czas zamieszkałbyś u mnie?
- Ale ten czas może trwać...
-Jeśli nie chcesz, to zrozumiem.
- Chcę! To pojadę po swoje rzeczy. Poradzisz sobie?
- Tak, dam radę.
***
Wieczorem para oglądała film. Piotrek zaczął całować Martynę. Po chwili zaniósł ją do sypialni...
Rankiem Piotr usłyszał hałas dochodzący z kuchni. Szybko tam poszedł.
- Co ty robisz? - Zapytał patrząc na Martynę.
- Chciałam zrobić śniadanie, ale spadły mi talerze.
- Ale jakim sposobem znalazłaś się w kuchni?
- Wyobraź sobie, że z łóżka doczołgałam się do wózka, wsiadłam na niego i tym oto skomplikowanym sposobem znalazłam się w tym miejscu.
- A co miało być na śniadanie?
- Kanapki.
- Ja je dokończę. - Piotrek wziął od Martyny produkty.
Po zjedzeniu śniadania para pojechała do bazy.
- Co ty tu robisz? - Zapytał Wiktor kierując wzrok na kobietę.
- Chciałam zapytać, kiedy będę mogła wrócić do pracy.
- Ale ty niedawno miałaś wypadek. Chyba żartujesz...
- Doktorze, ja muszę coś robić. Straciłam dziecko, ja w domu nie wytrzymam choćby chwili sama!
- Nie ma mowy. Możemy o tym porozmawiać dopiero, gdy dostanę od ciebie zaświadczenie o zdolności do pracy.
- Niedługo je dostanę...
- Wtedy pomyślimy, ale sądzę, że znajdziemy wtedy dla ciebie coś lżejszego. Nie możesz się przemęczać.
- Dobrze. - Martyna skierowała się do wyjścia. - Do widzenia doktorze, pa Piotruś. - Dziewczyna pocałowała go w policzek i pojechała do domu.
Piotrek dostał wypis ze szpitala. Poszedł do stacji.
- Cześć, doktorze.
- Cześć. Gdzie masz Martynę? - Zapytał lekarz odkładając stos papierów na biurko.
- Musi jeszcze kilka dni poleżeć w szpitalu.
- A jak ona się czuje? Jak sobie z tym wszystkim radzi?
- Nie jest łatwo, ale dajemy radę.
- Wy?
- Tak, jesteśmy razem.
Całej rozmowie przysłuchiwała się Renata. Po chwili Piotr poszedł do Martyny. Wszedł do sali z wózkiem inwalidzkim.
- Witam, oto pani nowe Porsche. - Dziewczyna się uśmiechnęła.
Piotr posadził Martynę na wózek.
- Przejedziemy się do stacji? Wszyscy się za tobą stęsknili.
Para udała się w stronę bazy. Martyna rozmawiała z Adamem.
- Jesteście razem? - Zapytała Renata podchodząc do Piotrka.
- Tak.
- Chcesz być ze sparaliżowaną dziewczyną, a nie ze sprawną?
- Kocham Martynę z wózkiem i bez niego. Wierzę, że odzyska sprawność i to niedługo.
- Ona będzie cię tylko przygnębiać. Znałam takich ludzi. Prędzej, czy później pęknie i będzie miała dość.
- Ty chyba nie znasz Martyny. - Piotrek poszedł w stronę Adama. - Będziemy już iść?
- Tak. To cześć Adaś.
Piotr odwiózł Martynę do sali, a potem udał się do domu.
*Martyna*
Powoli odsunęłam kołdrę i spojrzałam na swoje nogi. Dotknęłam ich, lecz nic nie czułam. W oczach pojawiły mi się łzy. Do sali weszła pielęgniarka i powiedziała, że zabiera mnie na rehabilitację.
- Im pani szybciej zacznie ćwiczenia, tym prędzej odzyska pani sprawność.
Pielęgniarka wjechała z Martyną do pomieszczenia.
- Witam, jestem Ania Nowicka. Będę pani rehabilitantką.
- Martyna. - Kobiety podały sobie ręce. - A więc ten wypadek był tydzień temu. Nie wiem, czy jest to ważne, ale poroniłam.
- W takiej sytuacji wszystko może być ważne. Masz niedowład kończyn dolnych, tak?
- Tak.
Martyna rozpoczęła ćwiczenia.
Następnego dnia Piotrek wszedł do sali.
- Cześć. - Chłopak podał Martynie kwiaty.
- A to z jakiej okazji?
- Bez okazji. Pamiętasz, że dziś idę z tobą na rehabilitację? Niedługo wychodzisz, więc muszę nauczyć się tych wszystkich ćwiczeń.
Kilka godzin później Piotrek poszedł do pracy pierwszy dzień od wypadku. Ubrał się w strój.
- W końcu wracasz. - Powiedziała Renata.
- Wracam, ale nie na długo. Martyna niedługo wyjdzie ze szpitala i będę musiał pomagać jej w rehabilitacji.
- Mówiłam, że będzie sprawiać ci problemy. - Po tych słowach Piotr się zdenerwował.
- To nie jest dla mnie żaden problem.
Nagle dziewczyna pocałowała Piotrka, lecz ten szybko się od niej oderwał.
- Co ty do cholery robisz?!
- Przecież ty tego chcesz!
- Skąd możesz wiedzieć, czego ja chcę?! Mam dziewczynę, nadal nie możesz tego zrozumieć? Czy może nie chcesz? Daj mi spokój. - Chłopak szybko wyszedł z przebieralni.
Cztery dni później Martyna wyszła ze szpitala. Piotrek pojechał po nią. Potem pojechali do domu dziewczyny.
- Piotruś, może na ten czas zamieszkałbyś u mnie?
- Ale ten czas może trwać...
-Jeśli nie chcesz, to zrozumiem.
- Chcę! To pojadę po swoje rzeczy. Poradzisz sobie?
- Tak, dam radę.
***
Wieczorem para oglądała film. Piotrek zaczął całować Martynę. Po chwili zaniósł ją do sypialni...
Rankiem Piotr usłyszał hałas dochodzący z kuchni. Szybko tam poszedł.
- Co ty robisz? - Zapytał patrząc na Martynę.
- Chciałam zrobić śniadanie, ale spadły mi talerze.
- Ale jakim sposobem znalazłaś się w kuchni?
- Wyobraź sobie, że z łóżka doczołgałam się do wózka, wsiadłam na niego i tym oto skomplikowanym sposobem znalazłam się w tym miejscu.
- A co miało być na śniadanie?
- Kanapki.
- Ja je dokończę. - Piotrek wziął od Martyny produkty.
Po zjedzeniu śniadania para pojechała do bazy.
- Co ty tu robisz? - Zapytał Wiktor kierując wzrok na kobietę.
- Chciałam zapytać, kiedy będę mogła wrócić do pracy.
- Ale ty niedawno miałaś wypadek. Chyba żartujesz...
- Doktorze, ja muszę coś robić. Straciłam dziecko, ja w domu nie wytrzymam choćby chwili sama!
- Nie ma mowy. Możemy o tym porozmawiać dopiero, gdy dostanę od ciebie zaświadczenie o zdolności do pracy.
- Niedługo je dostanę...
- Wtedy pomyślimy, ale sądzę, że znajdziemy wtedy dla ciebie coś lżejszego. Nie możesz się przemęczać.
- Dobrze. - Martyna skierowała się do wyjścia. - Do widzenia doktorze, pa Piotruś. - Dziewczyna pocałowała go w policzek i pojechała do domu.
sobota, 4 kwietnia 2015
Rozdział 13 ''Odpowiadam nie tylko za swoje życie''
Martyna dla pewności zrobiła jeszcze trzy testy. Każdy z nich wychodził pozytywnie. Zerknęła na zdjęcie USG. Była w piątym tygodniu ciąży.
Wzięła torebkę z kanapy i szybkim krokiem wyszła z mieszkania.
***
- Cześć, Martynka. - Powiedział Piotrek.
- Hej.
- A może dzisiaj po pracy przejechałabyś się ze mną motorem?
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Wiedziałem, że się zgodzisz.
- Piotrek, zbieraj się, wezwanie mamy. - Powiedział Wiktor zakładając kurtkę. - Ruchy, ruchy.
Martyna spojrzała na odchodzącego chłopaka. Westchnęła. Podeszła do niej Renata.
- Co tak wzdychasz, zakochałaś się?
- To nie twoja sprawa. - Dziewczyna perfidnie się do niej uśmiechnęła.
- A jak wam minęła wczorajsza randka? Kto robił śniadanie?
- Po pierwsze, to nie była randka, a po drugie na śniadanie wróciłam do domu.
Kilkanaście minut później do stacji wszedł Piotrek i Wiktor.
- Renata, chodź na chwilę. - Powiedział lekarz.
Dziewczyna zaskoczona udała się do gabinetu.
- Piotruś, co ty nagadałeś Wiktorowi? - Zapytała Martyna.
- Prawdę.
Po chwili wściekła Renata wyszła.
- Poczekaj jeszcze chwilę. Pamiętaj, że to było tylko upomnienie. Pierwsze i ostatnie. - Dodał Wiktor.
- Dobrze. - Dziewczyna spojrzała na Martynę i wyszła z bazy.
***
- Załóż. - Piotr podał mi kask.
- Tylko jedź ostrożnie. Odpowiadam nie tylko za swoje życie.
- Martynka, nie pochlebiaj mi.
Oczywiście Piotrek mnie źle zrozumiał, ale może to i lepiej. Założyłam kask. Odjechaliśmy z piskiem opon. Czułam dreszcz emocji. Bardzo mi się to podobało, lecz do czasu.
Piotrek chciał wyprzedzić samochód. Nagle zza zakrętu wyjechała duża ciężarówka...
***
- Oddycha. Zdejmę jej kask, a ty przytrzymuj głowę. - Piotr mówił po kolei wszystkie czynności ratunkowe. - Ostrożnie... Martyna! Słyszysz mnie?
- Co się stało? - Dziewczyna zapytała nieprzytomnym głosem.
- Mieliśmy wypadek. Nie zasypiaj! Cholera, co się dzieje?! Martyna, dlaczego ty krwawisz?!
- Piotrek... Jestem w ciąży.
- Z kim?
- Z tobą. - Po tych słowach straciła przytomność.
***
- Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? - Piotr był zdenerwowany, ale starał się pocieszyć Martynę, która kilka godzin temu straciła dziecko.
- Nie chciałam. Wiem, że to zrujnowałoby ci dotychczasowe życie.
- To nie prawda. Martyna, ja cię kocham. Może dajmy sobie szansę?
Dziewczyna przez chwilę milczała.
- Dobra, wiem, że nie powinienem. Pójdę już do swojej sali.
- Poczekaj. - Powiedziała Martyna łapiąc chłopaka za rękę. - Dasz mi czas, bym się zastanowiła?
- Pewnie, dam ci tyle ile zechcesz. - Piotrek się uśmiechnął. - Co mówił lekarz?
Kobieta nic nie odpowiedziała.
- Martynka...?
- Jestem sparaliżowana od pasa w dół. I co nadal chcesz ze mną być? - Zaczęła płakać.
- Kocham cię jak jesteś sprawna, a jak jesteś sparaliżowana, to kocham cię jeszcze bardziej. Cholera, dlaczego ja zabrałem cię na tą przejażdżkę?!
- To nie twoja wina. Chcę być sama... Przyjdziesz później?
- Tak. - Piotr wyszedł z sali i poszedł na swój oddział.
***
- Renata, Adam... - Zaczął Wiktor.
- Tak?
- Pójdziemy jeszcze na chwilę do szpitala? Zobaczymy, co z Piotrkiem i Martyną.
- Pewnie. - Powiedział Adam.
Załoga skierowała się do sali, gdzie leżał Piotr.
- Cześć. Co z Martyną? - Zapytał lekarz.
- Idźcie się sami zapytać. - Chłopak zauważył, że Renata zaśmiała się pod nosem. - Tak cię to bawi?! Chcesz być w jej skórze i zobaczyć, jak to jest stracić dziecko, a do tego być sparaliżowaną?!
- Dzieciaki... Możecie na chwilę wyjść?
Adam i Renata wyszli z sali.
- Jak to ''stracić dziecko''?
- Martyna była ze mną w ciąży, ale ja nic nie wiedziałem. Powiedziała mi dopiero na wypadku, jak się zapytałem dlaczego krwawi. Do tego ma niedowład kończyn dolnych. Ale doktor niech na razie do niej nie idzie. Powiedziała, że chce być sama.
- Rozumiem... Pójdę już. Trzymaj się. - Wiktor wyszedł z sali i podszedł do Renaty.
- I co z nimi? - Zapytał Adam.
- Zaraz ci powiem. Możesz poczekać przy karetce?
- Tak.
- Więc możesz mi wytłumaczyć, co to miało znaczyć?!
- Nie wiem. - Powiedziała dziewczyna.
- Jeśli ci coś nie pasuje, mogę cię zwolnić. Proszę, droga wolna!
- Przepraszam.
- Mnie? Za co? Powinnaś iść przeprosić Piotrka, wiesz jak on się teraz musi czuć?! Jego dziecko nie żyje!
- Jego...? No to pójdę go przeprosić.
- Teraz nie. Masz dyżur, zapomniałaś?
***
- Wiem, że chciałaś być sama, ale nie mogę cię zostawić w tak trudnej sytuacji. - Martyna przytuliła się do Piotrka z bezsilności.
- Przepraszam, że ci nic nie powiedziałam. Bałam się twojej reakcji.
- To było z twojej strony nieodpowiedzialne, Martynka. W pracy byłaś narażona na różne niebezpieczeństwa, dźwigałaś dużo...
- Następnym razem to się nie powtórzy.
- Ale jak to ''następnym razem''?
- A co, nie chcesz być ze mną?
- Chcę! - Piotrek namiętnie pocałował Martynę.
Wzięła torebkę z kanapy i szybkim krokiem wyszła z mieszkania.
***
- Cześć, Martynka. - Powiedział Piotrek.
- Hej.
- A może dzisiaj po pracy przejechałabyś się ze mną motorem?
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- Wiedziałem, że się zgodzisz.
- Piotrek, zbieraj się, wezwanie mamy. - Powiedział Wiktor zakładając kurtkę. - Ruchy, ruchy.
Martyna spojrzała na odchodzącego chłopaka. Westchnęła. Podeszła do niej Renata.
- Co tak wzdychasz, zakochałaś się?
- To nie twoja sprawa. - Dziewczyna perfidnie się do niej uśmiechnęła.
- A jak wam minęła wczorajsza randka? Kto robił śniadanie?
- Po pierwsze, to nie była randka, a po drugie na śniadanie wróciłam do domu.
Kilkanaście minut później do stacji wszedł Piotrek i Wiktor.
- Renata, chodź na chwilę. - Powiedział lekarz.
Dziewczyna zaskoczona udała się do gabinetu.
- Piotruś, co ty nagadałeś Wiktorowi? - Zapytała Martyna.
- Prawdę.
Po chwili wściekła Renata wyszła.
- Poczekaj jeszcze chwilę. Pamiętaj, że to było tylko upomnienie. Pierwsze i ostatnie. - Dodał Wiktor.
- Dobrze. - Dziewczyna spojrzała na Martynę i wyszła z bazy.
***
- Załóż. - Piotr podał mi kask.
- Tylko jedź ostrożnie. Odpowiadam nie tylko za swoje życie.
- Martynka, nie pochlebiaj mi.
Oczywiście Piotrek mnie źle zrozumiał, ale może to i lepiej. Założyłam kask. Odjechaliśmy z piskiem opon. Czułam dreszcz emocji. Bardzo mi się to podobało, lecz do czasu.
Piotrek chciał wyprzedzić samochód. Nagle zza zakrętu wyjechała duża ciężarówka...
***
- Oddycha. Zdejmę jej kask, a ty przytrzymuj głowę. - Piotr mówił po kolei wszystkie czynności ratunkowe. - Ostrożnie... Martyna! Słyszysz mnie?
- Co się stało? - Dziewczyna zapytała nieprzytomnym głosem.
- Mieliśmy wypadek. Nie zasypiaj! Cholera, co się dzieje?! Martyna, dlaczego ty krwawisz?!
- Piotrek... Jestem w ciąży.
- Z kim?
- Z tobą. - Po tych słowach straciła przytomność.
***
- Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? - Piotr był zdenerwowany, ale starał się pocieszyć Martynę, która kilka godzin temu straciła dziecko.
- Nie chciałam. Wiem, że to zrujnowałoby ci dotychczasowe życie.
- To nie prawda. Martyna, ja cię kocham. Może dajmy sobie szansę?
Dziewczyna przez chwilę milczała.
- Dobra, wiem, że nie powinienem. Pójdę już do swojej sali.
- Poczekaj. - Powiedziała Martyna łapiąc chłopaka za rękę. - Dasz mi czas, bym się zastanowiła?
- Pewnie, dam ci tyle ile zechcesz. - Piotrek się uśmiechnął. - Co mówił lekarz?
Kobieta nic nie odpowiedziała.
- Martynka...?
- Jestem sparaliżowana od pasa w dół. I co nadal chcesz ze mną być? - Zaczęła płakać.
- Kocham cię jak jesteś sprawna, a jak jesteś sparaliżowana, to kocham cię jeszcze bardziej. Cholera, dlaczego ja zabrałem cię na tą przejażdżkę?!
- To nie twoja wina. Chcę być sama... Przyjdziesz później?
- Tak. - Piotr wyszedł z sali i poszedł na swój oddział.
***
- Renata, Adam... - Zaczął Wiktor.
- Tak?
- Pójdziemy jeszcze na chwilę do szpitala? Zobaczymy, co z Piotrkiem i Martyną.
- Pewnie. - Powiedział Adam.
Załoga skierowała się do sali, gdzie leżał Piotr.
- Cześć. Co z Martyną? - Zapytał lekarz.
- Idźcie się sami zapytać. - Chłopak zauważył, że Renata zaśmiała się pod nosem. - Tak cię to bawi?! Chcesz być w jej skórze i zobaczyć, jak to jest stracić dziecko, a do tego być sparaliżowaną?!
- Dzieciaki... Możecie na chwilę wyjść?
Adam i Renata wyszli z sali.
- Jak to ''stracić dziecko''?
- Martyna była ze mną w ciąży, ale ja nic nie wiedziałem. Powiedziała mi dopiero na wypadku, jak się zapytałem dlaczego krwawi. Do tego ma niedowład kończyn dolnych. Ale doktor niech na razie do niej nie idzie. Powiedziała, że chce być sama.
- Rozumiem... Pójdę już. Trzymaj się. - Wiktor wyszedł z sali i podszedł do Renaty.
- I co z nimi? - Zapytał Adam.
- Zaraz ci powiem. Możesz poczekać przy karetce?
- Tak.
- Więc możesz mi wytłumaczyć, co to miało znaczyć?!
- Nie wiem. - Powiedziała dziewczyna.
- Jeśli ci coś nie pasuje, mogę cię zwolnić. Proszę, droga wolna!
- Przepraszam.
- Mnie? Za co? Powinnaś iść przeprosić Piotrka, wiesz jak on się teraz musi czuć?! Jego dziecko nie żyje!
- Jego...? No to pójdę go przeprosić.
- Teraz nie. Masz dyżur, zapomniałaś?
***
- Wiem, że chciałaś być sama, ale nie mogę cię zostawić w tak trudnej sytuacji. - Martyna przytuliła się do Piotrka z bezsilności.
- Przepraszam, że ci nic nie powiedziałam. Bałam się twojej reakcji.
- To było z twojej strony nieodpowiedzialne, Martynka. W pracy byłaś narażona na różne niebezpieczeństwa, dźwigałaś dużo...
- Następnym razem to się nie powtórzy.
- Ale jak to ''następnym razem''?
- A co, nie chcesz być ze mną?
- Chcę! - Piotrek namiętnie pocałował Martynę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)